Igrzyska śmierci, czyli Maxi-mus

Nie wypada mi pozytywnie recenzować adaptacji powieści Suzanne Collins. Jest przeznaczona dla młodzieży i należy do głównego nurtu twórczości hollywoodzkiej. Tego typu filmy przeżywają swój Zmierzch. Atak metroseksualnych wampirów pozbawił je nie tylko świeżej, ale i jakiejkolwiek krwi. Oddanie „Igrzysk śmierci” na pożarcie nie jest jednak takie proste.



Owszem, odradzam czytanie zapowiedzi- znajomość ich treści grozi odczuciem dłużyzny na początku, gdy widz poznaje dość interesujące postacie. Katniss grana przez Jennifer Lawrence ma wewnętrzną siłę, lecz nie jest nadludzka, jej heroizm wynika z musu. Peeta w wykonaniu Josha Hutchersona to pozytywny antybohater- dobry człowiek nie umiejący stawić czoła losowi.

Strona wizualna filmu nie budzi zastrzeżeń- na zdjęciach ładnie łączą się przyroda i przyszłość. Muzyka także wpisuje się w ten klimat. Nawiązania do starożytnego Rzymu są powierzchowne, a to, co można by uznać za ich cel- odcięcie się od szufladki „opowieści o upadku cywilizacji” na rzecz analizy ludzkiej natury, nie zostało osiągnięte. Jednak gdy usłyszałem w zapowiedzi jednego z talent shows, że „przetrwa najsilniejszy”, przypomniał mi się właśnie film Gary'ego Rossa.

Andrzej Szczodrak


Data publikacji: 29-05-2012 o godz. 18:37:16, Temat: Kino

Artyku� pochodzi z serwisu Wici.Info Array
Link do artyku�u: Array/News,igrzyska_śmierci_czyli_maximus,13335,html