Nowy Koterski okiem baby i chłopa

"Baby są jakieś inne", który właśnie wszedł do kin, kobiecą intuicją i po chłopsku albo, jak kto woli, męską intuicją i po babsku oceniają Magdalena Mius i Grzegorz Rolecki lub Grzegorz Rolecki i Magdalena Mius.



Okiem baby:

Słysząc słowa typu „seksmisja dzisiejszych czasów”, „komedia roku” czy „najbardziej kobieca komedia o mężczyznach”, jesteśmy przekonani, że warto wybrać się na ten film. Widząc przy tym reklamę telewizyjną czy zapowiedzi kinowe niebezpiecznie zbliżamy się ku pewności owych stwierdzeń. Wiedząc również, kto jest reżyserem – mianowicie Marek Koterski – decydujemy się na obejrzenie tego filmu.

Jest to opowieść o dwóch panach w pełni świadomych swojej męskości oraz dość przewrotnej niechęci do płci pięknej. Historia zaczyna się od podróży do… No właśnie, tego nie wiemy. Ale jak widać nie jest to istotne dla sensu całego filmu. Towarzysze opowiadają sobie dzielnie o swym postrzeganiu świata kobiet. Podczas drogi przydarzają im się również różnego rodzaju sytuacje oczywiście wszystkie z obiektami ich nienawiści roli głównej.

Nie można zaprzeczyć, że film jest śmieszny, choć widząc gatunek „komedia”, powinniśmy wyjść z założenia trafności wyboru filmu. Niestety nie w dzisiejszych czasach. Drugim gatunkiem tej ekranizacji jest również „dramat”. Na pierwszy rzut oka wiadomo czemu. Choć zapewne panowie odrzekliby chórem: „Jak to? Przecież ten film oddaje kwintesencję męskich cierpień, codziennego zmagania się z niezrozumiałym umysłem kobiet. Ich mózgi to jedna wielka zagadka, a ten film w końcu może im to ukazać .” I może faktycznie w tych słowach tkwiłby zalążek prawdy.

Tak czy inaczej film „Baby są jakieś inne” jest zdecydowanie inny od typowych komedii. Czy to dobrze? Na pewno każdy oceni to sam, ale moje zdanie jest następujące: Jeżeli widz przychodzący do kina na tę właśnie komedię oczekuje powalających ze śmiechu teksów, ale również genialnej fabuły i przebiegu zdarzeń, to niestety się rozczaruje. Komedia – śmieszna. I owszem, oczekuje się kolejnych momentów, ale tylko dlatego, że pomiędzy „śmiesznymi zdaniami” nic tak właściwie się nie dzieje. Cały film to oczekiwanie na jedno zdanie, które można uznać za śmieszne, by następnie przejść do dalszej sennej egzystencji.

Czy polecam ten film? Dla panów, którzy chcą połączyć się w bólu swego istnienia w jednym świecie wraz z kobietami – zdecydowanie. A tak na poważnie, to jeżeli ktoś nie oczekuje dobrego kina z głęboką fabułą, a jedynie idzie na film, by się pośmiać, odstresować czy spojrzeć na świat w inny sposób, to jak najbardziej ten film jest odpowiedni. Jeśli natomiast chodzi o kobiety wybierające się na ten film, to… muszą mieć spory dystans do siebie i dużą tolerancję dla panów. Bo przecież kto najlepiej zrozumie tak precyzyjnie i doskonale skonstruowaną istotę jak druga kobieta?

Magdalena Mius



Okiem chłopa:

Podczas seansu najgłośniej świergotały, rechotały świergoląco baby właśnie, właśnie baby. Nie chłopięta ale dziewczęta, te najmłodsze, nieskażone fetyszem średniowiekowych Puciów Puciów. Widzowie rodzaju miauczyńskiego dostojnie, basem pomrukując, siedzieli cicho jak cudzołożnik za wytartą firanką. Mózg o dziesięć procent większy niż żeński każe mi więc przypuszczać, że to film przede wszystkim o nas, a nie o nich. Albo, korzystając z bardziej na miejscu odpowiedzi na kobiecy miejscownik - o niach?

O niach, nie o nich, bo zarówno inteligencka inkarnacja reżysera za kierownicą, Adaś Miauczyński (Adam Woronowicz), jak i nieco bardziej prostozmostowy pasażer Pucio (Robert Więckiewicz) pragną, aby kobiety znów stały się bardziej kobiece - przestały nosić portki, jeździć samochodem i ubiegać się o równouprawnienie, które równa się naszym nocnym kowbojom z umężczyźnianiem. Lecąc koterszczyzną, tj. polską składnią w mięsnym negatywie, mają okazję wylewać na baby wiadro pomyj, które w domu musieliby zazwyczaj posprzątać. Dla przykładu – memento o zbyt dużych torebkach.

- A te ich torebki? - pyta Adaś – takie chociażby pierwsze z brzegu szukanie kluczyka, ja pierdolę, stale do auta. Mówię jej „trzy lata szukasz kluczy, czwarty rok będzie”, „kluczy?”, „ków na mrozie”, „no szukam, wkładałam, nie ma”, „kochasz mnie?”, „bardzo”, „to zrób coś dla mnie i wkładaj je do jednej kieszeni zawsze”, ale ona widać aż tak bardzo mnie nie kocha aż tak bardzo.
- Moja nawet wkłada do tej samej. - oznajmia Pucio.
- Ale?
- Ma tam dziury i też c****** z tego.

