Kielce v.0.8

Kino
TÅ‚umaczka

 drukuj stron�
Kino Recenzje
Wys�ano dnia 30-05-2005 o godz. 08:00:00 przez pala2 19046

Dobry thriller nie musi być absolutnie logiczny, aby być dobry, musi interesować, trzymać w napięciu, przykuwać uwagę, no i bawić - wszystko to spełnia thriller "Tłumaczka" mistrza gatunku, Sydneya Pollacka.

Tytułowa bohaterka jest tłumaczką w ONZ i warto wspomnieć, że to pierwszy film zrealizowany na terenie budynku Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku. Autentyzm scenerii zostaje należycie podkreślony.

Sylvia Broome (Nicole Kidman - nigdy nie była piękniejsza) włada afrykańskimi narzeczami, jako urodzona i wychowana w Południowej Afryce. Dzięki temu rozumie podsłuchaną przypadkiem rozmowę w narzeczu Ku o planie zamachu na dyktatora afrykańskiego państwa Matobo w trakcie jego przemówienia z ONZ-towskiej trybuny.

Od razu wyjaśnić należy, że zarówno Matobo jak i język Ku to filmowa fikcja, ale w thrillerze można. Rozmówcy pozostają dla Sylvii niewidoczni, za to ona jest doskonale widoczna w kabinie tłumaczy, do której weszła przypadkiem po godzinach. Sylvia informuje odpowiednie służby, po czym zaczyna się niezmiernie skomplikowana intryga, trup pada gęsto i napięcie narasta, aby osiągnąć kulminację w dwóch sekwencjach - jazdy autobusem przez zatłoczone miasto, co kończy się wybuchem, fajerwerkiem ognia i zniszczenia - oraz strzałów w równie zatłoczonej sali obrad w ONZ, gdzie następuje oczywiście panika.

Obie sekwencje wydają się hołdem złożonym Hitchcockowi z jego klasycznych już filmów, obie są nadzwyczaj efektowne i obie, niestety, mogłyby budzić wiele wątpliwości, gdyby był na nie czas. Choćby zgromadzenie w autobusie tajnych agentów nieustannie porozumiewających się ukrytymi w kołnierzach mikrofonami jest aż groteskowe. Mało prawdopodobne wydaje się też niezauważone przez nikogo wkroczenie Sylvii do najbardziej strzeżonego pomieszczenia obok sali obrad, gdzie ukryty zostaje czarnoskóry dygnitarz, ściągnięty z mównicy. Sylvia przystawia mu rewolwer do głowy i zaczyna dywagować, podczas gdy niczego nie podejrzewająca ochrona miota się na zewnątrz.

Ale czasu na rozważanie prawdopodobieństwa sytuacji na szczęście nie ma, akcja toczy się aż za szybko, żeby pojąć wszystkie jej komplikacje, nie tylko sytuacyjne. Bowiem poza działaniami fizycznymi rozwija się wątek osobisty pary głównych bohaterów. Tym drugim, obok Sylvii, bohaterem jest znerwicowany szef ochrony Tobin Keller, którego Sean Penn gra w konwencji cierpiącego cynika. Stracił właśnie ukochaną żonę, która nie tylko go opuściła (zresztą nie po raz pierwszy), ale na dodatek zginęła w wypadku samochodowym spowodowanym przez kochanka. Praca jest więc dla niego ratunkiem przed depresją. Trochę dziwi, że nikt ze zwierzchnictwa nie zauważa okoliczności, które mogą przecież grozić Tobinowi załamaniem, i że nadal powierza mu się tak odpowiedzialne zadania, ale najwidoczniej tajne służby US mają swoje słabe strony. Zresztą profesjonalizm Tobina jest imponujący, nie wierzy Sylvii, poddaje ją nawet mechanicznemu testowi prawdy i starannie rekonstruuje jej skomplikowaną przeszłość.

Okazuje się, że ta piękna, chłodna i mądra kobieta (rozumie i przyjmuje dla siebie wiele z filozofii mieszkańców Czarnego Lądu) jest wypalona wewnętrznie, że w tumulcie afrykańskich rewolt straciła wszystkich bliskich, także ukochanego brata, i że staje wobec najtrudniejszej decyzji: czy wykorzystać okazję i dokonać zemsty na dyktatorze, którego niegdyś podziwiała jako idealistę, a teraz wie, jak bezwzględnie te ideały zdradził. Nie czuję się na siłach wyjaśniać wszystkich motywów postępowania bohaterów.

Oczywiście, między depresyjnym Tobinem i rozdartą wątpliwościami Sylvią budzi się nić zrozumienia i sympatii, ale zbyt wiele ich dzieli, żeby oczekiwać banalnego happy endu. Czy zresztą my, widzowie, łączymy się z nimi emocjonalnie? Chyba jednak nie, obserwujemy ich z podziwem, ale trochę tak, jak piękne marionetki. Ktoś zauważył słusznie, że jest to film, który wymusza uwagę, nie powoduje jednak zaciskania rąk na poręczy krzesła.

Na ekranie pojawiają się znakomite sekwencje, jedna po drugiej - poczynając od wstępu na afrykańskim stadionie, gdzie pod trybunami leżą zwały trupów, ale w słońcu bawi się piłką kilku czarnych chłopców, którzy zaraz potem zaczynają strzelać. Filmowo jest to wspaniale rozegrane. I tak do końca. Nadzwyczaj sprawna robota, na to nałożona cokolwiek mętna, choć brzmiąca szlachetnie ideologia (precz z przemocą, wierność ideałom itd.) oraz czysty suspens triumfujący nad logiką.

Ale dobry thriller nie musi... Proszę wrócić do początku tych uwag; to także podsumowanie.


Antoni Garbaczewski


Komentarze

Komentowanie niedozwolone dla anonimowego u�ytkownika, prosze sie zarejestrowa�

trueboy 30-05-2005 o godz. 12:40:20
A napisałas choc jedna swoja recenzje ?
Error connecting to mysql