Tomasz Bracichowicz: Śmietanka demobilizuje

Mafia otwiera kolejny rozdział w swojej działalności. Do grupy dołączył nowy wokalista – Roman Słomka. Specjalnie dla Wici.Info, założyciel i lider Mafi Tomasz Bracichowicz opowiedział o tym, jak było wczoraj i jak jest dziś. Rozmawia Jakub Wątor.



Na swojej stronie internetowej napisaliście, że rozpoczynacie nowy rozdział w swej działalności. Ile chcecie ich jeszcze napisać?

– Dobry pisarz, który nie umiera artystycznie, wraz z każdą książką rozpoczyna nowy rozdział. Sama książka też składa się z rozdziałów. Tak samo, jak w życiu – idziemy do żłobka, przedszkola, szkoły, pracy i do kolejnych etapów. W ten sposób należy podejść i do Mafii. Ile jeszcze rozdziałów? Nie wiem. Dopóki nam się będzie chciało, dopóki będziemy mieli siłę, to będziemy działać. Wciąż mamy coś do powiedzenia, nagrywamy kolejne utwory, gramy koncerty i jest publiczność, która śpiewa z nami te utwory. Dopóki to wszystko jest, to będziemy te rozdziały pisać.

A który rozdział do tej pory był najlepszy?

– Trudno powiedzieć, który jest najlepszy. Najmilej wspominam te pierwsze rozdziały, kiedy w sposób amatorski, ale z dużą energią i animuszem wchodziliśmy na rynek. Nie wchodziły wtedy w grę żadne pieniądze, było to po prostu naturalne, żywe granie. I niesamowita pasja, być może nawet większa niż teraz. Można by zapytać – a dlaczego nie największe sukcesy, pełne sale koncertowe i platynowe płyty? To też na pewno jest miłe, ale to jest dla artysty taka demobilizująca śmietanka.

Ale czy nie o to chodzi w tworzeniu?

– Ktoś kiedyś powiedział, że dobry artysta to biedny artysta – wtedy może tworzyć. Dlatego najmilej wspominam okresy pracy, krwi, potu i łez.

Ta śmietanka jest demobilizująca, ale czy też nie uzależniająca?

– Na pewno scena i sukces są narkotykami. I wcale nie będę mówił, że jestem od tego wolny. Nawet psychologia mówi, że każdy człowiek potrzebuje bodźców, również i tych negatywnych, bo one mobilizują. Gdyby były same pozytywne, to wiecznie bylibyśmy rozleniwieni, leżeli na kanapie i przerzucali kanały telewizyjne. Ta przysłowiowa śmietanka uzależnia i człowiek chce to powtarzać, by mieć poczucie własnej wartości, docenienia i samorealizacji, niezależnie co robi. Może to być kucharz, który w restauracji wygląda przez okienko, by sprawdzić, czy klientom smakują potrawy.

Według mnie artysta bez publiczności to nie artysta. Oczywiście każdy mówi, że nie gra dla pieniędzy, lecz dla sztuki. To nieprawda. Takie krygowanie się to czysta hipokryzja.

To jaki powinien być artysta?

– Aby wykonywać zawód artysty, nie można się rozdrabniać. Nie ma tak, że wstajesz o 6 rano i zasuwasz w biurze czy uczysz w szkole, a wieczorkiem strzelasz próbę z kolegami z kapeli. Wstaję koło 9, robię kawę i narzucam sobie plan działania. Wolny zawód wymaga samodyscypliny. Nie mogę sobie pozwolić na to, by tracić dni na siedzenie przed telewizorem lub w internecie. Żeby wykonywać swój zawód na poziomie, musisz się skoncentrować tylko na tej jednej rzeczy.

Sztuka „na pół gwizdka” odpada?

– Nie da się, zwłaszcza obecnie, gdy konkurencja jest ogromna. Sam pracuję w dwóch dziedzinach: jako muzyk i producent muzyczny w programach telewizyjnych. W obydwóch tych dziedzinach musisz być najlepszy, bo inaczej nie będziesz dostawał zleceń. To jest wymóg kapitalizmu i w sumie bardzo dobrze, że tak jest.

Nie wspomniałeś o tym, co było przed Mafią, czyli o zespole Heaven Blues.

– O tak, pamiętam. Przez ten zespół przeszło wielu kieleckich muzyków, z których niektórzy grają do dziś. To była druga połowa lat 80., szkoła życia. Jeździliśmy na festiwale, np. na Rawa Blues, Jarocin. Powiem ci szczerze, że to były świetne przeżycia. Jechaliśmy pociągiem do Jarocina. Tam rozbijaliśmy się na polu namiotowym i czekaliśmy na przesłuchania. Nie wiedzieliśmy, czy się dostaniemy na festiwal, czy nie. Pewnego razu dostaliśmy się, ale nie byliśmy na to przygotowani, nie mieliśmy pieniędzy, żeby przeżyć. Wprowadziliśmy zasady komuny – zebraliśmy wszystkie pieniądze i zrobiliśmy reglamentację. Była w tym niesamowita energia, nigdy tego nie zapomnę.

