Marek Cecuła: Kielce mnie nie ograniczają

Z Markiem Cecułą, artystą ceramikiem, designerem rozmawia Agnieszka Sadowska.



O czym pan myśli tworząc przedmioty użytkowe? Taką tacę na owoce na przykład. O wygodzie w użyciu?
- Nie, nie chodzi o wygodę, tylko o koncepcję współczesności, pewną myśl artystyczną zawartą w rzeczach, które na co dzień użytkujemy w domu. Myślę więc o stworzeniu przedmiotu, który ma funkcję, czemuś i komuś służy, ale jest inny, świeży, zaskakujący w podejściu do codzienności, do zadań, które powinien spełniać. Istotne jest to, żeby w swej odrębności i pomysłowości te przedmioty nie straciły funkcji użytkowej.

Tylko czy ludziom zależy na użytkowości, czy raczej na nazwisku sławnego designera, które można postawić na półce?
- Prawdopodobnie nie chodzi im wyłącznie o użytkowość. Szukają raczej świeżego spojrzenia na tacę, na której mogą położyć owoce. Może znudziły im się zwykłe talerze, na których od lat widzą jabłka i pomarańcze? Poszukując nowych form trafiają na nas. My proponujemy im nowe możliwości.

My, czyli kto?
- Ludzie tworzący pod znakiem firmy Modus Design, wśród których jestem również ja.

Więc nie jest pan twórczym samotnikiem?
- Nie jestem. Mogę tworzyć z innymi i robię to od lat w ramach Modus Design, a za chwilę także w ramach DCK, czyli Design Centrum Kielce.

Brzmi światowo.
- I tak będzie. Przymierzamy się do otwarcia w budynkach dawnego kieleckiego więzienia przy ulicy Zamkowej działalności kulturalnej. Składać się na nią będą dwie części, również w znaczeniu dosłownym, bo DCK mieścić się będzie w dwóch budynkach. Jeden przeznaczony zostanie na studio na wysokim poziomie, posiadające wszystkie możliwości produkcji ceramicznej. Drugi będzie centrum wystawowym, edukacyjnym.

Czyli część do brudzenia rąk w glinie i część do wernisaży?
- Ręce w glinie owszem, będzie można brudzić, ale współczesny design to pojęcie znacznie szersze. W DCK będzie więc miejsce na pracownię komputerową z programami pozwalającymi tworzyć duże realizacje. Będzie także sześć sal wystawowych oraz biblioteka materiałów współczesnego designu.

Ludzie będą mogli przyjść tam, by popracować?
- Tak. My będziemy mieć swój program, swoje plany, ale jeśli ktoś będzie chciał się do nas przyłączyć, by realizować swoje pomysły, będzie mógł to zrobić. Planujemy utworzenie kursów wieczorowych dla Kielczan, na których poznawać będą rzemiosło artystyczne – ceramikę, jubilerstwo, tkactwo.

Pan będzie liderem tej grupy?
- Będę prowadził ten projekt, ale oczywiście z pomocą dobrego, entuzjastycznego teamu.

To będą ludzie stąd?
- To zależy czy ich tutaj znajdę. Co do osób, które będą ze mną tworzyć i prowadzić DCK mam konkretne wymagania. Potrzebuję na przykład kuratora wystaw międzynarodowych. To musi być osoba, która świetnie zna nie tylko współczesny design, ale także język angielski. Orientuje się w zagadnieniach dotyczących polityki i stosunków międzynarodowych. Być może taką osobę znajdę gdzieś za granicą? Ale wystawami polskimi będzie się zajmował ktoś stąd – z Krakowa, Warszawy, czy Kielc.



Czemu właśnie Kielce?
- Bo Kielce mają ambicje kulturalne i właśnie dlatego chcą otworzyć takie centrum. Ono z założenia ma wpisywać się w działalność miasta, choćby w tutejsze Targi. Przecież tam przyjeżdżają tysiące ludzi, do których my będziemy mieli szansę trafić, pokazać im współczesny design. Wystawcy z całego świata będą mogli do nas przyjść i obejrzeć znane sobie dotąd przedmioty w zupełnie innym ujęciu, stworzonym choćby przez studentów skupionych wokół centrum.

Studentów kieleckich uczelni?
- Także kieleckich. Mamy tutaj przecież Uniwersytet Humanistyczno-Przyrodniczy, czyli dawną Akademię Świętokrzyską, mamy Wyższą Szkołę Handlową, mamy liceum plastyczne. Tam jest niezwykle zdolna młodzież, która będzie mogła bezpośrednio uczestniczyć w naszych działaniach. Choć podkreślam, że nie zamierzamy się zamykać w swoim środowisku. Wręcz przeciwnie, centrum powstaje z myślą o designerach z całej Polski i świata.