Gorzkim żalom nie ma końca, ale duet dwóch grzeszników bez spowiednika na rozgrzeszenie nie ma szans. Wielki wybuch zaczyna się od baby włączającej kierunkowskaz w prawo i za chwilę skręcającej w lewo. Później babsztyle bez sensu malują się w ciemnej sali kinowej, za dużo gadają („20 tysięcy słów na dzień” - oblicza Adaś) płacą kartą za zakupy wynoszące jedenaście dwadzieścia, całują wymazane błyszczykiem, nie dają spać, wypróżniają się za głośno („nie mogłem sobie z tym poradzić” - wyznaje Pucio), są dla chłopaków ironiczne w sprawach seksu, a feministki to niedojebane babochłopy. Dlaczego? No bo naprawdę te „baby są jakieś inne”.

Na dobrą sprawę stwierdzenie „baby są jakieś inne” jest masłem maślanym, frazesem równie pustym, co często spotykane „lubię dziwnych ludzi”. Baby są jakieś inne, bo faceci są jacyś inni. Lubię ludzi dziwnych, czyli takich, których lubię ja. Koterski jałowość tytułu potwierdza spisem treści. Obraz jest antologią najbardziej wytartych i obrzydliwych stereotypów na temat kobiet. Dziełami zebranymi wieszcza Achama Chamkiewicza; najczystszą wodą na młyn chłopów, którym z babami nie wyszło. Ale są jednocześnie profeską, cyzelowaną robotą, starym wyjadaniem – podane z komediowym czujem i dramatyczną dwuznacznością mogą wywołać dwojaki ból brzucha. I ze śmiechu i ze zgryzoty.

Wszak w klisze uciekamy głównie wtedy, kiedy nie potrafimy się ze sobą dogadać. Pucio z Adasiem vice versa usiłują przetłumaczyć sobie własne krachy z kobietami. To wina bab, że musimy wydymać usta w „pedalski” dzióbek. To właśnie przez przez baby, świdrując językiem w ich (jech?) ustach, udajemy kogoś innego; próbujemy zaatakować ideały, które same nam wystawiły. Wszystko po to, żeby tylko im (jem?) się przypodobać. A może zaspokoić własne ego?

Teza „baby są jakieś inne” nie w każdej scenie brzmi jak zarzut. Więckiewicz ustami potrafi skrytykować, ale czułym błyskiem w oku już tę inność pogłaskać.

Robienie z facetów, z siebie, kompletnych durniów i idiotów nie należy do przyjemności. - mówił w wywiadzie dla Dużego Formatu - (...) Plułbym sobie jednak w brodę, gdybym w nim (filmie) nie zagrał.

Durniów z siebie robimy, panowie, przywdziewając groteskową gębę poety albo boksera. Zdystansowany i żałosny przez pierwszą połowę filmu, a teraz żałosny i zdesperowany, Pucio syrenim śpiewem „Ocalić od zapomnienia” zachęca pierwszą lepszą autostopowiczkę do przejażdżki. Tragedia. Nie grecka, a męska (za chór komentujący wydarzenia robią w niej odgłosy i światła mijanej nocy, czyli postprodukcyjny majstersztyk powstały w całości na ekranie komputera). Tragedia mężczyzn, co potrzebują udawać Greka. Zeusa, nie Zorbę. Tragedia kobiet, które ich do tego zmuszają. Mamy być Apollem, czy Achillesem? Zimni, a może jednak ciepli?

- Nie wiedząc jakim mężczyzną mam być, zdecydowałem się pozostać chłopcem. - zauważa Adaś.

Chcąc być rycerzami walczącymi ze smokiem, wytykają kobiecie, że w tym samym czasie zawłaszcza ich dziecko ze smoczkiem. Tęsknią obaj do marzenia sennego o romantycznej niewieście, rozważnej i romantycznej, w dzień zakonnicy, w nocy dziwce. Ale czy ta młoda niewiasta, wychowana nieopodal na onecie, zwracająca się do Pucia per „dziadek”, ocaliłaby jego serce od zapomnienia? Chciałby.

Chrystus przegrywa z Google. Tradycja powoli przestaje być wyznacznikiem norm społecznych. Niewiasta kilka dni temu poszła zagłosować na Palikota, a na sali kinowej rechocze z dwóch zabawnych idiotów. I nikogo więcej. Po napisach końcowych, oczekiwać będzie po prostu wartościowego partnera, a nie wartości, które jej go podpowiedzą. Chłopy babieją, a baby chłopieją, bo granice zacierają się wraz z rozwojem społeczeństwa, które klika w te same linki. Teraz wyrzuciłem z siebie dwa razy więcej znaków niż kobieta (zdrowo zdystansowana do pozornych kontrowersji, jaką nasycony jest film), zbytnio nie broniąc statusu maskulinum. Znaczy to, że ja babieję, Adasiu, czy może kobieta chłopieje?

My jesteśmy inni. Koterski ten sam. Opowiada o aktualnym problemie, ale nie przemawia ze świeżością „Dnia Świra”.  Rozliczając się z przeszłością, pozostawia faceta ze zgryzotą – ci, którzy nie nadążają za dobrodziejstwem, jak i przekleństwem teraźniejszości, muszą przegrać.

"To be, ******, or not to be?"

Grzegorz Rolecki


Data publikacji: 17-10-2011 o godz. 09:38:30, Temat: Kino

Artyku� pochodzi z serwisu Wici.Info Array
Link do artyku�u: Array/News,nowy_koterski_okiem_baby_i_chłopa,13084,html