KSU- to nie muzyczna tapeta

W kieleckim, studenckim klubie Wspak 6 lutego zagrał KSU, legendarny zespół, należący do kolebki polskiego punk rocka - wokalista Eugeniusz „Siczka” Olejarczyk wraz z perkusistą Leszkiem „Dziaro” Dziarkiem opowiedzieli o perypetiach kapeli w ciągu 30 lat działalności.



Zacznijmy od punka. Czy pozostaje on zjawiskiem nadal autentycznym? Czy po tylu latach granie muzyki pełnej prostej energii, niewyszukanego czadu i spontaniczności ma sens? Punk jest w stanie odnaleźć się w nowej rzeczywistości?

Eugeniusz „Siczka” Olejarczyk: Jak najbardziej TAK! To widać po koncertach. Oczywiście nie spodziewam się tłumów tutaj w Kielcach, ani też jutro, kiedy będziemy grać w Pile. Jednak istnieje bardzo duża i mocna grupa fanów punk rocka. Są to zarówno ludzie pamiętający początki tej muzyki, jak i dzieciaki mające po 11-12 lat. Ta muzyka wciąż jest żywa w wielu pokoleniach.



Punks not dead?

„Siczka”: No jak nie, jak tak!
Są rzeczy, które nigdy się nie starzeją - to określenie wydaje się idealnie pasować do KSU!

„Siczka”: Niestety, muzycy się starzeją!

Ale muzycy to nie rzecz. Wasza muzyka, w przeciwieństwie do was, się nie starzeje. To, co już powiedziałeś, na wasze koncerty przychodzą wszystkie pokolenia. Staliście się kultowi. Czy czujecie, że jesteście żywą legendą?

„Siczka”: Legendę zrobili z nas dziennikarze! My czujemy się muzykami rockowymi. No i gramy!
Nie czujecie się polskim Sex Pistols? Jeśli pada hasło polski punk, to na myśl przychodzi Dezerter, The Bill i właśnie KSU

Leszek „Dziaro” Dziarek: Legenda powstaje wówczas, gdy obiekt tej legendy znika. Kiedy żyjemy, trudno jest nam oceniać, czy obraz zespołu z czasem się nie rozmyje. Myślę, że to zaszufladkowanie przez media było zbyt przedwczesne.

„Siczka”: To wszystko dzieje się gdzieś obok, niezależnie od nas.

Czasem z własnej inicjatywy, niekiedy przez ignorancję środowiska medialnego stanęliście na niszowej linii polskiej muzyki. Jak do tego podchodzicie? Kazik Staszewski obraca ten stan na swą korzyść, inni marudzą. Dla was niebyt medialny to zaleta czy przekleństwo?

„Dziaro”: Niszowość jest właściwie problemem łączącym się z twoim poprzednim pytaniem. Ten stan, to również robota czyjaś! Zespół gra i nie wie, czy jest zespołem niszowym czy nie. Nad tym nie da się zapanować. Grając muzykę, nikt tego nie organizuje. Istnieje oczywiście taki termin jak zespół niszowy. Ktoś kiedyś powiedział, że dziennikarze lubią na wszystko przykleić etykietkę lub umieścić w konkretnej a nie innej szufladzie. Wszystko to ma na celu ułatwienie orientacji w tym świecie. Artyści natomiast grają muzykę, którą lubią i na tym się sprawa kończy. Nie wiem czy niszowość jest zaletą czy wadą.

„Siczka”: Trzeba też brać pod uwagę to, iż nie każdy dziennikarz umieści zespół w tej samej szufladzie.

„Dziaro”: Bo to również zależy od jego widzimisię. My nie mamy na to żadnego wpływu. Nawet się człowiek czasem dziwi, że takie rzeczy o nim mówią!

Zaczęliście grać w 1978 r., ty, „Siczka”, miałeś wtedy 17 lat. W jednym z wywiadów mówiłeś, że wybraliście punk rocka m.in. z powodu przesycenia ideologią tak ważną dla młodych artystów. Jak 17-letnie chłopaki podchodziły do polityki i doktryn w Polsce lat ’70?

„Siczka”: Podchodziliśmy do tego pisząc takie teksty, jakie wówczas powstawały. Przez które, niektórzy mieli czasem kłopoty. Wtedy mieliśmy świadomość, choć brak nam było przebitki. Byliśmy zbyt mało znani, aby ktoś się przejmował tym, co sobie tam śpiewaliśmy.

„Dziaro”: To wygląda w ten sposób. Jeśli ktoś stanie na ulicy i zacznie mówić na głos pewne rzeczy, wokół niego zaczną zbierać się ludzie. Słuchają go, myślą tak jak on, ale nie przyszło im do głowy, żeby to publicznie powiedzieć. Ci ludzie zostali uświadomieni. Zespół gra, śpiewa o tym, co myśli. To później idzie w świat. Nie wiadomo, do kogo to dotrze. W naszym przypadku do kogoś tam dotarło i żyje do dziś.

Jesteście wychowani na klasyce rock&rolla. Widzieliście jak ta muzyka powstawała. Co myślicie o obecnych czasach? Czy młodzi muzycy są w stanie stworzyć jeszcze coś świeżego?

„Siczka”: Nie ma czym się inspirować. W ostatnich dziesięcioleciach nic ciekawego nie pojawiło się w muzyce rockowej. No może z wyłączeniem grunge’u.