Czym ich pan tutaj przyciągnie?
- Możliwościami. Dla designerów będziemy mieć propozycje, jakich nie mają inni. Będziemy mogli na przykład wykonać dla nich przedmiot w ilości stu sztuk. To bardzo mało. Za mało dla fabryk, którym taka produkcja się nie opłaca. U nas będzie to możliwe.

Nie boi się pan czasem, że Kielce tym planom nie podołają?
- Dzisiaj takie rzeczy dzieją się w różnych miejscach, również małych miastach. Tu nie chodzi o wielkie metropolie.

Ale chodzi o mentalność.
- Zgadza się. Ale Kielce się zmieniają, również pod względem myślenia i możliwości. Nie ruszając się z Kielc, przygotowuję międzynarodową wystawę ceramiczną w Toronto, na której będzie siedemdziesięciu artystów z całego świata. Robię to stąd, bo Kielce w żaden sposób mnie nie ograniczają. Także dlatego, że żyjemy w czasach, gdy dzięki możliwościom technicznym takie rzeczy można robić z każdego miejsca na ziemi. Poza tym sądzę, że mniejsze miasta, czy nawet małe miejscowości mają większe szanse przebicia się, bo łatwiej w nich pokonać przeszkody typu biurokracja. Myślę więc, że Kielce mają olbrzymie szanse na zmiany. Te opinie są poparte faktami, bo przecież działania dotyczące utworzenia DCK już się rozpoczęły. Budynek przy ulicy Zamkowej, gdzie ma się mieścić nasza siedziba, został nam już przekazany i dobrze zaplanowany. W tym mieście jest więc energia, którą warto wykorzystać do tworzenia.

Kiedy ruszacie?
- W czerwcu 2010 Design Centrum Kielce powinno już być otwarte.



Zanim to się stanie, skupia się pan na Bazie Zbożowej.
- Tak. Te działania już się rozpoczęły. Baza jest w tym całym planie bardzo ważnym elementem.

Będzie uzupełniać działalność DCK?
- W pewnym sensie tak. Baza będzie dla nas miejscem działań plenerowych. Miejscem, gdzie będzie można stosować bardziej wymagające techniki tworzenia, między innymi dzięki dobrze wyposażonej pracowni i piecom wypalanym drewnem, które tam staną. Chcielibyśmy, by Baza w dużej mierze wykorzystywała działalność artystów lokalnych, którzy przecież już tam są.

Dotąd było tak, że jeśli ktoś czuł, że chce coś zrobić, że chce tworzyć, mógł przyjść do Bazy.
- I nadal tak będzie. Tylko, że do wszystkich możliwości, które tam były, dochodzi jeszcze ceramika. Wszyscy, którzy przyłączą się do naszej działalności w Bazie Zbożowej, nad którą opiekę instruktorską sprawować będzie Eliza Rajsz, będą mogli robić co chcą. Oczywiście w sensie artystycznym. Ta swoboda w tworzeniu nie będzie jednak oznaczać, że działamy bez planu. Wręcz przeciwnie, będziemy tam mieć ściśle określony program i cele.

Czym więc będą się różnić działania w Bazie od DCK?
- W Centrum będzie można obejrzeć wystawy, wziąć udział w kursach wieczorowych, skorzystać z biblioteki. Z kolei w Bazie planujemy na przykład organizację sesji roboczych dla ceramikarzy z całego kraju. Będą trzydniowe warsztaty, podczas których uczestnicy stworzą swoje projekty, a potem wypalą je we własnoręcznie zbudowanym piecu. W Bazie będą więc dziać się rzeczy bardziej plenerowe, a w DCK będzie więcej wystaw designu, projektowania komputerowego, czyli rzeczy mniej widowiskowe, choć nie mniej efektowne.

Kiedy rusza Baza?
- Niemal za chwilę. Jest już studio, są piece i sprzęt, więc wiosną zaczynamy działalność. Zresztą z dużą niecierpliwością, bo wszystko wskazuje na to, że tu będzie zagłębie ceramiczne.

Sporo w panu wiary.
- Nie chodzi o wiarę. Ja o prostu widzę, co się dzieje. Najpierw był pomysł, czy też dokładniej zgoda na to, by takie centrum w Bazie powstało. Niemal następnego dnia znalazły się pieniądze i przygotowania ruszyły do przodu. Nie muszę więc wierzyć, wystarczy, że obserwuję fakty i wiem, że jeśli działania doszły do tego momentu, to już się nie cofną. Wiara potrzebna jest tylko na początku, potem zaczyna się działanie. Tak powstaje każdy projekt, nie tylko artystyczny.

Zaangażowanie w organizację nie oznacza chyba jednak, że ograniczy się pan do bycia menagerem?
- Absolutnie nie. Zorganizuję wszystko, żeby działało, a potem wchodzę do studia by tworzyć. Inaczej nie potrafię, bo jestem człowiekiem od tworzenia. Zresztą to, co robię teraz nie jest niczym innym, tyle że materia bardzo się różni. Ale to tylko etap, potem znów wracam do brudzenia swoich rąk w glinie.