Dziś nie wiem, czy bym się do czegoś takiego zmusił. Obecnie lubię podjechać dobrym samochodem do hotelu, zjeść kolację itd…



Życie Cię rozpieściło.

– Oczywiście. A wtedy pewnego razu obudziliśmy na tym polu namiotowym i pływałem na materacu. Pływało wszystko, bo deszcz lał przez kilka dni. Ale mieliśmy ogromnego powera, by grać.

Czyli jesteś na kieleckiej i krajowej scenie już około 25 lat. Możesz porównać tamte czasy z obecnymi? Może niech pojawienie się internetu będzie cezurą.

– Ta cezura do mnie nie przemawia. Większą cezurą był 1989 rok i zmiana systemu, bo wprowadzone zostały zupełnie nowe zasady. Kapitalizm to trudny system, ale narzekają na niego ci, którzy nie potrafią sobie poradzić. Kto jest słaby, ten nie funkcjonuje. Oczywiście są różne układy i układziki, ale działają one przez chwilę. Prawda prędzej czy później wychodzi. Wszystko sprowadza się jednak do tego, że wygrywa ten, kto ma energię i coś do przekazania.

A jak patrzysz na Kielce pod względem artystycznym?


– Obecnie w Kielcach może nie ma jakichś topowych wydarzeń czy zespołów. Ale dzieje się niesamowicie dużo rzeczy. Obserwuję Bazę Zbożową. Iza Trojanowska, która tam była, twierdzi, że jest to unikat na skalę ogólnopolską, jeśli nie europejską. Wytwórnie w Stanach Zjednoczonych płacą gruby szmal, żeby stworzyć takie enklawy artystyczne, jaką jest Baza. Takie, gdzie tworzy się sztukę totalnie niezależną. Do kapel grających na Bazie nie przychodzi żaden instruktor, który mówi „macie grać tak, a nie inaczej”. Poza tym jest tam duży przekrój wiekowy, spotykają się różne pokolenia.

Ja nie miałem takich możliwości. Będąc nastolatkiem szedłem do MDK czy WDK i tam był instruktor, który po prostu kazał mi, co mam robić i jak grać. Oczywiście robił to w dobrej wierze, ale był z innego pokolenia. W tamtych czasach człowiek 40-letni to był dla nas emeryt. W tej chwili 40-latek jest czasem bardziej nowoczesny niż młodzież. To również zmiana na plus w kontekście tworzenia sztuki.

Nie wspominając już o zmianach w kwestii sprzętu muzycznego.

– Oj tak. Wyobraź sobie, że ja w czasach liceum i pierwszych lat studiów co wakacje wyjeżdżałem do pracy do Niemiec Zachodnich po to, by zarobić na sprzęt. Moja matka zarabiała 20–30 dolarów miesięcznie, a syntezator kosztował 2000 dolarów. Wobec tego wsiadałem w autobus do RFN, podwijałem rękawy i zapierdalałem w fabryce czy w polu. Cztery miesiące pracowałem na ten syntezator. Teraz młodzież ma łatwiej, bo ojciec wyciągnie 1000 złotych i już można kupić przyzwoity instrument. Przez wiele lat mieliśmy nieprawdopodobny kompleks. Głównym tematem rozmów i często niespełnionym marzeniem było zdobycie dobrego sprzętu.

Na muzyce się nie zarabiało?

– Przed 1989 rokiem nie. Były tuzy, na przykład Maryla Rodowicz, które system lubił i puszczał na zagraniczne kontrakty. Natomiast my nie zarabialiśmy. Nie dostawaliśmy nawet ministerialnych stawek, bo nie mieliśmy weryfikacji. Zmieniło się to w 1990 roku. Grałem wtedy z IRĄ. Pojawiły się koncerty halowe, pieniądze i nagle za kilka koncertów można było sobie kupić instrumenty czy samochód.

Kolejną istotną cezurą było upowszechnienie się home recordingu w muzyce. Każdy może kupić sobie komputer, kartę dźwiękową i nagrać swój kawałek. Dawniej nie było szans. Jednak odkąd pamiętam, to zawsze kieleckim artystom pomagało Radio Kielce. Chcę to podkreślić – zawsze można było tu przyjść i nagrać coś zupełnie bezpłatnie.

Ale czy na home recordingu nie traci muzyka? Wiesz, tak jak każdy może sobie kupić cyfrówkę i nazwać się fotografem.

– Rzeczywiście pękła pewna bariera elitarności. Ułatwia to w wielu przypadkach pracę, ale i ją ogranicza. Pierwsze nasze płyty były bardzo dopracowane, a teraz muzyka staje się ograniczona, podobna do siebie, jednakowa. Poza tym dzięki komputerom można w swoim wokalu wiele zmienić, nałożyć na niego różne filtry i efekty. To jest często zgubne, bo potem rzeczywistość wszystko weryfikuje. Tak naprawdę prawdziwym miejscem egzaminu jest dopiero scena.

Rozmawiał Jakub Wątor


Data publikacji: 15-05-2011 o godz. 18:30:09, Temat: Muzyka

Artyku� pochodzi z serwisu Wici.Info Array
Link do artyku�u: Array/News,tomasz_bracichowicz_Śmietanka_demobilizuje,12859,html