Agnieszka Kowalczyk: Lubię pracować ze sobą

Muzyk, pedagog; kiedyś śpiewające z sukcesami dziecko, później jeden z altowych głosów kameralnego chóru Fermata, teraz solistka i pieśniarka. Agnieszka Kowalczyk rozmawia z nami po swoim recitalu „Miłość - to jest różnie”.



Edyta Mróz: Wystąpiłaś niedawno w Kielcach z recitalem „Miłość – to jest różnie” stworzonym przez Ciebie wspólnie z Witkiem Góralem w oparciu o teksty współczesnych poetów. Jak powstał ten projekt?

Agnieszka Kowalczyk: Projekt właściwie wciąż jeszcze nabiera szlifów. Pierwsze sygnały, by go stworzyć poczułam, śpiewając jeszcze w chórze Fermata. Zresztą zawsze coś komponowałam, przymierzałam do siebie cudze utwory i śpiewałam publicznie, ale nigdy nie była to zamknięta całość.

Planowałaś, że będziesz śpiewać solo?

Nie zaplanowałam, chociaż urodziłam się solistką. Bardzo lubię pracować ze sobą – jestem sumiennym uczniem. Uwielbiam ten moment, gdy zaczynam pracę nad utworem i nie wiem, dokąd dojdę.

Zdecydowałaś się zatem na ten pierwszy krok i...

Potrzebę stworzenia recitalu poczułam, kiedy byłam w ciąży z drugim dzieckiem – dzieci bardzo nakręcają do pracy. Zastanawiałam się, o czym by tu i jak by tu. Rozmawiałam wtedy z różnymi osobami, między innymi z Januszem Grzywaczem, liderem zespołu jazzowego Laboratorium. On na przykład twierdził, że nie muszę mieć spójnego tematycznie materiału, że zepnie go w całość instrumentacja i muzycy, którzy będą ze mną grać. Radził, żebym się nie spieszyła i pomysł zdążył we mnie dojrzeć. Przyglądałam się wówczas wielu recitalom innych wykonawców i wyciągałam wnioski dla siebie. Zresztą wciąż podglądam…

Ile czasu upłynęło od pomysłu do realizacji?

Nie śpieszyłam się – trwało to dwa lata. Miałam dużo ważniejsze sprawy na głowie - małą Hankę i ośmioletniego wtedy Kacpra. Ale i tak powstał recital z kluczem tematycznym. Byłam już gotowa do śpiewania intymnego, kameralnego. Zapragnęłam być „medium” przefiltrowującym cudze, okołomiłosne emocje. Wtedy zaczęły przychodzić do mnie pomysły na piosenki i już gotowe utwory.

Na Twojej drodze pojawili się w tym czasie też inni ludzie...

Tak. Temu projektowi kibicuje kilka ważnych dla mnie osób. Piękną piosenkę, którą chciałam zaśpiewać, miała Małgosia Marczak. Gdy powiedziałam jej, że szukam tekstów o miłości, otrzymałam od niej piękny osobisty utwór o rozstaniu; przejmujący, ale jednocześnie bardzo oszczędny. Z muzyką Witka Górala wyszło z niego takie polskie fado. Koło losu właściwie samo zaczęło nakręcać ten projekt. Pojawiła się wyjątkowa poezja Henryka Jachimowskiego, w którą trzeba się uważnie wsłuchać, by znaleźć jej specyficzne dźwięki; świetnie czuje to Witek. Tu nie zawsze występuje tradycyjna zwrotka i refren, to może być muzyczno-słowny pejzaż. W Henryku bardzo cenię też jego „jasność”, i wiarę w to, co robię. Dostałam również pełne ciepła i miłości caritas piosenki Marcina Stawickiego (to zaszczyt, jego śpiewa sam mistrz Szcześniak). Włączyłam też do tego materiału moje pierwsze dorosłe utwory, które wykonywałam od zawsze, jeszcze na festiwalach piosenki studenckiej autorstwa Tomka Kordeusza. Te mądre opowieści-ballady pasują mi do tej konwencji.



Jak poznałaś współtwórcę recitalu?

