Czesław Śpiewa: Grać na śmierć i życie

„Albo go kochasz, albo go nie znasz” - powiedział o Czesławie Tomek Lipiński. Ale nawet, jak go kochasz, to nie do końca wiesz, jaki jest.



Bo z Czesława wypływa wiele cech: powaga i beztroska, świadomość swej wartości i skromność, polskość i europejskość. Przede wszystkim jednak Czesław jest zwykłym chłopakiem z sąsiedztwa. Nie żadną gwiazdą, a po prostu człowiekiem cieszącym się każdą chwilą. O swojej naturze, mediach i o innych przygodach na drodze kariery muzycznej Czesław Mozil opowiada Jakubowi Wątorowi.

Lubisz mówić o sobie?

Nie mam z tym żadnego problemu. Nie uważam, bym nie miał nic do powiedzenia. Lubię rozmawiać, ale niekoniecznie o sobie.

Pytam, bo czytałem kilkanaście wywiadów z Tobą...

A czytałeś ten z Wyborczej?

Tak.

To jedyny artykuł, który jest jedną wielką ściemą.

Wiem, ale o tym za chwilę. Wracając do wywiadów - wszędzie pytają Cię o to samo. Nie nudzi Cię to? Ciągle tylko: czemu wróciłeś do Polski; czemu akurat zamieszkałeś w Krakowie itd.

To może być nudzące, ale staram się być cierpliwy i próbuję wytłumaczyć po raz kolejny sytuację tego reemigranta, którym jestem. Polska zawsze była mi bliska. Znam ją lepiej niż wielu Polaków. I nie czuję, by po przeprowadzce nastąpiła jakaś wielka zmiana w moim życiu, dlatego te pytania są dla mnie mało istotne. Czuję się Polakiem i tyle.



A z charakteru jesteś Polakiem? Mam na myśli te wszystkie brzydkie, polskie cechy.

Często je widzę i wiem, że jakaś ich cząstka jest również we mnie. Owszem, gdy ktoś odniesie sukces, to myślę sobie „kurde, to mogłem być ja”.

Wiem o tym, ale czy Ty też się pod tymi cechami podpisujesz?

O, no pewnie. Na moich koncertach są ludzie, którzy chcą mnie słuchać, są vip-y i sekretarki, które mają bilety, bo szefowi nie chciało się przyjść. Ale są też ludzie, którzy przychodzą z zawiści, słuchają i myślą: „Jemu dają Fryderyki? Przecież ja też piszę piosenki! Mam świetny smak muzyczny, a tu jakiś gówniarz gada i ludzie mu biją brawa!”. Takich zachowań oczywiście jest mnóstwo. Ale przyznam się, że sam też tak miałem. Chodziłem na koncerty rockowe i myślałem, dlaczego nie ja? Dlaczego ten syf grają w radio, a nie mnie?

Cecha, o której mówisz, jest również obecna w Danii. Jest wręcz pewnym prawem społecznym mówiącym „nie myśl sobie, że kimś jesteś”.

A u nas? Dlaczego Doda tak prowokuje? Bo krzyczy, skacze i mówi „tak, to jest moje ciało!”. Wtedy my szukamy jej wad; mówimy, czego ona nie potrafi. Każdy kraj europejski ma swoją Dodę i dobrze, że jest ona i u nas.

A sukces wyplewia te złe cechy? Stałeś się lepszy dzięki osiągnięciu sukcesu?

Wiesz co, to jest świetne pytanie, bo przyznam, że nie pomyślałem o tym w takich kategoriach. Nie wiadomo, kiedy te 15 minut fali się skończy i czy nie skończy się w barze nad flaszką. Nieważne, co się robi, nie ma osoby, która nie chciałaby wypłynąć na fale. Nie ma mowy, żeby nawet megaalternatywny i undergroundowy muzyk nie chciał, by jego muzyka była znana. Może zabrzmi to arogancko, ale zawsze sądziłem, że moja muzyka powinna trafić szerzej.

Czuję się dobrze w tym, co robię. Taki folklor się przyjął i ja się go nie wstydzę, nie będę nikogo przepraszał. Z drugiej strony nie będę się lansował nawet w moim Krakowie, gdzie panuje lans niespełnionych artystów bardziej niż gdziekolwiek indziej na świecie.

