Wojtas: stare czasy to dobre czasy

Wojtas, legenda kieleckiego i polskiego rapu, wrócił do Kielc po niemal trzyletnim pobycie na emigracji - opowiada nam, co robił na Wyspach, co chce robić obecnie w kraju i z uśmiechem na ustach wspomina stare dobre czasy - rozmawia Jakub Wątor.



Niedawno wróciłeś z Wysp Brytyjskich. Przed wyjazdem mówiłeś, że masz plan działania, po którego spełnieniu wracasz. Czyli powiodło się?

Udało się. Przez jakieś cztery miesiące w Irlandii imałem się różnych zajęć – budowałem płoty, ocieplałem domy, malowałem mieszkania, pracowałem w fabryce czekoladek. Nie znalazłem jednak jakiejś jednej porządnej pracy. Zresztą powstały różne dziwne sytuacje i wróciłem stamtąd. Posiedziałem cztery miesiące w Kielcach i wyjechałem do Anglii. Miałem jechać na 6-8 miesięcy, a zostałem prawie 3 lata. Byłem piekarzem w fabryce pizzy. Robiłem około 28 ton ciasta przez noc, z czego wycinaliśmy około 80 000 placków. To była potężna fabryka, która ma swoje oddziały na całym świecie. Ostatnie pół roku pracowałem w ekipie zajmującej się dezynfekowaniem linii, maszyn itp.

Brałeś, co było i dawało kasę.

Tak, przede wszystkim robiłem w fabrykach.

I tym planem było zarobić i wrócić?

Chciałem ogarnąć trochę mieszkanie, życie, sprawdzić się w czymś innym niż muzyka. Wiem teraz, że oprócz grania jestem w stanie robić też inne rzeczy.



Gdy się zasiedziałeś na Wyspach, nie miałeś momentu, że chciałeś zostać tam już na stałe?

A co mi się tam mogło podobać? Fabryka, która była w szczerym polu kapusty? Głównym moim celem była praca, więc pracowałem przez sześć dni w tygodniu po 12h na nocnej zmianie. Nie miałem czasu jeździć i zwiedzać. Nie widziałem nawet Londynu. Gdy miałem dzień wolny, to szedłem na imprezę i tak to wyglądało.

Miałem ze trzy fajne wyskoki. Zrobiłem jeden koncert w Bostonie, później grałem z DJ Feel-X'em po koncercie Indios Bravos w Peterborough. I w tym samym mieście był jeszcze koncert Molesty, gdzie supportowałem.

Nie chciałem zostawać. Wykonałem swój plan i wróciłem. Cały czas tęskniło mi się za rodziną i za miastem.

Jakie widzisz zmiany kraju i miasta po takim czasie?

Jestem dopiero dwa miesiące w Polsce. Na pewno wiele zmieniło się na lepsze. Kielce rozbudowały się, wyglądają dużo ładniej. Teraz w Kielcach znalazłem już pracę i być może na wiosnę ruszę z nowymi produkcjami, ale nigdzie się nie spieszę.

Masz już jakieś konkretne pomysły na nową płytkę. Możesz powiedzieć, czym zaskoczysz słuchaczy?

Chcę zrobić nagrania w muzycznym klimacie lat 90-tych. Ten klimat najbardziej mi się podoba i identyfikuję się z nim. Trafia to do mnie, bo ma energię. Chcę robić coś dalej w tym stylu z początku lat 90-tych.

Rynek jest bardzo zagęszczony...

Przez ten czas, gdy mnie tu nie było, trochę się zresetowałem. Nie miałem polskiej telewizji, dojścia do nowości rapowych. Kupiłem sobie magnetofon i słuchałem starych płyt, które wziąłem ze sobą. Odciąłem się od tego, co się dzieje obecnie. Przed wyjazdem coraz mniej zaczęło mi się podobać to, co dzieje się na muzycznym rynku w Polsce. Mam do tego dystans. Chcę robić swoje rzeczy i nie interesuje mnie reszta. Robię to, co mnie kręci. Nie patrzę na to, czy komuś to się będzie podobać.

Orientujesz się w kieleckiej scenie rapu?

Nie bardzo. Wiem, że teraz wychodzi płyta Borixona z Kajmanem. Poza tym nie jestem zorientowany.

Fundacja Kultury Wici organizuje BF Memorial ku pamięci Wembleya. Co sądzisz o takim przedsięwzięciu i jak wspominasz Wembleya?

