Punk rockowa ''sodoma i gomora'' czyli jak to było na Sedesie...

Klub "Wspak" 9 listopada 2007 - kilkuosobowe grupki buntowników wszelakiej maści i koloru włosów czekają niczym pielgrzymi w miejscu kultu na dwie kapele punkowe - Park Wolności i Sedes. Przy czym ta ostatnia, prekursor polskiego alternatywnego grania z lat 80-ych, jest niewątpliwie gwoździem programu tego zacnego event'u.



"Szoguny" obległy okoliczne błonia już od godziny 18.30 w celu konsumpcji napojów wyskokowych. O godzinie 19.00 wszyscy są przygotowani do powitania wyśmienitych gości. Wymalowane i opancerzone glanami dziewczęta, po wydaniu okrzyku na cześć chłopców z Parku Wolności, którzy to zajechali swym automobilem pod budynek, podbiegają rozochocone, żeby potowarzyszyć członkom zespołu w rozłożeniu maneli na scenie. W tym samym momencie, naszym oczom ukazuje się dwóch rosłych osiłków w czarnych mundurach z napisem >OCHRONA<. Wiemy, że będzie trochę "bydła sakramenckiego", ale po co wysyłać od razu gladiatorów?

Mniejsza o to, są rzeczy ważniejsze, bo oto ja i mój kompan wchodzimy do WSPAK-u, gdzie ku naszemu zdziwieniu, gra już Park Wolności, a na parkiecie tańcują trzy osoby. Jest już kilka minut po 20-ej, a fanów jak nie było, tak nie ma... Nagle Park Wolności przestaje grać - fałszywy alarm - to była tylko próba przed koncertem. Całe show startuje grubo po 20-ej.

Mimo słabego nagłośnienia, "wolni chłopcy" dają z siebie wszystko i zagrzewają fanów do zrobienia motłochu pod sceną, co zresztą im się udaje. A wkoło? W powietrzu unosi się woń pryty, jakaś młoda dama, licząca na oko lat szesnaście, prosi nas o kupienie jej alkoholu, jakiś pijany typ zatacza się i w końcu upada... A muzyka gra...

W końcu wybija godzina! Park Wolności finiszuje, a my zacieramy ręce, żeby podpytać brygadę o politykę, życie i cele egzystencjalne. Jeśli chodzi o to pierwsze, chłopcy od razu nas zawiadamiają, że się nie interesują Sejmem i Senatem. Natomiast zapytani o to, co robią w życiu, punkowcy odpowiadają, że pracują i studiują. Jeden z nich, gitarzysta Źwirek, nie robi nic i mieszka w mieleckim squot'cie. Ciekawa to historia, ba, niektórzy z muzyków wstydzą się, że studiują na prywatnych uczelniach, bo to nie przystoi prawdziwym anarchistom... Jednak miłość do kobiety czasem bywa silniejsza i zmusza "łobuzów" nawet do tak "wielkich poświęceń" jak podjęcie nauki w szkole niepaństwowej. Życie z dnia na dzień, zabawa, zagranie koncertu za nocleg i kilkanaście browarów to są priorytety Parku Wolności, którzy, spytani o nazwę grupy, opowiadają podekscytowani, że jest w Mielcu taki park, enklawa o powierzchni 300m kw., "zaprojektowana specjalnie" dla tubylczych buntowników w celu spotkań towarzyskich i rozważań na temat rock'n'rolla.

Miło nam się rozmawia, ale oto CYT!, UWAGA!, Sedes wjeżdża na scenę. Pancury rzucają się na parkiet, a my zmuszeni jesteśmy uciekać od dziczy. Istny szał pał, pogo, przepychanki i inne akcje kodują się w naszych oczach i umysłach. Jakby tego było mało, jakiś małolat odurzony zasnął pod ławeczką, a na nim położyła się jakaś panna niewyżyta. Show, jakiego długo szukałby gdzie indziej. Zostawiamy jednak "ziemskie pospólstwo" - oto na scenie "bogowie" dają czadu i, mimo tego, że czterdziecha na karku, to całkiem elegancko promują reaktywowany Sedes.

Po wysłuchaniu kilku kawałków grupy, przenosimy się w magiczny świat co niektórych fanów, którzy zasnęli w holu albo gaworzą ochoczo popijając piwka. Podchodzimy do 28- letniego Artura, który, zapytany o to, skąd zna zespół Sedes, daje nam jakże barwną i wizualistyczną odpowiedź, iż "wychował się na Sedesie". Artur nie przejmuje się swoistą grą słów i kontynuuje ekspresywna wypowiedź : "Lechu, Lechu jak się masz, pokaż nam swą twarz"- boli go fakt, że politycy obiecują zmiany na lepsze, a i tak jest tak samo. Artur słucha zespołów punk rockowych ze względu na "teksty i podteksty", poruszanie kwestii z życia codziennego szarego obywatela. Po zbluzganiu Dody i pomachaniu nam, wielbiciel Sedesu odchodzi w podskokach w epicentrum zabawy.