Wracając do pytania – trochę wyluzowałem, choć ten luz przyszedł dopiero po studiach. Byłem bardzo sfrustrowany, gdy zacząłem studiować. Chodziłem na koncerty i zapominałem o muzyce, a tylko szukałem minusów. Nie oddawałem się muzyce całkowicie naiwnie jak prawdziwy słuchacz, który krzyczy z radości i szaleje na koncercie.

A teraz?

A teraz znowu mogę iść na koncert z taką energią. Po prostu bawię się i nie mam już nawyku wytykania cudzych błędów. Teraz strasznie się cieszę, że na polskiej scenie muzycznej są takie osoby jak Marysia Peszek, Kasia Nosowska. Uwielbiam Pogodno, Lao Che, cały czas odkrywam Lecha Janerkę, Brygadę Kryzys. Fascynuję się Bajmem! I wreszcie naiwnie cieszę się muzyką.

Czyli dorosłeś, czy wróciłeś do lat beztroskiego dzieciństwa?

Nie zastanawiałem się nad tym, ale to chyba jest jakaś mieszanka.

Bo w Tobie chyba jest dużo dziecka, prawda?

We mnie jest bardzo dużo dziecka. Z drugiej strony mam 30 lat, ale przeżyłem w swym życiu dużo. Mam w sobie spory bagaż doświadczeń. Cieszę się i jestem dumny z tego, co robię. Może wyglądać, że nie biorę na poważnie tego, co robię, ale cały czas mam dystans i jestem wobec siebie krytyczny.

Jesteś artystą?

A według Ciebie co to znaczy być artystą?

To jest pytanie do Ciebie. Ja nie znam na nie odpowiedzi.

Ja też Ci nie odpowiem. Na pewno w mojej sytuacji istnieje bardzo cienka granica między kiczem, a sztuką. A gdzie ta granica leży i w którą stronę jest przekraczana, to już zależy całkowicie od publiczności. To ona ma mnie oceniać.

Nie potrzebuję wielkich artystów. Nie kręcą mnie krakowskie klimaty. Szanuję i kocham Piwnicę Pod Baranami, ale ta cała otoczka jest zbędna. Mam mnóstwo idoli i oni nie muszą być dla mnie artystami.

Wystarczy, że dobrze grają.

Tak, i strasznie mnie wzruszają. To może być chłopak potrafiący zagrać tylko trzy chwyty na gitarze, ale zagrać je tak, jakby grał na śmierć i życie.

Wracając do mnie samego, to jest tylu ludzi uważających mnie za produkt marketingowy, że zacząłem o tym mówić na koncertach. Powiem prawdę – nie mam na imię Czesław, tylko Piotr. Ludzie po koncertach przychodzą i pytają, dlaczego zmieniłem imię. Mówią, że wierzyli w moją muzykę, ale teraz już nie wierzą.

No właśnie, wracając do Ciebie... Wspomniałeś na początku o artykule z Gazety Wyborczej*. Wyłonił się z niego obraz Czesława bawidamka, palacza trawki i alkoholika.

Ta dziewczyna z Wyborczej nie używała dyktafonu tak, jak Ty, tylko zapisywała sobie na karteczkach uwagi. Poświęciłem jej dwa dni. Ten wywiad był dla nas wielkim szokiem i od tego czasu bardzo uważamy na media. Nie mogliśmy uwierzyć, że Duży Format może coś takiego puścić.

To jaka jest prawda?

Mam cudowną sytuację, że mogę sypiać, z kim chcę i nie piszą o mnie brukowce. Jeżeli dłubię w nosie, to nikt mi nie robi zdjęć. Strasznie się z tego cieszę, bo to moje prywatne życie.

Lubię sobie wypić drinka przed koncertem. Nie piję siedmiu piw przed występem, bo wtedy jestem pijany. Jak prosiłem, żeby nie pisać o mojej ówczesnej dziewczynie Kasi, to w artykule jest napisane, że siedzimy u Kasi w mieszkaniu.

Ale to wszystko było ujęte w cytaty. Nie sugeruję, że teraz Ty kłamiesz, ale że ona po prostu złamała prawo.

