Kamp!: Walka nie jest skończona

Gdy się pojawili, słuchacze w kraju nad Wisłą byli solidnie głodni popu o elektronicznym zacięciu, więc już na starcie zespól dostał zapas kultu od hipsterów - mogli to wszystko szybko stłamsić, jednak tak się nie stało, starannie realizowany pomysł na siebie poskutkował tym, że dziś są jednym z najlepszych i najlepiej prognozujących polskich zespołów.



Kamp! to trzy osoby: Radek, Michał i Tomek, które mają zajebistą świadomość swojej pozycji i tego, na jakim etapie się znajdują oraz jak wiele jeszcze mają do zrobienia. Podejmując kolejne wątki wywiadu miałem wrażenie, że oni sami już wiele razy zdążyli to przeanalizować.

Zacznę od pytania chyba najważniejszego, pracujecie nad płyta?

Tomek: Pracujemy nad pierwszą płytą. Na razie nie jesteśmy nawet w połowie drogi, ale czekamy na swój dobry moment, kiedy przyjdzie lato, kiedy będziemy mieli mniej koncertów i więcej czasu, żeby przysiąść nad materiałem. Chłopaki macie coś do powiedzenia?

Radek: Bardzo długo koncepcyjnie walczyliśmy jak podejść do płyty, jak w ogóle ją ugryźć.

Michał: Walka nie jest skończona.

Radek: Właśnie, walka nie jest skończona, ale jesteśmy na dobrej drodze. Byłeś na próbie to pewnie słyszałeś – graliśmy właściwie tylko nowe kawałki, chcemy sprawdzić jak działają na ludzi. Jest to trochę stresujące ale sprawia też dużą radochę.



Na koncercie będziecie grać głównie nowy materiał?

Radek: Nie, nie, nie będziemy grać „głównie”, bo tych nowych kawałków przygotowanych koncertowo mamy niewiele. Znudził się już nam strasznie materiał z EP-ki, nawet „Breaking..” momentami słabo chodzi, chociaż czasem jest dobrze, zależy od publiki.

Dostaliście może jakieś zaproszenie na zagraniczny festiwal?

Zespół: (Śmiech)

Michał: Ale mamy zaproszenie na dwa zagraniczne występy, na 90% lecimy w maju do Brighton na Great Escape.

Radek: I mamy zaproszenie, na niefestiwal. Jedziemy do Szanghaju na Expo jako reprezentant Polski, pod koniec maja. Nie wiem co tam będziemy robić, boimy się że nam heroinę podłożą i taki będzie finał. A zagraniczne festiwale… kto wie, zobaczymy.

Czy myśleliście aby pójść drogą remiksów zagranicznych wykonawców, zdobycia w ten sposób popularności w świecie, a potem na tym wypromować własny album?

Michał: Tak myśleliśmy, natomiast z wielu powodów skupiamy się na longplay-u. Remixów dla zagranicznych wykonawców nie robiliśmy, ale za to nam zrobiono. Odahl zrobił świetny remix. To jest taki producent ze Szwecji, którego nikt nie zna, ale my go znamy (śmiech). Warto się z nim zapoznać, bo „Breaking…” w jego wykonaniu był jednym z najlepszych.

Tomek: Myśleliśmy o takich remixach i na pewno pójdziemy w tą stronę, natomiast chcielibysmy zrobić to w ramach promocji nowego materiału, czyli zrobić swoje rzeczy, a potem je rozpromować na zasadzie remixowania naprawdę fajnych kolektywów i myślę, że to się uda.

Kamp! Stał się popularny na krajowej scenie alternatywnej, ale to Polskie realia często są jak sole trzeźwiące. Gracie praktycznie co tydzień. Rozczarowanie nie wkracza często, da się normalnie funkcjonować, także finansowo?

Michał: Dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach (śmiech).