Zapytani o przyczynę przyjścia na koncert, inni nasi rozmówcy odpowiadają jednogłośnie- bo to kultowy zespół, który reprezentuje już dwadzieścia lat scenę punkową w Polsce i wciąż ma coś do powiedzenia. Zachęceni tym stwierdzeniem o bogatym przekazie w tekstach Sedesu, wchodzimy na koncert i oto, skupieni do bólu, wsłuchujemy się w jedno z wyżej wymienionych przesłań:

"Deszczyk pada, nagle słońce świeci
Ludzie patrzcie, z dachu gówno leci!
Ludzie patrzcie, z dachu gówno leci!
Nie uciekaj mój przyjacielu
Gówno w ciebie trafi jak w nas wielu,
Gówno w ciebie trafi jak w nas wielu,
Gówno w ciebie trafi jak w nas wielu."

Nie jesteśmy jednak przekonani do głoszonej w pieśni ideologii, więc czekamy na kolejne rymy i tu okazuje się, że cierpliwość popłaca i znajdujemy ambitniejsze przesłanki Wrocławian:

"Znowu czerwona flaga zawisła nad nami
znów świnie do koryta się dorwały
znowu zaczną się prześladowania
sąsiad będzie kablował sąsiada..."

Koncert dobiega końca, aż w pewnym momencie 40-letnie "perełki" schodzą do nas udzielić wywiadu. Ku zdziwieniu mojemu i obecnych fanów, rozmowa jest pełna dobrego humoru i chęci otworzenia się na permanentny dziennikarski niedosyt wiedzy. Młody - Jan Siepiela, wokalista zespołu, stwarza specyficzny klimat, aż w końcu zauważamy, że siedzimy na sali sami i 40-letni fanatycy punkowej ideologii. Młody, który od roku mieszka i pracuje w Holandii, i który, poprzez swój wygląd: buty na biszkopcie i tlenione blond włosy, wygląda, nota bene, jakby dorabiał jako DJ w państwie "zielonego listka", opowiada, że jego teksty są wciąż aktualne i lubi młodą publiczność, która się utożsamia z zawartą w tekstach ideologią. Pełen rockowego luzu, kąsliwego humoru i ostrego języka, Janek oznajmia nam, że chce być dobrym człowiekiem, dlatego też grywa charytatywnie i nie jest dla niego problemem oddać cały zarobek z koncertu na szczytny cel. Z naszej strony respect, bo, mimo całej otoczki amoralności wokół siebie, ten stary pancur chce pomagać innym. Zapytany o żonę i dzieci, mówi, że kocha swoją rodzinę i nigdy nie zostawiłby żony mimo tego, że pełno młodych fanek plącze się wokół zespołu po koncertach.

Gadu, gadu, gęsi w życie - mija już dobra godzina od rozpoczęcia wywiadu a Młody gada i gada jak nakręcony... Do rozmowy przyłącza się Wojciech Maciejewski, gitarzysta grupy, od którego dowiadujemy się wielu ciekawostek. Zjedzone banany w garderobie zespołu T.Love, które stały się powodem rękoczynów miedzy dwoma zespołami, obsikanie jury po otrzymaniu pierwszej nagrody na lokalnym przeglądzie - "Muzyczny Start", granie w samych majtkach zimową porą na jednej z wrocławskich ulic - to nieliczne hardcore'owe niusy, które rozbijają nas na atomy śmiechu. Ale punkt kulminacyjny zbliża się wielkim krokiem - Wojciech Maciejewski opowiada nam historię wszechczasów. Wszystko zaczęło się od zakupu w lumpeksie sweterka a la białoruski trend i fioletowych spodni marchewek, w których to w/w gitarzysta zrobił sobie zdjęcie (pozorując pijanego i umoczonego) z butelką wina koło śmietnika. Zdjęcie wystawił kolega Wojtka ze szkolnej ławy na stronie www.naszaklasa.pl z dopiskiem "Pomóżmy Wojtkowi Maciejewskiemu..." i numerem konta Wojtka. Puenta jest taka, że już trzy osoby z klasy Maciejewskiego pomogły mu i wpłaciły datki rzędu 100 zł każda. Bardzo oryginalnie i nietuzinkowo...

Kiedyś trzeba odejść... Opuszczamy naszych rozmówców, którzy żegnają nas jak starych znajomych i opuszczamy miejsce, w którym spotkało nas wiele skrajności - od pijanych, odurzonych małolatów, poprzez tych bawiących się do końca event'u, aż do tych najstarszych, prekursorów całego tego "zamieszania". Ogólnie rzecz biorąc my nie żałujemy, że tam byliśmy, że widzieliśmy i że poznaliśmy ich wszystkich. Zapamiętamy po wsze czasy "złote myśli" Młodego: "koncert- policja - wpierdol, myślałem, że dupa mi pęknie", "programy charytatywne - chciałbym czuć się dobrym człowiekiem", "w Kielcach gramy drugi koncert, pierwszego nie pamiętam", " mam normalną rodzinę - córka na medycynie", "każdy ma prawo do zeszmacenia się", "wizja plus przekaz".

atomówka


Data publikacji: 21-11-2007 o godz. 22:25:00, Temat: Muzyka

Artyku� pochodzi z serwisu Wici.Info Array
Link do artyku�u: Array/News,punk_rockowa_sodoma_i_gomora_czyli_jak_to_było_na_sedesie,10114,html