Pogrzebany

Hiszpańscy twórcy kina postawili w ostatnich latach na oryginalność. Niech za najlepszy przykład posłuży „REC” – film, który wybił się spośród innych z Półwyspu Iberyjskiego i osiągnął światowy sukces. Czyli niekonwencjonalność sposobem na wybicie się? Niekoniecznie. Zdarzają się bowiem też nie do końca udane próby jej eksploatowania. Film „Pogrzebany” w sposób bardzo „ścisły” opowiada o losach Amerykańskiego kierowcy, który po ataku pewnych Irakijczyków na jego konwój budzi się w bardzo nieprzyjemnej sytuacji.



Ciemna, duszna i ciasna trumna. Czyż nie jest to wizja najstraszniejszego koszmaru każdego z nas? Od zawsze wyobrażałem sobie co bym zrobił w takiej sytuacji, szczególnie z moimi skłonnościami klaustrofobicznymi. Sama myśl przyprawia o gęsią skórkę. Film mało znanego reżysera Rodrigo Corteza w sposób dosadny stara się nam urzeczywistnić zły sen. Początkowa dezorientacja głównego bohatera zamienia się w dramatyczną walkę o przetrwanie. Oszczędzanie tlenu, światła w zapalniczce czy baterii telefonu. Tak, odnajduje On to wszystko w tej małej trumnie. Zamachowcy bowiem mają wobec swojego „porwanego” plan z milionami zielonych banknotów w tle.
Przez 95 minut razem z naszym dzielnym Paulem Conroyem przebywamy w tej ciężkiej sytuacji. Kamera wiruje, robi zbliżenia, czasem wprost szaleje. Operator i scenarzysta nie mieli prostego zadania. Musieli nagrać i zmontować to w taki sposób by jednolita scenografia nie nużyła. Czy im się udało? Osobiście uważam, że niezbyt. W połowie film zaczął mnie niemiłosiernie męczyć. Zacząłem wręcz czuć to co pogrzebany żywcem! Wierciłem się i pociłem na sali kinowej niczym w tej niezbyt dopasowanej do mojego ciała skrzyni imitującej godny pochówek. Może taki był cel twórców? Utożsamić się? Nie – obraz po prostu nudzi mimo okazjonalnych starań reżysera. Jedynie dynamiczna końcówka z fajnym twistem ratuje całość.

A jak poradził sobie Ryan Reynolds? Odtwórca praktycznie jedynej wizualnej roli w filmie? Znów ponarzekam. Może i zachowywałbym się w takiej sytuacji równie nerwowo ale przynajmniej nie irytowałbym tym dziwnym manieryzmem. Kanadyjczyk gra do bólu oklepanie siekając na lewo i prawo przekleństwami oraz utartym przez amerykańską szkołę filmową zestawem min. Płacz, zdenerwowanie, zrezygnowanie – to zawsze wygląda podobnie! Zero wkładu własnego. Do tego towarzyszą mu sytuacje z kategorii „ale jak?” czyli np. niekończący się ogień w zapalniczce. Naprawdę twórcy nie wykorzystali potencjału ale od czego są kontynuacje ? Np. „Pogrzebany 2: betonowy grobowiec”.

Ale żarty na bok. Nie polecając „Pogrzebanego” jednocześnie chciałbym polecić film w podobnym klimacie. „127 godzin” Dannego Boyle’a pokazuje jak stworzyć świetnie zmontowany, zagrany(rewelacyjna rola Jamesa Franco) i po prostu opowiedziany film. W dodatku na faktach autentycznych! Owszem w tym przypadku reżyser miał o wiele większe pole do popisu jednak nikt nie zabronił przecież Hiszpanowi wprowadzić chociażby ciekawych retrospekcji prawda? Niech więc Cortez uczy się od starszego, utytułowanego kolegi po fachu. Polska premiera już 18 Lutego. Kończąc moją skromną recenzję odpowiem na podstawowe pytanie: iść do kina czy nie? Jeśli chcesz przeżyć to co ja zamknij się na półtorej godziny w łóżku i podzwoń stamtąd do znajomych. A te 20 złotych wydaj w bardziej wartościowy sposób. 

Dariusz Ludwinek


Data publikacji: 19-01-2011 o godz. 12:57:32, Temat: Kino

Artyku� pochodzi z serwisu Wici.Info Array
Link do artyku�u: Array/News,pogrzebany,12708,html