„Dziaro”: Jest znana u ludzi pewna prawidłowość, która objawia się od tysięcy lat. Kiedy jakaś cywilizacja, myśl, ruch dochodzi do ściany i nie może iść dalej, wraca do korzeni, miejsca skąd wyszła. Następnie próbuje iść w trochę innym kierunku. Jeśli młodzi muzycy chcą wyjść z tej matni, w jaką zapędziły ich media, oczywiście komercyjne, bo o takich mówię, to muszą wrócić do podstaw, muzyki, która była najwartościowsza i spróbować zrobić coś, co będzie im odpowiadało. Bo oczywiście mają oni już inną świadomość. Teraz wzorowanie się na obecnej scenie muzycznej to czerpanie z rzeczy, które są popłuczynami po czymś, co było kiedyś, albo na doraźnych produktach skierowanych na zysk. Jak batoniki: sprzedaje się, konsumuje i wyrzuca papierek. Nikt nie pamięta później, co w nim było. Teraz mamy tylko muzyczne tapety do supermarketów, wyrabiane w masowych, ogólnodostępnych kopiach.

Jestem ciekawa, dlaczego zespół starych wyjadaczy w latach ’90 miał takie poważne problemy z kontraktami? Straciliście wówczas prawa do wielu własnych utworów.

„Siczka”: Większość praw do piosenek już odkupiłem. To śmieszne, ale musiałem własne płyty odkupować. Niestety, tak się zdarza, gdy podpisuje się kontrakty i to jeszcze w stanie nietrzeźwości. Powodem takich poślizgów było życie. Brak kasy, człowiek chciał grać, żeby móc się utrzymać, a potem takie są skutki.

„Dziaro”: Jak widać 20 lat to jest piękna twarz i ciało, ale w głowie są jeszcze wióry. I tak wpakowali się chłopcy w takie chore kontrakty. Zresztą to były lata ’90, nikt wówczas nie myślał o zaiksach.

Teraz zupełnie z innej beczki. Czym są dla was Bieszczady?

„Dziaro”: Bieszczady są wszystkim w tej muzyce. Wydaje mi się, że gdyby nie Bieszczady, to w ogóle nie było by tej kapeli. Wspaniała izolacja od polski „A”. Oni tam mieszkali, przez co ta muzyka nabierała krwistości.

„Siczka”: No i właściwie, czym jest miejsce, gdzie się człowiek urodził, spędził całe życie i nie ma zamiaru go opuszczać? Jesteśmy patriotami regionalnymi.

Jakie plany na niedaleką przyszłość?

„Siczka”: Nowa płyta na 30-lecie. Która w prawdzie wyjdzie na 32-lecie. Jak zwykle w naszym przypadku z poślizgiem. Materiał już jest, trzeba tylko siąść i go dopracować. Już niedługo coś się ukaże, pewnie pod koniec roku.

„Dziaro”: To jest jedynie dowód na to, że nie działamy pod dyktando mediów. Nie chcemy nic robić na siłę, pracujemy własnym tempem.

„Siczka”: Muzyki mamy niesamowicie dużo. Tylko jeszcze teksty i linię melodyczną trzeba przygotować. Będę miał ochotę to siądę i popracuję. Obecnie mamy chyba 80/90 utworów. Jednak nie będę chrzanił, że doczekamy się krążka na wiosnę, bo to niemożliwe. Po prostu nie chcę się katować, jak przy okazji płyty „Ludzie bez twarzy”, kiedy przez pół roku chyba tylko 3 razy z domu wyszedłem pospacerować przez 20 min., a tak to pracowałem od rana do nocy. W efekcie i tak wyszło coś, z czego nie byłem zadowolony.

Są zespoły, które co roku wydają płytę. To chyba Kazik Staszewski pobił rekordy wydając w ciągu roku 2 płyty jako Kazik.

„Dziaro”: To zależy od płodności artysty. Są rodziny mające jedno dziecko, znajdą się takie z piętnaściorgiem. Kwestia jest w jakości, a nie ilości.

„Siczka”: Kazik stara się cały czas być na rynku, odkąd go pamiętam. Pracuje bardzo systematycznie, w przeciwieństwie do nas. My mieliśmy kilkuletnie przerwy. Jednak nadchodziła wena i odbijaliśmy się od dna.

No właśnie dużo widzi się ostatnio zespołów wracających z wielkim hukiem, po latach.

„Siczka”: Teraz nie jestem w stanie sobie przypomnieć, jaki to był zespół. Nagrali kupę lat temu ze dwa krążki, gdzieś się tam pokazali. A teraz wielki powrót.

Z hukiem zapewne?

„Siczka”: Tak, już pełno hałasu, reaktywacja. Tyle tylko, że jeśli nie zrobią nic nowego, jedynie zremasterują stare kawałki, to ludzie przyjdą raz, żeby ich pooglądać, ale tylko raz.

A jak oceniacie takie powroty jak Guns`n`Roses, czy Black Ice krążek AC/DC wydany po 8 latach.

„Dziaro”: Ja bym nie porównywał tych zespołów. Zdaję sobie sprawę, że to tylko przykład. Jednak AC/DC to wspaniała i nieporównywalnie dobra kapela. A Guns`n`Roses to dla mnie wybryk natury. Istnieli i pozostawili po sobie ślad, ale po co mają wracać? Śpiewali covery, bo ich kawałki były takie sobie…

„Siczka”: A ile oni płyt wydali?

„Dziaro”: Jedną? Dwie? Nie wiem. Mieli genialną promocję i wykreowano ich na jakąś ogromną gwiazdę. Niech grają, ale ich powrót był dla mnie marny.

Dzięki za rozmowę.

Rozmawiała Agata Majcher
Zdjęcia: Karol Kępa



Data publikacji: 15-06-2010 o godz. 12:00:29, Temat: Muzyka

Artyku� pochodzi z serwisu Wici.Info Array
Link do artyku�u: Array/News,ksu_to_nie_muzyczna_tapeta,12392,html