Radek: Nie narzekamy, ale o kredycie zapomnij. Także tak to wygląda, zobaczymy może po płycie będzie lepiej. Ale na razie trzymamy się ziemii i nie chcemy fantazjować.

Tomek: I normalnie pracujemy.

Michał: Natomiast nic się nie zmieniło w naszym podejściu do życia.

Tomek: Nie czujemy, że blogosfera nas zmieniła, może ewentualnie działa to w ten sposób, że będąc świadomi, że to co wrzucimy na nasz myspace, może zostać opisane w różnych miejscach, jesteśmy bardziej wstrzemięźliwi niż byliśmy na początku. Dłużej debatujemy czy coś udostępniać, zresztą to widać, po „Breaking…”, oprócz remixów jeszcze nic nie wrzucaliśmy. Nie dlatego żeby robić z tego tajemnice – chcemy aby było to naprawdę dobre.

Wasza muzyka zaczyna wychodzić poza granicę naszego kraju, ostatnio wasz kawałek znalazł się na mixtape`ie Flavewire. Na pewno załapanie się do jakiegoś zagranicznego labelu napędziło by waszą karierę, nie obawiacie się, że postawienie na własny label – Brennnessel może w jakiś sposób to ograniczyć?

Michał: To nie jest tak, że my się tylko zamykamy na swój label. Brennnessel powstał, bo chcieliśmy wystartować jako instytucja, a nie jako zespół, który udostępnia muzykę gdzieś tam w sieci. Chcieliśmy, żeby to było dobrze opakowane, trochę tu zdradzamy nasz szatański plan, ale taki był cel. To, że mamy net-label wcale nie znaczy, że jeżeli ktoś z Francji albo Anglii zaproponuje nam współpracę, to z tego zrezygnujemy, bo stwierdzimy, że tu Polsce mamy swoje i nam to świetnie hula.

Radek: Co tam Modular… (śmiech)

Michał: To też jest tak że my działamy zupełnie bezpłatnie, to jest typowy net-label, który ma działać tylko na zasadzie promocyjnej.

Radek: Ja zdecydowanie chciałbym wydać płytę, oni nie chcą, a ja ich bardzo namawiam. Fajnie, że mamy na świecie jakichś fanów, pisano o nas na kilku znanych blogach, ale tak naprawdę potrzebne są kontakty, żeby pojechać tu i tam, pokazać się i może coś z tego będzie. Teraz jest tak, że ani my nie mamy kontaktów, ani za bardzo w Polsce nie ma ludzi którzy je mają.

Michał: Bardzo dobrze powiedziane! To jest bardzo smutne, ale okazuje się, że jeżeli szukasz takiej osoby, to masz problem. Nie ma w Polsce osób, które mogłyby nas wypromować, skutecznie zadziałać na zachodzie i powiedzieć, mam takie kontakty, znam tego i tego. Chociaż może ich nie znamy…

Tomek: Nie ma się co rozczulać. To pytanie do Ciebie, czy to, że się tak afiszujemy net labelem, powoduje że myślisz sobie jak potencjalny człowiek z wytwórni, „hello, oni są już podpisani?” – To jest ważne pytanie.
Szczerze mówiąc to nie znając polskich realiów mógłbym tak pomyśleć, w końcu to 40 mln rynek

Tomek: Staramy się nie specjalnie afiszować, oczywiście przekierowywujemy z naszego myspace’a na label. Ale nie chcemy żeby ludzie z wytwórni wchodząc tam pomyśleli: „O kurwa, oni wydają w netlabelu, pozamiatane!” (śmiech)

Michał: Jest też pewien problem z wydawaniem materiału, który już jest wydany. Zakładając, że dostajemy jakąś propozycję, a okazuje się, że ta muzyka już jest udostępniona za darmo – w pewien sposób podcinamy sobie skrzydła. Ale to są pewne koszta, które trzeba ponieść na rzecz dobrej promocji. Gdybyśmy nie udostępnili tego za darmo, nie sądzę byśmy byli w tym miejscu, w którym teraz jesteśmy.