Oczywiście, że tak. Moi znajomi znaleźli jakieś sprostowania tej dziennikarki w bydgoskiej Wyborczej. Po tej akcji tak dużo o tym mówiłem, że jestem pewien, że ona nie będzie miała tam nic do roboty. Opowiem o kolejnej sytuacji...

Ona dzwoni do mnie telefonem i cytuje jakiś fragment, w którym mówię o Kasi Nosowskiej. Miałem na myśli kompleksy innych muzyków względem niej, a ta dziennikarka wyjęła wszystko z kontekstu i wyszło, że Kasia płacze przy mojej muzyce. Mówię jej, że musi mi przesłać cały artykuł, bo tak nie można napisać o Kasi, nie o to mi chodziło! Na co ona odpowiada, że jest już za późno. Moja wytwórnia dzwoni do przełożonego tej dziennikarki, a on mówi, że sorry, ale to już jest w druku. Na dodatek ta dziewczyna powiedziała swojemu szefowi, że tydzień wcześniej autoryzowała wszystko!

W tym artykule wyglądałeś jak dawny Maleńczuk.

Przyznam teraz ostatecznie – jestem normalnym chłopakiem, kocham kobiety, lubię alkohol i nie mam żadnego problemu, bo wszystko biorę z umiarem. Nie jestem żadnym Maleńczukiem, ani rockandrollowcem dla rock'n'rolla. Nie znam osobiście pana Maćka, ale słyszę o nim różne historie i przyznam, że to nie jest mój świat. Jestem grzeczny, a co robię po nocach, to moja sprawa.

Czyli rzeczywiście jedna wielka ściema.

Ta dziewczyna pisze o Tesco Value i trzy z wymienionych przez nią instrumentów nigdy nie były w tym składzie. Byłem w szoku. Co za amatorka? Nie może chociaż wejść na Google i sprawdzić?

Wypiłem z nią dwa piwa. Po pierwszym dniu poszedłem do domu o 1 w nocy, a ona do szóstej rano balowała z moimi kolegami. A tam jest napisane, że rano stoję przed lustrem i mówię, że zajebiście wyglądam po całej nocce chlania.

Dzięki temu wszystkiemu mam dystans. No i był jeden plus – pan Kuba Wojewódzki zaprosił mnie do programu.

Pchasz się do telewizji?

Absolutnie nie. Lubię telewizję, nawet „Dzień Dobry TVN”, gdzie mnie zapraszano. Ale oni chcieli by, żebym co dwa tygodnie opowiadał o tym, jakie żarcie robię. Przecież to bez sensu. Z drugiej strony nie jestem głupi. Dobrze wiem, że telewizja ma władzę. Kuba Wojewódzki to był hardcore. We wtorek przed emisją programu powiedziałem znajomym, że teraz będę w takim ważnym programie rozrywkowym w Polsce. Wszedłem na YouTube, MySpace i spisałem statystyki odwiedzin. Zaraz po programie zrobił się amok, odwiedzin było mnóstwo. Koledzy mówili, że to jakiś absurd. Telewizja ma ogromną władzę i jeśli jest zdrowa, to bardzo dobrze. Nie ma mnie dużo w telewizji, ale cieszę się, bo i tak mam naprawdę wspaniałe życie.

Jesteś szczęśliwy?

Nie wiem.

Bywasz?

Bywam. Cieszę się, że mogę być malutką kropelką polskiej sceny muzycznej. Jeśli zainspiruję nawet kilka osób w przyszłości, to będzie wspaniale. Nie trzeba wychodzić na scenę z papierosem i być bezczelnym. Jest mi dobrze i dziękuję, że ludzie na mnie przychodzą, oni dają mi po prostu radość. Cieszmy się. To jest mój przekaz. Jeżeli on do kogoś trafia, to jestem dumny i wiem, że warto robić to, co robię.

* Czesław Mozil poprosił, by nie podawać nazwiska autorki i tytułu rzeczonego artykułu.

Zdjęcia: Łukasz Król i Michał Gorycki
Więcej wywiadów na: www.homodicit.pl




Data publikacji: 18-07-2009 o godz. 23:09:53, Temat: Muzyka

Artyku� pochodzi z serwisu Wici.Info Array
Link do artyku�u: Array/News,czesław_Śpiewa_grać_na_śmierć_i_zycie,11787,html