W plecaku: Himalaje

Sen… Ktoś gra na flecie? Nie… To dzwoni budzik w telefonie. Praca. Jeszcze jedna błoga chwila pod zamkniętymi powiekami…Okej. Zaraz, zaraz…ten sufit, zapach, totalna cisza, okulary, spojrzenie za okno…Hurra wakacje! Himalaje!



Pobudka o piątej rano, takie poświęcenie po to, by zobaczyć najwyższe góry na Ziemi. Jestem 15 km od masywu Annapurny. Zobaczyć szczyty o tej porze roku to prawdziwe szczęście. Zdarza się to o świcie. Trwa monsun, wszystko spowijają mgły, tylko czasem przestaje padać… off season.

Mam szczęście! Jakoś jestem przekonany o tym od początku wyprawy. Pół godziny później na kamiennym tarasie razem z gospodarzem obserwujemy wyłaniająca się z mroku panoramę masywu Anapurny: Annapurna Południowa, Himchhuli, Gangapurna, Annapurna III, Machhapuchhre, Annapurna II i Annapurna IV.

Oglądając ten niesamowity spektakl natury słucham opowieści gospodarza o wyprawach na Annapurnę Południową (7219 m), które ruszają w październiku i szczególnie o świętej górze Machhapuchhre (6993 m), na której według wierzeń miejscowych mieszka potężny bóg Shiva. Machhapuchhre ze względu na swój kształt nazywana jest też Fish Tail, czyli Rybi Ogon. Szczyt objęty jest przez rząd Nepalu zakazem wspinaczki. Gospodarz twierdzi, że dwie kilkudziesięcioosobowe ekspedycje próbujące zdobyć szczyt nie powróciły nigdy, a kilka innych zawróciło z drogi będąc kilkadziesiąt metrów od szczytu. Podobno na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku nielegalnie zdobył szczyt Nowozelandczyk Bill Denz, jednak wiele osób kwestionuje ten fakt. Sam himalaista zginął przysypany lawiną w masywie Makalu kilkanaście miesięcy później.

Około godziny siódmej cała panorama ginie w chmurach unoszących się z wilgotnych dolin ogrzanych wschodzącym słońcem. Czas na śniadanie. „Restauracje” na szlaku oferują proste potrawy na bazie ryżu, kukurydzy, jajek i warzyw z przydomowych ogródków (soczewica, pomidory, papryka, cebula, czosnek), omlety, pyszne chapati (placki z mąki i wody wypiekane na ogniu). Wszystko pyszne, świeże, przyrządzane na bieżąco i ostro przyprawione lokalnymi przyprawami. Ceny jedzenia i picia dwa razy wyższe niż „na dole”, co tłumaczy fakt że wszystko jest tu wnoszone czasem kilka dni przez tragarzy w wielkich koszach na plecach, ostatecznie przez firmy spedycyjne dysponujące zazwyczaj kilkoma mułami (krzyżówka konia i osła). „Hotele”, określane tu jako Lodge, oferują zazwyczaj niewielkie pokoje, w których znajdują się dwa proste łóżka i odrobina miejsca na plecaki.

Dojście do miejscowości Gandruk zajęło 3 dni wędrówki, przeważnie w deszczu. Pierwsze dwa dni to mozolna wspinaczka, z początku przez wsie rozrzucone po zboczach dolin pokreślonych rysunkiem tarasowych pól, potem wilgotna gęsta dżungla, tropikalne lasy rododendronów, w końcu bujne łąki i panorama ośnieżonych szczytów masywu Annapurny.

Niewątpliwym plusem włóczęgi poza sezonem jest możliwość samotnego, intymnego poznawania kultury. Docenia się też rzadkie spotkania na szlaku i wspominanie z miejscowymi finału Mistrzostw Europy w Polsce i na Ukrainie. Rzeczą utrudniającą życie są wszechobecne pijawki. Sprytne stworzenia, których ukąszenie powoduje trudny do opanowania krwotok. Problem pojawia się, gdy ukąszeń jest kilkadziesiąt i cały czas otrząsamy się z kolejnych. Rozwiązaniem jest zwyczajna sól kuchenna, sypana na buty, skarpety, noszona w podręcznym bawełnianym zwitku czy sprytnie umieszczona na końcu bambusowego kijka. Zabija pijawki… Teraz wysuszyć ubrania… wysuszyć wszystko… wylać wodę z plecaka… W dżungli można się łatwo zgubić...

Zazwyczaj gospodarz rozpala „drum” - prosty piec zrobiony z metalowej beczki. Kilka godzin blisko przy piecu i rzeczy mimo dużej wilgotności są suche… opowieści… kolacja… local roxy… bez prądu… zasięgu w komórce... daleko… poza sezonem…

Norbert Napierała


Data publikacji: 03-01-2013 o godz. 11:29:14, Temat: Turystyka i Podróże

Artyku� pochodzi z serwisu Wici.Info Array
Link do artyku�u: Array/News,w_plecaku_himalaje,13521,html