Radek: Tak, nie jedlibyśmy teraz Chachapuri (śmiech) Kurwa, daj spokój! I tak zakładamy, że kolejny materiał będzie lepszy od poprzedniego, wiec nie ma się co asekurować, że „Breaking…” to był nasz opus magnum i nic lepszego nie zrobimy. Gdybyśmy tak myśleli to zakończylibyśmy działalność. A jeszcze wracając do kwestii brennnessel.pl to wystarczy zauważyć, że to nie jest strona Modular, czy DFA, tylko strona jakichś lapsów z Polski. (śmiech) Chociaż żeby nie było – myślę, że na polskim poletku Brennnessel całkiem nieźle funkcjonuje.
No właśnie layout tej strony, ta profesjonalność, flash, to trochę zmyla.

Radek: Ooo! Ja ogarniałem flasha, Tomek grafikę. Profesjonalnie! (śmiech) Choć jeśli chodzi o zawartość merytoryczną to już mniej… Chociaż Michell Phunk regularnie ze swoimi wydawnictwami się ukazuje na blogu Tracasseur.

Michał: Ale AXMusique, robi o wiele większe zamieszanie na zagranicznych blogach niż Michell. Belgia, Francja, Niemcy.

Radek: To może na Pukkelpop zagrają?

Michał: Kto wie? To by było bardzo fajnie. Wracając jeszcze do Brennnessel… ważne dla nas jest to że możemy promować też artystów, którzy jednak gdzieś są potrzebni na polskim rynku. No i okazuje się, że AXMusique, Michell Phunk, czy niedługo, mam nadzieję, Bartek Szczęsny, który gra coraz więcej koncertów, jakoś zaistnieją w świadomości odbiorców muzyki popularnej. W głównym nurcie alternatywy.

Następne pytanie trochę odnosi się do waszego labela, a raczej ilości zainteresowanych włączeniem się w proces twórczy: czy nie odnieśliście wrażenia, że po Was pojawiła się jakaś fala popu elektronicznego ?

Radek: Jest duży problem, bo tych których wydajemy poznawaliśmy osobiście, na koncercie, pogadaliśmy. Ostatnio dostajemy sporo demówek… problem w tym że nie wszyscy potrafią wyczuć konwencje naszego labetu, bo nawet jeśli materiał jest na przyzwoitym poziomie, to stylistycznie nie pasuje.

Trance?

Radek: No na przykład, może trance rzadko się zdarza, ale minimalne dość często.

Michał i Tomek: Faszystowskie elektro często dają (śmiech)

Tomek: Generalnie mało jest takich projektów w Polsce, czy ty zauważasz, że jest ich więcej?

Na szerszą skalę to chyba nie funkcjonuje.

Tomek: Nie funkcjonuje, to prawda, i tego nie zauważyliśmy. My też nie zajmujemy się szukaniem tych artystów, no bo nie mamy na to po prostu czasu. To nie jest tak, że siedzimy na myspace, szukamy, mówimy „O Boże, ten zagrał fajnie, bierzemy go!” Broń Boże tak nie jest, to są ludzie poznani przypadkowo. Ale ze tak powiem, na ten moment znam tylko jednego wykonawcę, którego chciałbym u nas mieć, a u nas nie jest?

Powiesz kto to?

Tomek: The Loveliers.

Michał: The Loveliers, rewelacyjny zespół.
Tomek: Bardzo fajnie grają, dają radę. Grają mocno elektroniczny pop, bardzo dobrze śpiewają po angielsku. No ale oni też mają swój pomysł na siebie i chyba nie garną się do nas.
Pytanie do ciebie Radek, w sprawie projektu Le Visage…

Zespół: Ooooo! Wysokie progi! (śmiech)

Czy planujesz dalszy rozwój, słyszałem że zsamplowałes Bergmana?

