Pojedynek piłkarski: Proponuję finał na zimno

28 maja 2011 roku będziemy świadkami ciekawego wydarzenia w świecie piłki nożnej. W finale Ligi Mistrzów zmierzą się znowu najwięksi- FC Barcelona i Manchester United. Ktokolwiek zwycięży, widowisko na Wembley powinno pomóc widzom zapomnieć o upadkach piłkarskich aniołów w serii meczów Realu z Barceloną.



Wydawało się, że mistrzowie technicznej gry nie muszą wdawać się w przepychanki. Okazało się, jednak że nawet oni, gdy w walce o wysoką stawkę trafią na równych sobie, potrafią zgubić fair-play. Tym razem szykuje się widowisko czysto sportowe: bez „cholernego mistrza” słownych pojedynków w sali konferencyjnej(którym według Josepa Guardioli jest Jose Mourinho), pełnych negatywnych emocji wobec rywala kibiców oraz podtekstu narodowościowego (Katalonia kontra Kastylia). Oczywiście dla Katalończyków i mieszkańców Manchesteru to rzeczywiście walka o prestiż. Jednak nawet w Polsce można znaleźć ludzi, którzy nie będą mogli w pełni cieszyć się patrzeniem na nią niemal jak na widowisko artystyczne. Pochylmy się nad nimi.

Tym razem szykuje się widowisko czysto sportowe: bez „cholernego mistrza” słownych pojedynków w sali konferencyjnej(którym według Josepa Guardioli jest Jose Mourinho), pełnych negatywnych emocji wobec rywala kibiców oraz podtekstu narodowościowego (Katalonia kontra Kastylia).

Oczywiście dla Katalończyków i mieszkańców Manchesteru to rzeczywiście walka o prestiż. Jednak nawet w Polsce można znaleźć ludzi, którzy nie będą mogli w pełni cieszyć się patrzeniem na nią niemal jak na widowisko artystyczne. Pochylmy się nad nimi.

Nazywają się polskimi kibicami Barcelony, bądź polskimi fanami Manchesteru. Trzeba im przyznać- zwykle nie przypominają w niczym kiboli, z którymi jak równy z równym zmaga się rząd. Zamiast demolować stadiony piszą w Internecie analizy taktyczne a w miejsce chodzenia na ustawki wybierają strony internetowe lub książki o języku i kulturze regionu, z którego wywodzi się ich ulubiony klub. Słowem- kandydaci na kulturalnych kibiców, o których mogłyby walczyć zarządy polskich klubów piłkarskich gdyby nie absorbowała ich przyjaźń z władcami sektora zwanego „młynem”.
Dlaczego tylko kandydaci? Dlatego, że ich fascynacji jest raczej drużyna niż klub a wbrew pozorom wyrażenia „drużyna piłkarska” i „klub piłkarski” nie są synonimami. Klub to instytucja, przez którą przewija się wiele drużyn powiązanych nazwiskami poszczególnych piłkarzy. Owszem- w Barcelonie zawodnicy szkoleni są pod konkretny system gry, Manchesterowi United przewodzi od lat ten sam trener a Ajax Amsterdam długo cieszy się sławą piłkarskiej firmy wyszukującej „perełki” w różnych krajach. Analizując jednak jego osiągnięcia i profile jego najsłynniejszych zawodników można dojść do wniosku, iż tenże Ajax jest piłkarskim odpowiednikiem kalejdoskopu.

Nie da się zanegować istnienia kultury piłkarskiej- tworzy ją pamiętna historia solidarnościowego transparentu na stadionie Lechii Gdańsk, tworzą ją kibice Korony gdy na większości uroczystości patriotycznych kładą swe wieńce, tworzy ją Jan Nowicki regularnie odwiedzając stadion Cracovii i ze swadą mówiąc o tym w mediach. Interesującą kartę w historii tej kultury zapisał również włoski literat Gianni Brera, który jako dziennikarz sportowy przedstawiał wydarzenia na boisku używając błyskotliwych neologizmów.

