How to be British?

W Londynie możesz robić, co chcesz, nosić, co chcesz, nawet możesz sypiać, z kim chcesz, co w Polsce nie jest takie oczywiste. Jest tylko jedna rzecz, której nie możesz robić – stać po lewej stronie na ruchomych schodach.



Londyn to specyficzne miejsce, gdzie brytyjskiego folkloru nie zaznamy. Chyba, że mówimy o dziwactwach. Tak, tych jest pełno. Nie wiem, czy Londyńczycy wierzą, że na skutek głośnej konwersacji metro (the Tube) jest w stanie się zepsuć, ale wiem na pewno, że rozmowy w metrze się nie praktykuje. Każdy czyta gazetę, a gdy stwierdzi, że ma dosyć zgłębiania historii o kolejnym dziecku Jude’a Law, pozostawia papier za siedzeniem – tak, aby inna osoba również mogła skorzystać, gdy nie będzie wiedziała, co zrobić z oczami –patrzenie się na towarzyszy podróży to wszak nieeleganckie zachowanie.

Gdy już poznamy Anglika i chcemy wybrać się z nim do pubu, nie próbujmy kłócić się o pieniądze – to jedyny temat tabu. Nawet, jeżeli zarabiamy 10 razy więcej niż nasz angielski przyjaciel, dajmy mu zapłacić – to przyjemność i honor. Nie usłyszymy tu „Let’s go dutch” (zapłaćmy po połowie – przyp. red.). Częściej to po prostu „Let’s go the rounds” (stawiajmy po kolejce – przyp. red.). „Pub culture” to fundament brytyjskiego stylu bycia. W piątek po południu (od siedemnastej) będziemy mieli problem z przeciśnięciem się przez ulice – gdy nie ma miejsca w pubie, wszyscy stoją przed nim, trzymając szklanki w dłoni i dyskutując o możliwie wszystkim, co się zdarzyło w minionym tygodniu (byle nie o pieniądzach).

We wspomnianej dyskusji często spotkamy się z „keeping a stiff upper lip”, czyli w wolnym tłumaczeniu – panowaniu nad emocjami. Podczas pogrzebu księżnej Diany jej dzieci musiały wymusić posłuszeństwo nad górną wargą i nie dopuścić do płaczu – królewska rodzina zawsze daje przykład. Dlatego też, gdy Anglik mówi o rzeczach przykrych, zawsze obróci je w żart.

Gdy nie obraca niczego w żart, przeważnie stara się być miły. Rozmawiając z Polonią w Anglii często słyszałam, że ludzie tutaj są sztuczni. Więc każdego dnia, gdy Anglik wstaje z łóżka, nie ma nic innego do roboty, jak tylko skupianie się na udawaniu grzeczności. Wniosek z tego taki, że Anglicy to idealnie wczuwający się w swoją rolę aktorzy. Muszą być bardzo przejęci swoim zadaniem, skoro bezinteresownie podchodzą do turysty z mapą, tylko po to, żeby zapytać się, w czym mogą pomóc.

Gdy taka sytuacja się nadarzy, warto oczywiście rozmowę podtrzymać – nie ma nic lepszego, jak nauka języka od kogoś, kto posługuje się nim na co dzień. Pamiętajmy tylko, żeby za niego nie wychodzić! Z moich obserwacji wynika, że angielskie małżeństwa raczej ze sobą nie rozmawiają. To często kontrakt, bez podpunktu o komunikacji werbalnej, której Anglicy i tak nie używają zbyt wiele. Wolą znaczące spojrzenie lub brak uśmiechu przy wypowiadaniu często używanej kwestii „don’t worry” w znaczeniu „Nic nie szkodzi, nie ma sprawy”. A to wszystko za sprawą znanego już na całym świecie braku bezpośredniości. Gdy znajomy zapyta Cię, czy nie znasz kogoś o kwalifikacjach podobnych do tynkarza (a Ty akurat takie posiadasz), w wieku nie przekraczającym czterdziestki (masz 39), kto ma dużo wolnego czasu (od pół roku nie pracujesz), prawdopodobnie właśnie składa Ci propozycję pracy. Jeżeli jesteś zbyt zmęczony, żeby skojarzyć parę skrótów myślowych – przed chwilą przegapiłeś kolejną ofertę.

I tak oto życie w Anglii nie jest proste. Na pewno będziesz musiał stawić czoła wielu trudnym sytuacjom, chociażby ulicznym sprzeczkom. Tutaj rada jest zadziwiająco prosta. Nic nie rozwiązuje sprawy jak jeden gest, który pozostawię Ci do samodzielnej nauki. Ot, taka życiowa praca domowa…

Magdalena Kołodziej


Data publikacji: 01-09-2009 o godz. 23:19:36, Temat: Turystyka i Podróże

Artyku� pochodzi z serwisu Wici.Info Array
Link do artyku�u: Array/News,how_to_be_british,11870,html