Witka Górala usłyszałam podczas salezjańskich Cecylek, święta opiekunki muzyków w kościele katolickim. Zrobił na mnie duże wrażenie. Był świetny technicznie i miał swój styl. Ale najważniejsze, że potrafił być z wokalistą w dialogu muzycznym. Podeszłam do niego po koncercie, przedstawiłam się jako dziewczyna prowadząca scholę salezjańską – to był mój atut, bo Witek słyszał już tę grupę podczas krakowskich Sawionaliów i był zaskoczony poziomem muzycznym, amatorskiego przecież, zespołu. Wymieniliśmy się mailami i wkrótce wysłałam mu trzy teksty z prośbą o rzucenie okiem… i rzucił! Napisał świetną muzykę do wszystkich trzech. Pracujemy ze sobą intensywnie od roku.

Muzyka towarzyszy Ci od najwcześniejszego dzieciństwa. Jako mała dziewczynka nagrałaś dwie płyty. Czy już te pierwsze dziecięce kroki kształtowały Twoją obecną drogę życiową?

Oczywiście, to były bardzo ważne i potrzebne doświadczenia, zawdzięczam je pasji mojego taty, i ogromnej cierpliwości i oddaniu mamy. Wraz z rodzeństwem odbieraliśmy edukację muzyczną już w szkole podstawowej. To był bardzo intensywny czas i trochę było tego za dużo, ale z perspektywy czasu widzę, że nie wyszło na złe. Słuchałam sobie już wtedy różnych gatunków muzycznych, nabierałam świadomości sceny, dykcji, interpretacji utworów. Bardzo wcześnie zyskałam świadomość tego, że nie będąc autorem utworu, to ja go finalnie kreuję i pobudzam do życia.

Jednym z kamieni milowych tej artystycznej drogi była również praca z chórem Fermata, który odnosił wielkie sukcesy w tym czasie, gdy z nim występowałaś. Jak wspominasz te lata?

To było osiem lat współpracy. Ewa Robak jest charyzmatycznym dyrygentem i człowiekiem świadomym tego, co chce osiągnąć. Jest pracowita i zdyscyplinowana. To było świetne doświadczenie pracy nad ambitnymi utworami muzyki chóralnej, zarówno współczesnej, jak też najdawniejszej – Gomółki, Gorczyckiego, Bacha, Mozarta – czyli tradycji chóralnej. Ale także muzyki wypływającej z folkloru różnych narodów: Bałkanów, Ameryki Południowej, Skandynawii. W końcu też doświadczenie popularności podczas współpracy z Piotrem Rubikiem, czyli kontaktu z ogromną akceptującą publicznością, a także ze znakomitymi studiami nagraniowymi. I co najważniejsze – byliśmy grupą bardzo lubiących się siedemnastu osób.

Na jakim etapie pracy nad recitalem jesteście teraz?

Zaczęliśmy nagrania, na razie czterech utworów. Zaprosiliśmy do współpracy dwoje ciekawych muzyków, którzy wiele wnieśli ze sobą: perkusjonistkę Gertę Szymańską i kontrabasistę Michała Braszaka. Potrzebujemy zarejestrowanego materiału dźwiękowego, by stworzyć stronę, ofertę, wpuścić się do radia. Zobaczymy, jaki będzie odzew. Na szczęście, nie jesteśmy do końca reżyserami wszystkich swoich działań – „to co nas dotyka, przychodzi spoza nas” – i to napełnia mnie nadzieją i pokorą. Chciałabym stworzyć z tego materiału płytę. Nabieram też pewnych doświadczeń w wykonywaniu pieśni tradycyjnych. W tym roku miałam wyjątkowo dużo okazji, by śpiewać pieśni polskie, hebrajskie i starosyryjskie. Pieśni mają w sobie energię kręgu, często są to modlitwy. To też moja droga.

Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.


Agnieszka Kowalczyk - Kielczanka, skończyła wychowanie muzyczne w Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach. Uczy rytmiki w trzech kieleckich przedszkolach. Przez osiem lat śpiewała w chórze Fermata. Śpiewa od dziecka, skończyła Szkołę Muzyczną Pierwszego Stopnia w Kielcach, w klasie fortepianu. Nadal pracuje nad swoim rozwojem, a zdobytą wiedzę przekazuje młodzieży ze Scholi salezjańskiej, którą prowadzi. Jej najnowszym projektem jest solowy recital „Miłość – to jest różnie” .

Rozmawiała Edyta Mróz, zdjęcia: Rafał Nowak


Data publikacji: 08-11-2012 o godz. 14:17:14, Temat: Muzyka

Artyku� pochodzi z serwisu Wici.Info Array
Link do artyku�u: Array/News,agnieszka_kowalczyk_lubię_pracować_ze_sobą,13492,html