Coming out Szczygielskiego

Z Marcinem Szczygielskim – artystą, pisarzem, grafikiem, dziennikarzem i projektantem wnętrz – rozmawiała Julita Sochanowska. Dla Wici.Info opowiedział on o swoich najnowszych powieściach, sukcesach i najbliższych planach.



Twoje powieści „Berek” i „Bierki” zbierają dość sprzeczne opinie: z jednej strony, uważane są za dobrą, mądrą literaturę z drugiej zaś strony, zarzuca się im niesmaczny humor i porównuje do tanich romansideł. Co o tym sądzisz?

– Myślę, że sprzeczne opinie na temat „Berka” i „Bierek” wynikają z lekkiej dezorientacji recenzentów, którzy nie bardzo potrafią te książki zaszufladkować, a nie patrzą na nie pod kątem prowokacji i pastiszu. To, co napisałem we wstępie do „Bierek” chyba najtrafniej ujmuje sprawę – tak naprawdę w warstwie fabularnej odnoszę się w nich do komedii del arte – celowo żongluję stereotypami po to, aby sprowokować czytelnika do zrozumienia pewnych spraw i niepostrzeżenie dostać się do jego głowy przez boczną furtkę. Taki był mój zamiar, to czy te książki są dobre, czy nie oceniają czytelnicy. Ale jeśli chcą je czytać, znaczy to, że warto było je napisać i wydać.

Młodociany homoseksualista i podstarzała katoliczka to główni bohaterowie „Berka”. Nie za drastycznie? Dwa ciężkie tematy w jednej lekkiej powieści?

– Zestawienie postaci w „Berku” – potrzebowałem dwóch wyraźnie odmiennych, skrajnych postaci. W sumie oboje są społecznymi wyrzutkami, bo jedno i drugie nie jest przystosowane do życia wśród większości, jedno i drugie od niej ucieka i jedno i drugie jest samotne.

Co chciałeś przekazać czytelnikom „Berkiem” i „Bierkami”?

– Oczywiście zależało mi na tym, aby oswoić heteryckich czytelników ze światem gejów, ale w miarę pisania uświadomiłem sobie, że wynosząc na ołtarze geja, a deprecjonując „mohera” sam wpadam w pułapkę „nietolerancji”. Dlatego ostatecznie oboje, przy całej swojej koślawości, okazują się tak naprawdę pozytywni. Najprostszą definicją przesłania „Berka” i „Bierek” jest to, że pomimo różnic, podstawowe potrzeby wszystkich są identyczne. Każdy chce kochać i chce być kochany, a porozumienie – gdy już nastąpi – jest łatwe.

Życie homoseksualisty w Polsce jest ciężkie? Co sprawiło, że przyznałeś się do związku z Tomkiem Raczkiem?


– Moim zdaniem życie geja w Polsce może być bardzo proste, jeśli tylko on sam siebie akceptuje w pełni i nie widzi problemu w tym, jaki jest. Oczywiście w tym poglądzie jestem raczej odosobniony :) Ale sam nigdy nie miałem żadnych przykrości z racji swojej orientacji seksualnej, a przyznałem się do niej przyjaciołom i rodzinie, gdy miałem 17 lat. Zgodziłem się na wspólny coming out z Tomkiem przede wszystkim dla niego – przez wiele lat nie potrafił się zdobyć na ten krok, a zdawałem sobie sprawę, że go potrzebuje. Dla mnie nie była to trudna decyzja. Poza tym oczywiście chciałem, aby nasz kilkunastoletni związek został jakoś usankcjonowany, a wspólny coming out stanowił namiastkę publicznego zawarcia związku partnerskiego :)

Czy to prawda, że jednym z pierwszych miejsc przyznania się do Waszego związku były łamy „Berka”?

– Tak, Tomek po raz pierwszy oficjalnie powiedział o sobie i o nas w przedmowie do „Berka”. Od pewnego czasu myślał o tym, aby w naszym wydawnictwie zaistniała literatura gejowska. Niestety, nie pojawiało się nic interesującego. Szukaliśmy jakichś tytułów do przetłumaczenia, ale też nic ciekawego nie wpadło nam w ręce. Trochę mnie to zirytowało i postanowiłem napisać swoją książkę o gejach – to jeden z powodów, przez które powstał „Berek”. Kiedy książka była już gotowa, poprosiłem Tomka, żeby napisał przedmowę, bo wcześniej bardzo dużo rozmawialiśmy o literaturze gejowskiej i wiedziałem, że ma ciekawe spostrzeżenia. Tomek napisał to, co napisał. Ucieszyłem sie oczywiście, upewniłem, że chce naprawdę, abym umieścił taki tekst w książce i wysłałem całość do drukarni. Tomek mógł o tym powiedzieć w wywiadzie dla jakiejś gazety albo podczas występu telewizyjnego, ale wtedy takie oświadczenie stałoby się tylko i wyłącznie sensacją. Natomiast umieszczone w książce, szczególnie takiej „misyjnej” jak „Berek”, nabrało większego wymiaru i posłużyło sprawie. Myślę, że była to najlepsza forma coming outu, jaką mogliśmy wybrać.