Nie czuje pan czasem, że prowadzi tutaj działania niszowe?
- Nie. Moje podejście wynika z wewnętrznego umiejscowienia siebie w świecie. Czuję się w Kielcach tak samo pewnie jak w Nowym Jorku. Tworzę tutaj, bo widzę mnóstwo poparcia dla tego, co robię, tworzę, planuję. Jestem tutaj, bo nie czuję podkładania nóg, tylko chęć pomocy.

I nie tęskni pan za bardziej światowymi miejscami, jak choćby Nowy Jork?
- W Nowym Jorku bywam. Nadal mam tam swoje biuro, zostawiłem je, bo jednak jest to miasto, z którym w sposób naturalny kontaktuje się cały świat. Więc chcę być tam obecny. Ale paradoks dzisiejszego świata polega na tym, że jestem obecny w Nowym Jorku mieszkając w Kielcach. A czy tęsknię za tamtym światem? Nie. Wiele lat mieszkania za granicą było szkołą życia. Doświadczenia i kontakty, które tam zdobyłem wykorzystuję teraz w Kielcach.

To taka trochę emerytura? Odpoczynek? Wytchnienie?
- Nie. To kolejny rozdział w życiu, równie intensywny jak wszystkie poprzednie. Z nowymi wyzwaniami, pomysłami i chęcią stworzenia czegoś ciekawego.

Niekoniecznie w glinie?
- Raczej w ludzkim postrzeganiu designu, zmianie nieco wyglądu tego miasta, wprowadzenia do niego nowych współczesnych elementów, także tych architektonicznych.

Zamierza pan tutaj coś burzyć?
- Zamierzam budować. Między innymi niezwykle nowoczesną formę małej architektury na placu przed Urzędem Miasta. Dokładnie tam, gdzie niedawno odkryto ruiny starego ratusza. W tym miejscu stanie trzydzieści wysokich, wygiętych w różne strony, ruchomych stalowych rur. Podczas ruchu będą zmieniać swój kształt.



Skąd taki pomysł?
- Nikt nie wie, jak ten ratusz kiedyś wyglądał. Wiadomo na pewno że był, ale nie wiadomo jaki miał kształt. I właśnie to chciałem pokazać tworząc projekt, który ciągle będzie się zmieniał. Nikt nie będzie wiedział, jaki będzie za chwilę, tak jak nikt nie wie, jak wyglądał ratusz, którego ruiny odkryto.

Jak ta nowoczesność będzie się wpisywać w styl okolicznych kamienic?
- Pracowałem nad tym, żeby ten bardzo nowoczesny w kształcie projekt pasował do architektury miasta, współgrał z nią. Nie chcę, żeby był to element odstraszający swoją nowoczesnością. Wręcz przeciwnie, został pomyślany tak, żeby przyciągać ludzi. Będzie tam miejsce, gdzie można usiąść, odpocząć. Oczywiście będzie się wyróżniał formą, będzie niezwykle nowoczesnym i jednocześnie odważnym elementem w urbanistyce miasta. Ale na pewno będzie to projekt, który współgra z okoliczną architekturą.

I na pewno będzie inny niż to, co dotąd było tutaj tworzone.
- No tak, ale nie można przecież w nieskończoność budować pomników z brązu. Nie można tylko umartwiać się i płakać. Wróciłem do Kielc ponad trzy lata temu. Żyję w tym mieście, obserwuję je i sądzę, że ono jest już gotowe, by otworzyć się na inność.

Marek Cecuła - artysta ceramik, projektant. Urodził się w 1944 roku w Kielcach. Od 16 roku życia mieszkał w Izraelu, potem w Brazylii, aż w 1978 roku osiadł w Nowym Jorku, gdzie założył firmę Modus Design. W latach 1985-2004 dziekan Wydziału Ceramiki w Parsons School of Design w Nowym Jorku i profesor w National Collage of Art and Design w Bergen Norwegia. Od trzech lat prowadzi pracownię również w Kielcach przy ul. Leśnej. Teraz rozszerza swoją działalność o studio w Bazie Zbożowej oraz tworzone przy ul. Zamkowej DCK, czyli Design Centrum Kielce.

Więcej informacji: www.marekcecula.com oraz www.modusdesign.com

tekst: Agnieszka Sadowska, foto: Rafał Nowak


Data publikacji: 25-05-2008 o godz. 13:28:23, Temat: Sztuki plastyczne

Artyku� pochodzi z serwisu Wici.Info Array
Link do artyku�u: Array/News,marek_cecuła_kielce_mnie_nie_ograniczają,10497,html