Radek: Najpierw pojawiła się EP „Persona”, wydana w netlabelu Chilllabel, później ukazała się „Bergmanorama”, to było 11 kawałków inspirowanych twórczością Bergmana, mnóstwo dialogów z filmów z bałaganiarską elektroniką w tle. To był rok 2006, zaraz po projekcjach jego filmów.
Ja też chodziłem na te projekcie, Bergman to gigantyczny bagaż psychologiczny.

Radek: Dokładnie, 10 filmów które mnie wbiły w ziemię, właśnie pod wpływem owego bagażu, o którym wspomniałeś, zacząłem robić te kawałki. Potem wyszła jeszcze płyta Gato Negro, gdzie pojawiły się m.in. sample ze „Sleepera” Woody’ego Allena. Wyszło to chyba nienajgorzej. Anyway, zakończyła ona pewien okres w mojej muzycznej działalności, właśnie wtedy zaczęliśmy z Kamp! się rozkręcać. Pewnie wrócę do tego projektu, tylko w tej chwili nie mam czasu, trochę robię sobie pomysły do szuflady…

Michał: Chyba na emeryturze. (śmiech)
Ostatnie pytanie: Śledzicie scenę muzyczną na bieżąco. Możecie powiedzieć, co było waszym „Best of 2009”?

Tomek: To stary, ja musze pomyśleć.
Mi na przykład w ubiegłym roku najbardziej spodobał się Toro y moi, pod względem produkcyjny, wszechstronności stylistycznej.

Tomek: no i Washed Out
Aha, też ciekawa sprawa. I jeszcze projekt Les Sins, takie bicie w french touch.

Tomek: A słyszałeś nowy kawałek Ariela – Round & Round, podoba Ci się? Mi bardzo.

Brak tego lo-fi na początku mnie zszokował ale pozytywnie.

Tomek: No ale basik daje radę.
Słuchaliście może dam Funka?

Tomek: Może to będzie ignorancja z mojej strony, ale mi to się kojarzy z radiem PIN… Ale też nie wsłuchiwałem się, dla mnie „za czarne”.

Radek: A tak zupełnie od czapy – bardzo lubimy biały toporny szpanerski funk (wszyscy mega uśmiech). David Bowie i jego Let`s Dance rządzi!

Michał: Czy on taki funkujący jest?

Radek: To właśnie taki typowy funk białych czopasów, którzy chcieliby groović jak czarni, ale średnio im to wychodzi.

Tomek: Kurde… tak się zastawiam, co było w moim „top 10”.
Radek: Ja na pewno na 1. miejscu miałem Juan Maclean.

Tomek: A ja na pewno nie, hehe.

Michał: Ale na pewno byli w pierwszej 10. Mi cholernie się nie podobała płyta Junior Boys.

Tomek: Ale z takich naprawdę przyziemnych rzeczy to bardzo mi się podobał ostatni Franz Ferdinand, brzmieli tak jak by mieli już naprawdę wszystko w dupie, robili co chcieli na pełnym lajcie.

Tomek: Kurde, czym ja się ostatnio jarałem? Po co ja te wszystkie swoje durne rankingi robie.?…
Dla mnie np. z singli – Animal Collective – I think i Can.

Tomek: Podobała mi się taka szwedzka płyta, ale chyba nikt nie zna, Jonatan Johsanson, co ja będę mówił.

Nie no, ja słyszałem… dobra rzecz.

Tomek: Podobał nam się wszystkim Moderat, ale poprzednie albumy bardziej.

Radek: Dawaj następne pytanie!

Nie ma następnego. Kończymy, dzięki za rozmowę.

Patryk Kanarek


Data publikacji: 31-05-2010 o godz. 17:59:51, Temat: Muzyka

Artyku� pochodzi z serwisu Wici.Info Array
Link do artyku�u: Array/News,kamp_walka_nie_jest_skończona_,12368,html