Big Brother z dreszczykiem

Jasne było, że [REC] doczeka się kontynuacji - mniej jasne, czy ta kontynuacja udźwignie balast poprzedniczki.



Uwaga - recenzja zawiera spoiler. Niewielki, ale jednak.

I przez pierwsze parę minut filmu zdawało się, że jak najbardziej - do kamienicy opanowanej przez zmieniającego w zombie ludzi wirusa wkracza jednostka specjalna policji w towarzystwie szemranej proweniencji lekarza. Tutaj drobna uwaga: jeśli ktoś pamięta część pierwszą, pewnie i kojarzy doktorzynę, który skończył tak, jak jego pacjenci. Zbyt sympatyczny to on nie był, a tu się okazuje, że jego bliźniak charakterologiczny ma dowodzić ekipą wysłaną w tym samym momencie, w którym kończył się właściwy [REC].

I wygląda na samym początku na to, że może da się utrzymać klimat poprzednika - jest klaustrofobiczny klimat, podkręcany montażem z ręcznej (no, tu hełmofonowej) kamery. A potem wkracza pierwsze zombie i...

...zgrzyt na dzień dobry - nie wiem, czy Balagueró oszczędzał tu na taśmie, czy co, ale - spoiler - starsza pani z jedynki świetnie się miewa i wciąż jest głodna. Scena straszy tylko dlatego, że jest z zaskoczenia (cisza... cisza... WRZASK!). I, co gorsza, takich scen jest dużo. To jednak można wybaczyć, bo raczej po horrorze można się takich zagrań reżyserskich spodziewać. Niestety - w filmie szwankuje zupełnie co innego.

Po pierwsze: na dzień dobry wykłada nam się oś fabuły - nagle okazuje się, że to nie żaden wirus, tylko... diabeł, który wybrał sobie nowatorską metodę dominacji nad światem. Fani Star Treka na hasło Borg raczej się nie obrażą. Rzecz w tym, że bezmyślne trupy nagle: a) zaczynają gadać b) nabierają inteligencji i to nie byle jakiej. Efekt jest taki, że widz zaczyna się zastanawiać, czy to nowatorstwo, czy droga na łatwiznę. Ale prawda też jest taka, że drugie półtorej godziny czczej młócki (bo siłą rzeczy w kontynuacji nie było miejsca już na psychologizowanie i rozmowy z mieszkańcami kamienicy) chyba by się nie sprawdziło.

Tylko co z tego, skoro kilka w miarę naprawdę sensownych momentów jest przeplatanych kliszami z oklepanych horrorów o zombie, zombie zmieniają się w jakieś wampiryczne wynaturzenia, pod koniec bełkot, jaki serwuje dowódca grupy zaczyna być po prostu niestrawny (i chodzi mi tu bynajmniej nie o nieustanne modlitwy, na których brzmienie trupy łagodnieją jako te cielątka czy baranki), a całości kretynizmu dopełniają niezamierzone w swej śmieszności sceny?

[REC]2 to sprawny montaż, dobry pomysł na kontynuację i przy całym potencjale bezsensownie wytłumaczone clue sprawy, które deprymuje widza. Zamiast czekać w napięciu co się wydarzy, odliczamy minuty do śmierci kolejnego z protagonistów (których ilość nagle się podwaja i do oddziału dołącza grupa niezbyt przytomnych dzieciaków), modląc się, żeby litościwie ktoś wpadł na pomysł wysadzenia w powietrze kamienicy razem z rezydentami. Przy okazji Balagueró odpowiada na pytanie, dlaczego nastolatki nie powinny ratować świata przed atakiem zombie. Odpowiedź jest prosta: bo zrobiłyby jeszcze większy bajzel przy tym niż te biedne żywe trupy (scena z pacyfikowaniem ożywieńca poprzez załadowanie mu do ust petardy powinna prędzej trafić do kolejnej części "Strasznego filmu" niż tutaj).

Jak widać - film jest miejscami nieznośnie łopatologiczny i co najmniej dziwnie poprowadzony, ale - wbrew mojemu narzekaniu - można go obejrzeć. Ot, nikt się nie wystraszy, ale przynajmniej będzie trochę akcji i czasem adrenalina podskoczy. Ot, taka szkolna czwórka na szynach. Biorąc jednak pod uwagę otwarte zakończenie... Jeśli wyjdzie [REC]3, to chyba nam się z tego zrobi serial a la Piła. I wtedy całą legendę, jaka się wytworzyła wokół pierwszej części, wzorem Piły szlag, trafi równo.



Mateusz Kowalski




Data publikacji: 18-11-2009 o godz. 18:27:33, Temat: Kino


Artyku� pochodzi z serwisu Wici.Info Array
Link do artyku�u: Array/News,big_brother_z_dreszczykiem,12001,html