Carrie Pilby: Z przyjemnością o udrękach

Im więcej myślisz, tym cięższe masz życie. Zasada ta obowiązuje też w salach kinowych, gdyż o ile filmów mających zapewnić rozrywkę jest multum, o tyle w pogoni za przyjemnością choć trochę wyszukaną trzeba kursować między Barceloną, Rzymem a Paryżem śladami Woody’ego Allena. I wtedy pojawia się Carrie Pilby, która nie cierpi Londynu.



Tytułowa postać filmu Susan Johnson, zagrana przez momentami nadekspresyjną lecz świetnie pasującą do roli Bel Powley, to 19-letnia absolwentka Harvardu mierząca się z otrzymaną od terapeuty (w tej roli budzący sympatię Nathan Lane) listą sześciu zadań. W jednym narożniku mamy genialną dziewczynę, w drugim- cele tak zwanych normalnych ludzi. Trochę boksu zobaczymy na pewno, a co będzie później? Czy krytyczni widzowie orzekną, że gdy pięściarze padają sobie w ramiona, to nie jest przyjaźń, tylko klincz?
O tym, czy pewne sposoby na szczęście są uniwersalne, Carrie przekona się przy akompaniamencie klasycznych dzieł Edwarda Griega przeplatanych utworami z nurtu niezależnego popu, nawiązań do literatury oraz zabaw „trudnymi” (a raczej trochę rzadziej używanymi) słowami:

„-Jesteś wieczną kontestatorką.
-Nie”.

Mała rzecz a cieszy.
Nie przeszkadza nawet to, że schemat relacji między bohaterką i kandydatami na jej ukochanego przypomina typową komedię romantyczną. Za przejaw reżyserskiej lub aktorskiej przesady można także uznać zachowanie głównej bohaterki w scenie spaceru. Pojawia się pytanie, czy liczba powtórzeń gestu poprawiania włosów ma jakieś symboliczne znaczenie. W filmie napisanym i wyreżyserowanym przez kobiety znalazło się miejsce na język ciała rodem z poradnika dla nieśmiałych mężczyzn. Z drugiej strony przedstawiono też dość zaskakującą funkcję drugiego imienia.
Ciekawym zabiegiem są natomiast bardzo dynamiczne przejścia do scen pokazujących relację Carrie z profesorem angielskiego. Na odpowiedź, czy sceny te rozgrywają się tylko w wyobraźni bohaterki czeka się w większym napięciu niż na rozwiązanie innych wątków.

Po stronie plusów zapisać można również estetykę obrazu. Nowy Jork mruga z oddali do samotników, a dla tych którzy potrzebują się do kogoś przytulić, ma zimny klimat i ciepłe kolory.
Film Susan Johnson to porcja pozytywnych uczuć wysłana w stronę tych, którzy zgodziliby się ze słynnym felietonem Pawła Zarzecznego „O udręce, czyli byciu inteligentnym”. I, choć widzę kilka niedociągnięć, uważam że takie osoby mogą ją śmiało przyjąć.

Andrzej Szczodrak foto: FilmWeb


Data publikacji: 11-04-2017 o godz. 10:33:41, Temat: Kino

Artyku� pochodzi z serwisu Wici.Info Array
Link do artyku�u: Array/News,carrie_pilby_z_przyjemnością_o_udrękach,13957,html