Prowadzisz program „Chłopaki z taśmy”, pojawiasz się na bankietach i w efekcie uważa się Ciebie za celebrytę. Obecnie obserwujemy wielkie BUM na pisanie książek przez członków show biznesu (Ibisz, Rusin, Cichopek). Nie uważasz, że możesz zostać wrzucony przez potencjalnych odbiorców do tego samego worka, co oni? Myśląc: Szczygielski… skojarzy to raczej z celebrytą, który napisał kilka książek, niż z pisarzem, który stał się członkiem show biznesu?

– Nie przepadam za telewizją i nie sprawia mi specjalnej radości fakt bycia „celebrytą”, choć tak naprawdę to słowo raczej nie oddaje mojej pozycji, bo do celebryty mi daleko. Ale oczywiście korzystam z niej po to, aby móc szerzej promować to, co robię. „Chłopaki z taśmy” to zabawa, ale przede wszystkim honoraria z tego programu pozwoliły mi na wydanie „Omegi” – ta książka nie może na siebie zarobić, choć sprzedała się i sprzedaje nieźle, bo po prostu koszt jej produkcji jest zbyt wysoki, a w dodatku lwią część zysków muszę przekazywać Bartkowi Arobalowi, który ją zilustrował. Druk w pełnym kolorze książki, która ma 500 stron i ponad 100 ilustracji jest potwornie drogi :) Ale zrealizowałem dzięki niej swoje marzenie o pisaniu powieści dla dzieciaków, a w dodatku po raz pierwszy w swojej pisarskiej karierze dostałem kilka nagród literackich za książkę. Oczywiście istnieje zagrożenie, że pokazywanie się w durnych programach w telewizji, czy na premierach lub bankietach będzie deprecjonowało moje pisanie. Jednak wierzę, że moje książki – jeśli są dobre – same się obronią :) Ale czekam też na moment, kiedy nie będę już musiał pracować na nie twarzą i przestanę udzielać się publicznie w innym charakterze niż tylko jako pisarza. Mam nadzieję i przeczucie, że ten moment jest już bliski :)

Czy możemy spodziewać się w najbliższym czasie kolejnych części „Kronik Nierówności”?

– Mam zaplanowaną 3 część kronik, będzie nosiła tytuł „Bingo” Jeśli wszystko pójdzie dobrze, napiszę ją w przyszłym roku. Tymczasem wydaję kolejną książkę dla dzieciaków, czyli „Za niebieskimi drzwiami”, wiosną ukaże się „Czarny młyn”, za który zdobyłem Grand Prix konkursu im. Astrid Lindgren Fundacji Cała Polska Czyta Dzieciom i po drodze pracuję też nad kolejnymi sztukami. Pierwsza z nich ma premierę planowaną na wiosnę przyszłego roku w teatrze Komedia, nosi tytuł „Furie”. Dwie kolejne muszę skończyć do końca roku. Pracuję też nad musicalem z moim kolegą kompozytorem, pomału dobijamy do finiszu i jeśli wszystko się uda, w przyszłym roku musical zostanie wystawiony. Na razie więc „Kroniki...” odkładam na później :)

A co z ekranizacją PL-BOYA?

– Sprzedałem prawa do ekranizacji prawie wszystkich moich książek. „PL-BOYA” i „Nasturcje i ćwoki” robi młody reżyser – wiem, że prace postępują. „Berek” jest w fazie przygotowań, jeśli dobrze pójdzie kompletny i udokumentowany projekt trafi do realizacji tej jesieni i w przyszłym roku rozpoczną się zdjęcia. Trwają też przygotowania do ekranizacji „Czarnego Młyna”, która też wstępnie planowana jest na przyszły rok.

Co uważasz za swój największy sukces?

– Myślę, że obiektywnie patrząc – „Czarny Młyn”. Na konkurs nadeszło 580 prac, wszystkie nadsyłane były anonimowo i jury otworzyło koperty z danymi autorów dopiero po wybraniu nagrodzonych pozycji. Zdobyłem I nagrodę w kategorii wiekowej czytelników 10-14 lat oraz Grand Prix konkursu. To dało mi najwięcej satysfakcji. Sukces można mierzyć w różny sposób. Jeśli miałbym oceniać pod kątem popularności i nakładu, to największym sukcesem komercyjnym były książki „PL-BOY”, „Berek” i „Bierki”.
Z kolei za ogromny sukces mogę też uznać to, że moje dwie sztuki są grane z powodzeniem w stałym repertuarze dwóch warszawskich teatrów miejskich – „Wydmuszka” i „Berek”. A prywatnie? Chyba to, że w pewnym momencie swojego życia zaryzykowałem i postawiłem wszystko na jedną kartę – porzuciłem zawód grafika, pomimo błyskawicznej, przynoszącej znaczne profity kariery korporacyjnej i zabrałem się za pisanie, o którym marzyłem przez lata, a bałem się spróbować. Udało się – zyskałem dość mocną pozycję i stuprocentową niezależność. W dodatku mam poczucie, że jestem dopiero na początku drogi. To daje ogromną satysfakcję i poczucie bezpieczeństwa. Chyba więc też akurat ten fakt – odnalezienie swojej drogi w życiu – uważam za swój największy sukces.

Dziękuję, Marcinie, za rozmowę.


– Również dziękuję.

Rozmawiała: Julita Sochanowska, Zdjęcie:Agencja Forum


Data publikacji: 17-01-2011 o godz. 20:29:03, Temat: Literatura

Artyku� pochodzi z serwisu Wici.Info Array
Link do artyku�u: Array/News,coming_out_szczygielskiego_,12703,html