Tyrania słowa

„Kieł” nie jest aż tak mocną alegorią totalitaryzmu, jak chcieliby tego krytycy chcący kolejnym filmem odkryć tajemnicę XX wieku. Tego rodzaju osierocona hipoteza byłaby dość marnym przesłaniem dla dzisiejszego czytelnika wici.info, któremu bliższa od Trzeciej Rzeszy jest Unia Europejska. Dla nas „Kieł” powinien być przede wszystkim wstrząsającym traktatem o potędze słowa. Posiąść wiedzę można tylko wtedy, kiedy potrafi się ją nazwać.



W domowej łazience trwa seminarium. Wszyscy jego uczestnicy, tj. dwie siostry (Tsoni i Papoulia) wspólnie ze starszym bratem (Hristos Passalis), zajmują miejsca w nawie głównej - na brzegu wanny i nieopodal kosza na brudne ubrania. To część ich mikroświata, substytucik miasta-państwa. Tam najzwyklejsza ubikacja pełni funkcję konfesjonału; czyśćca, gdzie mogą odbębnić żal za grzechy, których nigdy nie będą mieli szansy popełnić. Toaleta równie dobrze może być rodzajem świątyni, gdzie przypominającymi puste białe kartki twarzami chłoną ewangelię według ich Matki (Michelle Valley) i Ojca (Christos Stergioglou) . Wszelkie definicje są tu przecież względne. Płynący z dyktafonu kobiecy głos urzędowym tonem wyjaśnia im, że na „morzu” mogą usiąść, bo to krzesło z drewnianym oparciem, a z kolei „autostradą”, objaśnianą jako silny wiatr, nie ma żartów. Wisienką na torcie jest „wycieczka” - typ twardego materiału, którego nie zdmuchnie nawet „autostrada”. Zaraz po wysłuchaniu audio-booka encyklopedii absurdu wpadamy z deszczu pod wrzątek. Najmłodsza siostra proponuje reszcie osobliwe zawody – wygrywa je śmiałek, który najdłużej wytrzyma z palcem pod gorącą wodą.

Tak zawiązuje się prolog „Kła” – nominowanego do Oscara obrazu greckiego reżysera Giorgiosa Lanthimosa. A całość? Nie można z pełnym przekonaniem nazwać tego filmu dramatem, bo nawet najstraszliwszy dramat musi znaleźć swoje odniesienie w rzeczywistości. Z drugiej strony trudno go dramatem nie nazwać, bo mimo że dzieło jest jedną wielką metaforą umoczoną w krwawej grotesce, to bez wątpienia ulega się wrażeniu, że ten diaboliczny ojciec-demiurg pod rękę z matką – upadłą Maryją, mogą przecież mieszkać tuż obok, za płotem.

Zamykając dzieci w twierdzy na wzór pakistański, konstruują nad ich głowami przezroczystą kopułę. Niebo rozciąga się tu tylko w formie interaktywnego plakatu. Malujący się na nim prawdziwy samolot za kilkanaście sekund staje się jedynie plastikową zabawką rzuconą na trawnik przez matkę. To dobre alibi i pozorny dowód na to, że planeta za mosiężną bramą jest pod i nad poziomem "morza" sztuczna. Tym sposobem Rodzice redefiniują każdy składnik powietrza, którego podopieczni nie mogą powąchać. Unikalnym ciałem obcym w domu bywa Christina, ochroniarka w fabryce Ojca, która odpłatnie rzuca się na pożarcie wygłodniałemu seksualnie synowi.

Co jest właściwie celem tych studiów z nieistnienia? Satrapa lepiąc człowieka z amorficznej masy próbuje ustrzec go przed złym światem, czy chce zwyczajnie sobie podporządkować? Odpowiedź na to pytania reżyser pozostawia widzowi.

Tytułowy „Kieł” to koniunkcja uwięzienia i wolności – tyle symbol zezwierzęcenia, ile klucz do świata zewnętrznego. „Dziecko może opuścić dom, kiedy wypadnie mu prawy kieł” – oznajmia dyktator w kapciach. Personifikując zwierzęta, tworzymy bajki dla dzieci. Animalizując ludzi - obozy koncentracyjne.

Jednak „Kieł” nie jest aż mocną alegorią totalitaryzmu, jak chcieliby tego krytycy chcący kolejnym filmem odkryć tajemnicę XX wieku. Taka osierocona hipoteza byłoby raczej marnym przesłaniem dla dzisiejszego czytelnika wici.info, któremu bliższa od Trzeciej Rzeszy jest Unia Europejska. Dla nas „Kieł” powinien być przede wszystkim wstrząsającym traktatem o potędze słowa. Posiąść wiedzę można tylko wtedy, kiedy potrafi się ją nazwać. Jeden z bohaterów filmu udowadnia, że kultura nie jest ucieczką, ale biletem do rzeczywistości, w której „morze” nie jest krzesłem, a „autostrada” to coś więcej niż wiatr. I mimo że prawdziwy świat boli nie mniej niż dystopia helleńskiej rodziny Adamsów, warto udźwignąć wynik ów syzyfowego równania. W końcu różnica między prostakiem, a intelektualistą jest taka, że jeden nie wie co traci, a drugi już jak najbardziej.




Data publikacji: 22-06-2011 o godz. 09:51:39, Temat: Kino

Artyku� pochodzi z serwisu Wici.Info Array
Link do artyku�u: Array/News,tyrania_słowa,12909,html