Artysta

Oscarowe zwycięstwo francuskiego croissancika, tj. niemego filmu Michela Hazanaviciusa, jest raczej dowodem słabości zarówno kina amerykańskiego jak i starzejącej się Akademii, która w tym roku wolała nagrodzić własną autobiografię; pocztówkę śliczną, ale widzianą już setki razy.



Hollywood w czasach kryzysu wyraźnie zatęskniło za własną złotą epoką, wzorem bohatera innego nagrodzonego tytułu - „O Północy w Paryżu”. To jednak droga donikąd. Teraźniejszości i filmom takim jak „Wstyd” prędzej czy później trzeba będzie stawić czoła. Póki co, niczym Scarlett z „Przeminęło z wiatrem”, pomyślimy o tym jutro.

Nie zmienia to oczywiście faktu, że „Artysta” jest technicznym majstersztykiem i formalnym cacuszkiem. Stylowo ubranym, perfekcyjnie wystylizowanym na galaktykę lat 20. i przede wszystkim znakomicie zagranym - głównie przez pieska Uggie i Jeana Dujardina zrobionego tu na Douglasa Fairbanksa z nazwiskiem pożyczonym od Valentino. Zakochany w przeszłości reżyser już wcześniej kręcił podobne hołdy z podobnymi aktorami (vide średnio udane pastisze filmów szpiegowskich w serii o agencie OSS 117), ale dopiero teraz udało mu się wyważyć zgrywę z tonacją serio, spacerek po konwencji z czymś autentycznie emocjonalnym. „Artysta” jest bowiem opowieścią o człowieku nieradzącym sobie ze zmieniającą się rzeczywistością, która nagle strąca go z piedestału.

Mamy w tym filmie piękną scenę, w której Peppi wtulając się w wiszącą na wieszaku marynarkę George’a, ożywia ją, oddaje się iluzji. Sens tego niemego obrazku zrozumie absolutnie każdy widz, niezależnie od narodowości. To powrót do czasów sprzed budowy kinowej wieży Babel i dowód na to, że magia bibelotów wciąż ma niezwykłą siłę. Ale błagam, nie kręćcie kontynuacji.



Grzegorz Rolecki


Data publikacji: 02-03-2012 o godz. 00:43:46, Temat: Kino

Artyku� pochodzi z serwisu Wici.Info Array
Link do artyku�u: Array/News,artysta,13230,html