To, że zarówno reprezentacjom jak i klubom towarzyszy kultura piłkarska czyli zjawiska kulturowe rodzące się na stadionach lub wokół nich nie oznacza, że tak samo dobrze rozwinięta jest kultura gry w piłkę. Nie piszę tu o fair-play a o pewnym spójnym zbiorze oczekiwań względem piłkarzy. Kultura piłkarska jeśli istnieje- to na poziomie krajów i ich reprezentacji- Polacy grają z kontry, Włosi się bronią, Skandynawowie najbardziej waleczni są w meczach z wyżej notowanymi a Holendrzy praktykują styl gry oparty o legendarny Total Voetbal. Oczywiście- wynika to z kultury gry, której zawodnicy uczą się w szkółkach klubowych. Reprezentują ją jednak mało widoczne w mediach drużyny młodzieżowe.

W seniorskiej drużynie wielkiej firmy piłkarskiej wystarczy zmiana trenera czy objawienie się nowej gwiazdy by wszystko zaczęło toczyć się inaczej. Przykład- tegoroczna przygoda w Lidze Mistrzów pozostałości po Interze Mediolan z poprzedniego sezonu, precyzyjnym jak skalpel w ręku chirurga.

Najczęstszym powodem kibicowania klubom sportowym jest patriotyzm lokalny. Większość kielczan nawet nie będących zaangażowanymi kibicami życzy wszystkiego najlepszego Koronie. Oprócz przyczyny „geograficznej”, bazującym na niezmiennych podstawach powodem wyboru ulubionego klubu jest identyfikacja ze związanymi z nim wartościami. Fani Tottenhamu dumni są z faktu, iż wielu z nich ma korzenie żydowskie, lewicowi rzymianie kibicują Romie, prawicowi- Lazio.
Stanowiące futbolowy odpowiednik emigracji wewnętrznej uczucie polskiego sympatyka wielkiej zagranicznej firmy piłkarskiej rodzi się jednak inaczej. Czasami jest to specyficzne „olśnienie”. Felietonista sportowy Michał Okoński o początkach swej fascynacji Tottenhamem pisze w tekście pt. „Kolano Mabutta”: „16-letni licealista z Krakowa usiłuje rozłożyć w zatłoczonym tramwaju poniedziałkowy numer „Tempa”, by dotrzeć do relacji z meczu Cracovii. W ścisku nie udaje mu się, czyta więc stronę ostatnią, a na niej sprawozdanie z meczu IV rundy Pucharu Anglii między Crystal Palace a Tottenhamem. Chłopcu podoba się samo brzmienie nazwy „Tottenham” i ma wrażenie, że nazwiska kilku piłkarzy obiły mu się już o uszy. Kilkanaście zdań napisanych przez Krzysztofa Mrówkę zmienia życie przyszłego dziennikarza „Tygodnika Powszechnego”.

W wywiadzie dla internetowego serwisu fanów Arsenalu Londyn- „Arsenalizacja” ten sam dziennikarz wskazuje jednak na najczęściej działający w przypadku polskich fanów wielkich klubów mechanizm. Kieruje on pytanie do prowadzącego wywiad: „A jakie są «konkretne powody» Twojego kibicowania Arsenalowi? Że za Wengera grają oszałamiająco pięknie? Za George'a Grahama i wcześniej, w czasach tak świetnie opisanych przez Nicka Hornby'ego, grali pewnie najbrzydszy…”.
Nawet jeśli trwają latami, uczucia do wielkiej firmy piłkarskiej zaczynają się zwykle od jej najbardziej efemerycznego elementu: drużyny. To tak, jakby zakochać się w kobiecie na podstawie kilku jej zdjęć.

Zamiast więc ogłaszać się kibicem wielkiego zagranicznego klubu, warto pobyć patrzącym trzeźwo widzem i sympatyzować z tymi, którzy starają się stworzyć widowisko. Czasami „widz” nie brzmi gorzej niż „kibic”.

Z dystansu padają naprawdę widowiskowe gole.

Przeczytaj polemikę do artykułu:
http://www.wici.info/News,pojedynek_pilkarski_propozycja_odrzucona,12873.html


Andrzej Szczodrak


Data publikacji: 26-05-2011 o godz. 12:30:34, Temat: Sport i Rekreacja

Artyku� pochodzi z serwisu Wici.Info Array
Link do artyku�u: Array/News,pojedynek_piłkarski_proponuję_finał_na_zimno,12874,html