Agnieszka Krakowiak–Kondracka: Wymyślam serialowe postacie

Z kielczanką Agnieszką Krakowiak–Kondracką, autorką scenariusza m.in. serialu „Na dobre i na złe” na temat dziennikarstwa, Kielc i pisania scenariuszy rozmawia Andrzej Piskulak.



Andrzej Piskulak: Pamiętam, że byłaś uznaną w środowisku dziennikarskim za jedną z najzdolniejszych dziennikarek. Czy pozostało w Tobie jeszcze coś z pasji dziennikarskich?

Agnieszka Krakowiak–Kondracka: – Bardzo dziękuję za ten komplement. Ale 15 lat temu kieleckie środowisko dziennikarskie składało się z wielu naprawdę zdolnych autorów. Była duża grupa osób, którym chciało się chcieć. To nie była pogoń za wierszówką czy wyciąganie sensacji za wszelką cenę. Raczej chęć dotarcia do ciekawego człowieka, otwarcie zamkniętych drzwi, ale nie ich wyważanie. Dobry reportaż bliższy był wtedy literaturze, niż dziennikarstwu śledczemu. Może to wróci. Na razie znacznie lepiej czuję się w świecie fikcji. Podoba mi się własne „kreowanie rzeczywistości”, a nie jej opisywanie.



A.P.: Czy korci Cię, by napisać choćby reportaż?

A.K-K.: Och, nie. Zamknęłam tamten kawałek życia. Dziennikarstwo to ciężki kawałek chleba. Znacznie łatwiej kogoś skrzywdzić, urazić, biorąc na kowadło prawdziwe życie. Lubię w mojej pracy to, że mogę żonglować emocjami i w zasadzie prawie zawsze uchodzi mi to na sucho.

A.P.: Czy wracasz pamięcią do Kielc i swoich przyjaciół? Czy utrzymujesz takie kontakty?

A.K-K.: Kielce są moim rodzinnym, wspaniałym miastem, gdzie do przyjaciół nie trzeba się umawiać z wyprzedzeniem kilku dni i sprawdzać kalendarzy na miesiąc do przodu. Moje kontakty z przyjaciółmi z tamtych czasów nadal są bardzo żywe. Warszawa wymusza kompletną zmianę stylu życia. Rzeczywiście wszystko toczy się szybciej i w większym stresie. Kiedy chcę odzyskać właściwe proporcje i rytm, bardzo chętnie wracam w Góry Świętokrzyskie.

A.P.: Często zadawałem sobie pytanie, dlaczego zdecydowałaś się na rozstanie z dziennikarstwem?

A.K-K.: Nie podobał mi się kierunek, w którym zmierzało dziennikarstwo w tamtym okresie. Zaraziłam się pasją do pisania filmu, tym życiem tworzonym ciągle na nowo, no i zakochałam się w mężczyźnie, który również uprawia ten zawód. Razem dało to mieszankę, która musiała mnie doprowadzić do radykalnej zmiany.

A.P.: Dlaczego zdecydowałaś się na to, by być scenarzystką?

A.K-K.: To świetna praca, którą w dobie laptopów i internetu można wykonywać, gdzie i kiedy się chce (oczywiście, jeżeli nie goni pilny termin). Bierzesz w swoje ręce losy przeróżnych, wymyślonych przez siebie postaci i łamiesz sobie głowę, jak im skomplikować życie. To naprawdę wspaniała satysfakcja, kiedy przy okazji ktoś się wzruszy albo ucieszy.

A.P.: Oglądając pierwsze odcinki serialu „Na dobre i na złe”, w czasie gdy sam bywałem permanentnym pacjentem szpitala onkologicznego, zadawałem sobie pytanie, dlaczego nieprawdziwy świat serialowy tak nieprzerwanie skupia uwagę wielomilionowej widowni telewizyjnej? Sam się też na tym przyłapywałem…

A.K-K.: Bo to nadal bajka, która opowiada o dobrych ludziach, a o złych tylko wtedy, kiedy mają szansę się zmienić i odnaleźć w sobie ten dobry pierwiastek. I mimo wszystkich zmian, które zaszły ostatnio w serialu, wymianie pokoleniowej i zmianie tempa opowieści, szpital w Leśnej Górze to miejsce, gdzie lekarze traktują pacjentów, jakby leczyli własną rodzinę, zwracają uwagę, by nie obedrzeć ich z godności, którą w chorobie tak trudno zachować.

A.P.: Na pewno fascynowała mnie gra aktorów, m.in. Artura Żmijewskiego, ale zadawałem sobie także pytanie, które teraz do Ciebie kieruję: ile jest właśnie osobistych przeżyć autora scenariusza w wymyślonym świecie serialowym?

