Pusta dziupla

Pomysł na scenariusz groził wierutną i obleśną bzdurą - grupa amerykańskich ornitologów rywalizuje ze sobą w konkursie na największą ilość zaobserwowanych ptaszydeł. Ale suma sumarum "Wielki rok" okazuje się jedynie nudny jak niewyspany kogut.



Dotychczasowy mistrz świata w liczeniu ptaka Kenny Bostick (Owen Wilson) nie ma czasu dla kochającej żony. Aspirujący do tego tytułu Brad (misiowaty Jack Black) chciałby się zakochać, ale jest chorobliwie nieśmiały. Stu Preissler (Steve Martin), mimo że ma świetną pracę i oddaną rodzinę, to chciałby wreszcie zająć się najukochańszą ze swoich pasji - ornitologią. Wszyscy trzej startują w corocznym turnieju "Big Year" i podczas gdy oni obserwują ptaki, my obserwujemy ich. Bo to oczywiście filmidło nie o ptakach, ale ssakach. Kolorowanka o tym, jak miłość do kogoś lub czegoś może grozić utratą miłości kogoś lub czegoś. I ta odmiana przez jeden jedyny przypadek zaczyna widza uwierać w kuper już na początku, wydziobując tym samym dramaturgię wielkiego wyścigu. "Kto wygra?" przestaje nas interesować w połowie, a "kto kogo przytuli" nie obchodzi w ogóle. Nawet najcieplejszy i najmniej śpieszny ton nie powinien rozłazić się w żywicznym kleju.

Scenariusz Howarda Franklina ("Imię Róży", "Człowiek, który wiedział za mało") opiera się na podobnych zasadach, co sam plebiscyt "Wielkiego roku". Uczestnik nie musi mieć żadnego dowodu na to, że widział dany gatunek - wszystko oparte jest na słowie honoru. Podobną prośbę o wyrozumiałość autorzy kierują do widza. Wybacz spleśniałe klisze i figury (np. syn walczący o aprobatę surowego ojca). Przebacz płaski dowcip i teledyskowość (stary numer - udane spotkanie w restauracji podsumowane jest miłą muzyczką, nie udanie skonstruowanym dialogiem). W zamian otrzymasz podchwytliwe rady:

1. Rób w życiu to, co lubisz.
2. Ale nie za bardzo, bo wtedy inni przestaną cię lubić.
3. Miłość jest najważniejsza.
4. A jeśli nie, to rób w życiu to, co lubisz.

Reżyserem filmu jest David Frankel, reżyser lubujący się w gatunkowej komedii z wartością dodaną, złamaniem w połowie drogi; czymś, co zbliży poetykę filmu do prozy życia. Ale tak, jak finałowy szantaż  "Marleya i ja" oddziaływał na, najprostsze bo najprostsze, ale na pewno jakieś emocje oglądającego, tak "Wielki rok" zostawia go w pustej dziupli. Lepiej wrócić do "Ptaków" Hitchcocka.

Grzegorz Rolecki




Data publikacji: 15-07-2012 o godz. 13:21:28, Temat: Kino

Artyku� pochodzi z serwisu Wici.Info Array
Link do artyku�u: Array/News,pusta_dziupla,13390,html