Podoba mi się ten pomysł. Pamięć o Piotrku cały czas jest zachowana. To fajna okazja, by spotkali się wszyscy znajomi z tamtych lat. Popieram takie imprezy. Mam nadzieję, że będę mógł zagrać na BF Memorial w tym roku.

Nazwa Waszego składu wzięła się od znanego kielczanom Wzgórza Apaczy. Masz jakieś inne miejsca w Kielcach, które darzysz sentymentem?

Jasne – park, Oficyna i w ogóle różnego rodzaju plenery, zagajniki. Chociaż Oficyna już w zasadzie nie istnieje.

Wiem, że pierwsze koncerty Wzgórza graliście z żywą kapelą. Czemu nie pociągnęliście tego dalej?

Graliśmy klasycznym zestawem – 3 mc i jeden dj. Mieliśmy kilka wypadów z muzykami sesyjnymi i też jest to bardzo fajne, ale głównie przeważała konwencja typowo rapowa. Nie mam własnego zespołu i nigdy nie miałem okazji takiego zorganizować. Chciałbym grać na żywo, ale nie miałem nigdy ku temu możliwości.

Gdy zaczynaliście swoją przygodę z rapem, trzeba było już kombinować, by się wybić? Istniały jakieś układy?

Nie było żadnych znajomości. Zrobiliśmy z Liroyem „Scyzoryka” i od tego się wszystko zaczęło. Kiedy „Scyzoryk” był już grany w całej Polsce, to my wciąż siedzieliśmy w parku, piliśmy wino i paliliśmy trawę. Nie mieliśmy pieniędzy na wakacje czy chociaż dyskotekę. Potem zrobiliśmy demo u znajomego w Warszawie. Ja pozgrywałem to na dziesięć kaset i wysłałem do kilku firm fonograficznych. Dostaliśmy odpowiedź od S.P. Records i tam nagraliśmy dwie pierwsze płyty.

Już niedługo będzie reedycja naszego pierwszego albumu. Dostępny będzie on w Empikach na płytach i możliwe, że również na winylach.

Krążą legendy o imprezach w innej wytwórni – RRX.

Nagraliśmy tam cztery kolejne płyty. Był to długi kawałek czasu, bardzo fajnie to wspominam.

Pamiętasz jakąś najcięższą imprezę?

Najcięższej nie mogę pamiętać. Jest cięcie i koniec.

Możesz pamiętać z opowiadań na przykład.

Nie, niestety nie mogę Ci odpowiedzieć na to pytanie.

Wiesz, jak Krzysztof Kozak (szef RRX – przyp. Red.) żyje dzisiaj?

Oj, nie kontaktujemy się już z pięć lat.

Podobno sprzedaje kasety gdzieś na dworcu w Warszawie.

Czyli wrócił do początków. On zawsze zajmował się sprzedażą kaset i płyt. Pobyt w RRX-ie wspominam miło. Kozak to był niezły wariat i to były świetne czasy.

Masz w ogóle kontakt z ludźmi z tamtych lat, bo w RRX nagrywała bardzo duża grupa raperów?

Nie mam kontaktów. Czasami przypadkiem spotykamy się na jakichś imprezach, pogadamy, pośmiejemy się i powspominamy stare czasy. Znam się z tymi ludźmi, pozdrawiam ich wszystkich serdecznie, ale nie utrzymujemy stałych kontaktów.

A co sądzisz o podziałach, wzajemnym dissowaniu się?

To jest dla mnie dziecinada. Niech robią, co chcą. Ich życie, ich muzyka. Nie wiem, czy to jest chwyt marketingowy.

Wspominasz ciągle o starych czasach. Może dobrze byłoby opowiedzieć, napisać o tym coś większego?

Za książkę wezmę się, jak będę miał 50 lat.

To jest konkretny plan?

Nie, oczywiście żartuję. Nie mam takich pomysłów. W życiu nie ma nic planować. Trzeba żyć spokojnie i być szczęśliwym człowiekiem. Kiedyś miałem plany i często coś się zmieniało z dnia na dzień i szybko się pieprzyło.

Jakie miejsce w Twojej hierarchii wartości zajmuje muzyka?

Dla mnie to jest podstawa. Słucham muzyki codziennie, odpoczywam przy niej, poprawiam sobie humor kiedy jestem wkurwiony. Muzyka to dla mnie bardzo ważna rzecz i myślę, że będzie mi blisko towarzyszyła do końca życia.




Data publikacji: 04-05-2009 o godz. 00:00:00, Temat: Muzyka

Artyku� pochodzi z serwisu Wici.Info Array
Link do artyku�u: Array/News,wojtas_stare_czasy_to_dobre_czasy,11557,html