A.K-K.: Mnóstwo. Im scenarzysta więcej przeżył, tym łatwiej mu wejść w serce i w głowę wymyślanej przez siebie postaci. Doświadczenie życiowe czyni mistrza. Ale rzemiosło, gradacja nastrojów, utrzymanie tempa i zwrotów akcji jest konieczne, bo inaczej z ekranu będzie wiało nudą, a źle napisany scenariusz zacznie się watować scenami o jedzeniu zupy.

A.P.: Czy masz poczucie tego, że scenarzysta także kreuje aktorów? Czy scenariusz pisany jest pod aktorów, czy też aktorzy muszą się dopasować do roli?

A.K-K.: Postaci serialowe od pewnego momentu żyją trochę swoim życiem. Do czegoś są zdolne, do czegoś nie. Jeżeli postępują wbrew sobie, to muszą być tego ważne przyczyny, przygotowanie. Generalnie – jeżeli rola jest dobrze napisana, nie ma nic przyjemniejszego dla aktora niż wejście w nią i dodanie czegoś od siebie. Chętnie słucham sugestii tych, którzy jak nikt inny znają „swoją postać”, swoje alter ego, ale nie lubię pisać „pod aktorów”.
Współpracując z aktorami, którzy dostają materiał i chcą coś więcej powiedzieć od siebie, udało nam się stworzyć kilka charakterystycznych, bardzo lubianych postaci.

A.P.: Czy masz poczucie, że stworzone przez Ciebie odcinki serialowe mają wpływ także na świat realny – właśnie szpitali, opieki medycznej w naszym kraju, problemów służby zdrowia, relacji pacjent – lekarz, zmagań pacjenta z chorobą, lekarza ze swoim życiem osobistym, etc., etc.

A.K-K.: Mam wrażenie, że w ciągu tych lat zaszły kolosalne zmiany. Zarówno w uświadomieniu sobie własnych praw przez pacjentów, jak i w stosunku do lekarzy. Mam nadzieję, że ich cząstka to zasługa naszego zespołu scenariuszowego i świetnych lekarzy, którzy z nami współpracują i uczulają na to, co ważne w ich pracy.

A.P.: Czym dla Ciebie jest pisanie scenariuszy?

A.K-K.: I pracą, która daje chleb, i pasją, która daje satysfakcję.

A.P.: W jaki sposób tworzysz sylwetki i dramaturgię akcji, że przez tyle lat elektryzuje milionową widownię?

A.K-K.: Daj spokój, to szalenie szeroki temat. W skrócie emocje, emocje, emocje. A od pewnego czasu młode pokolenie, które żyje nieco szybciej i wnosi świeże problemy do serialu.

A.P.: Skąd czerpiesz pomysły do swoich scenariuszy?

A.K-K.: Życie – zwłaszcza cudze, potrafi dać pożywkę na mnóstwo filmów. A w dobie bombardowania informacjami w zasadzie jest tego nadmiar. Trzeba tylko wybierać.

A.P.: Który film według swojego scenariusza traktujesz szczególnie, jako swój najlepszy i ukochany?

A.K-K.: Och, mam w sobie ciągle niepokój, że decydując się na tak długą koegzystencję z jednym serialem, nie zdążę zrealizować pomysłów, które wciąż czekają na napisanie. Ale latem mam nadzieję tak poukładać sobie pracę, że nareszcie wygospodaruję czas na pisanie nowego projektu serialu i filmu fabularnego. I żaden z nich nie będzie miał nic wspólnego z medycyną!

A.P.: Dziękuję za rozmowę.

Agnieszka Krakowiak – Kondracka
na początku lat 90. Była dziennikarką „Gazety Kieleckiej”, i „Słowo Ludu”. Jest laureatką jednej z najważniejszych nagród dla autorów scenariuszy - polskiej edycji Hartley Merrill 2000. Od sześciu lat jest scenarzystką wiodącą w serialu „Na dobre i nagłe” i autorką ok 150 odcinków. Jest też autorką scenariuszy do seriali: "Taksówka Jedynki" "Miasteczko", " Sukces", "Samo życie".

Rozmawiał: Andrzej Piskulak, Foto Katarzyna Golenia


Data publikacji: 06-08-2011 o godz. 11:25:46, Temat: Kino

Artyku� pochodzi z serwisu Wici.Info Array
Link do artyku�u: Array/News,agnieszka_krakowiaki8211kondracka_wymyślam_serialowe_postacie,12995,html