Gdybym umiał, grałbym tylko jazz

Pisać o muzyce to tyle, co tańczyć architekturę. Pisać jednak należy wtedy, gdy gra warta jest świeczki, a zjawisko ma silne oddziaływanie społecznie. To, co dzieje się na przestrzeni ostatnich dwóch lat pomiędzy ulicami: Wesołą, Bodzentyńską, Leonarda, Dużą i Placem Wolności bezsprzecznie na uwagę zasługuje.



Grają jazz - czyli co?

Słuchanie i granie jazzu to współcześnie stygmat elitarności. Ktoś, kto słucha jazzu uchodzi za odbiorcę dojrzałego i świadomego. Ktoś, kto gra jazz – zagra ponoć wszystko inne. I jest w tej plotce szczypta prawdy. Jazz zawiera w sobie wszystko inne, zespala biegunowo różne nurty – zarówno muzyczne jak i kulturowe. Formuła jam session polega na zbiorowej improwizacji muzyków, dając możliwość spontanicznego doboru wykonywanych utworów. Dotyczy to zarówno standardów jazzowych – czyli kompozycji, które na stałe weszły do kanonu: np. Fly me to the moon czy Summertime, a które poddaje się nowej interpretacji; jak i tematów muzycznych zaproponowanych spontanicznie. Imprezę rozkręca skład prowadzący. To właśnie ci muzycy zapewniają sprzęt, rozpoczynają 'koncert' jednym, bądź dwoma setami utworów – mówi o formule organizacyjnej gitarzysta Filip Gołda - każdy chętny ma możliwość zajęcia miejsca któregokolwiek z członków składu prowadzącego, istnieje możliwość wymiany całej ekipy na kilka numerów.

Tradycja jam session w Kielcach sięga aż do lat 70. Animatorem tych zdarzeń był wtedy Włodek Kiniorski. Jak wspomina Tomasz Bracichowicz (założyciel zespołu Mafia): Ci artyści, którzy wtedy odnieśli sukces zawdzięczali to prężnie działającemu środowisku. Np. na Placu Wolności w podziemiach dzisiejszego Muzeum Zabawek był klub o nazwie PUB założony pod koniec lat osiemdziesiątych roku przez Pawła Gruszczaka. Odbywały się tam koncerty i jammy, które animował Kinior…

Zalet, które niesie jam session nie brakuje. Po pierwsze – trening. Jam daje muzykom przestrzeń pracy nad warsztatem i możliwość oswajania tremy. A jeżeli świadkiem owego treningu jest publiczność, to idzie za tym promocja danego muzyka. Zauważa to kielecki perkusista Piotr FUNEK Fuczyk (The Thoors, Jedyna Maść, Kinior-sky Orkiestra): Organizowane w kieleckich klubach jam sessions dobrze wpływają na środowisko muzyczne. Muzycy integrują się, poznają się wzajemnie, a także mają możliwość zaprezentowania swoich umiejętności, co na pewno pozytywnie wpływa na ich autopromocję.

Po drugie – wspomniana przez Fuczyka – integracja środowiska. Doskonałym tego przykładem jest historia trębacza Michała Michoty- dziś studenta Bydgoskiej Akademii Muzycznej, który jako nowy mieszkaniec Kielc poszukiwał w ubiegłym roku środowiska, w którym mógłby realizować swoją pasję. Podczas jamu w klubie Toska poznał otwartych na muzyczną współpracę ludzi. Jak wspomina Michał: Zaczęliśmy wspólnie improwizować w różnych miejscach. Zaczęliśmy jam’ować w kawiarni Cafe Pasja. Były to totalnie spontaniczne sytuacje – jam organizowaliśmy z dnia na dzień. Po Świętokrzyskiej Wiośnie Jazzowej muzykowaliśmy z artystami przyjezdnymi. To niesamowite, że udało nam się w ogóle to zorganizować – znaleźć miejsce, sprzęt. Poczta pantoflowa działała błyskawicznie, więc ludzi przybywali tłumnie.

Muzycy podkreślają, że fenomen jamów polega na tym, iż grający, którzy nigdy wcześniej się nie znali, nie grywali ze sobą na koncertach – czują się jak jeden organizm. Jedynym komunikat, jedyny ich język stanowi muzyka powstająca ad hoc. Po prostu siebie słuchają i nie muszę się znać prywatnie, ale stworzyć formę jednolitą w swoim wyrazie.

Po trzecie – kieleckie jamy stanowią alternatywę wobec tradycyjnych jednostek edukacji muzycznej, co podkreśla Daniel Lurzyński (założyciel zespołu Pozytywka): Nasz region sprzyja rozwojowi artystycznemu. Coraz popularniejsze stają się jam session. Ważne, że pojawią się na nich młodzi adepci sztuki. Bez względu na to czy są biernymi czy aktywnymi ich uczestnikami. Mają możliwość poznania kontekstu i poziomu starszych kolegów. W wyniku takich muzycznych spotkań powstają nowe zespoły. Pozostaje tylko z tego korzystać. I rzeczywiście na jamach pojawiają się obok siebie z różnym doświadczeniem – początkujący i koncertujący od lat z czołówką polskich wykonawców i światowych wykonawców.

Co? Gdzie? Kiedy?

Na mapie klubów regularnie organizujących jam session znajdują się m.in.: Skandal, Pooder, Cafe Pasja czy Woor. W każdym z nich jam session ma nico inny charakter. W klubie Woor w każdy czwartek usłyszeć można składy rockowe i bluesowe. Cukier (dziś już Skandal) ostatnimi czasy organizuje jamy w klimatach fusion, ambient przez elementy muzyki klubowej. Norbert Pajek, gitarzysta pochodzący ze Starachowic, naprawdę czyni cuda. – przyznaje Filip Gołda – W Poodrze czy w Pasja Cafe spotkamy sie chyba przeważnie z groove'em okraszonym instrumentalnymi improwizacjami wykonawców. De facto to sami muzycy kreują klimat i stylistykę występu. Jak zauważa Tomasz Bracichowicz: Jest wielu młodych i utalentowanych, jest wiele interesujących, początkujących zespołów. Ale paradoksalnie dziś trudniej osiągnąć sukces. Pozostaje zatem pracować i jammować, aby iść odważnie schodami w stronę mistrzostwa. Do sukcesu nie ma windy. A żeby wygrać trzeba grać. Dużo, często i z różnymi ludźmi.


Materiał opracowała, zredagowała i napisała Sylwia "Gaweł" Gawłowska


Data publikacji: 05-08-2012 o godz. 11:12:45, Temat: Muzyka

Artyku� pochodzi z serwisu Wici.Info Array
Link do artyku�u: Array/News,gdybym_umiał_grałbym_tylko_jazz,13406,html