Dziwny znajomy

Miałam wrażenie, że ktoś mnie ciągle śledzi - wszędzie, gdzie się nie poruszyłam ten ktoś był przy mnie, obserwował mnie cały czas, ale robił to z niewymuszonym spokojem, jakbym go tak naprawdę w ogóle nie interesowała.



Pan doktor zapisał mi silne środki, po których miałam przestać widzieć osobnika, ale oprócz silnego bólu głowy lekarstwa nic nie dały. Ten ktoś ciągle przy mnie był. Najgorsze było to, że gość nic nie mówił, tylko łaził za mną i patrzył się dziwnie. Często starałam się mu uciec, chociaż na chwilę, ale nigdy mi się to nie udawało (pomimo, że biegam bardzo szybko). On natychmiast mnie doganiał i znowu stał przy mnie, jak gdyby nigdy nic.

Nie powinnam może narzekać, bo mój prześladowca był szalenie przystojnym, młodym mężczyzną i zapewne wiele kobiet zazdrościłoby mi takiego towarzystwa, ale ja jakoś nie mogłam przestać się go obawiać. W innych okolicznościach na pewno wzbudziłby moje zainteresowanie (bo co tu ukrywać: był w moim typie), ale on nic tylko ciągle za mną łaził i podejrzanie się na mnie patrzył. Doszło do tego, że byłam przerażona; tak często przecież media podawały informacje na temat przeróżnych psychopatów, którzy napadali na kobiety i robili im krzywdę. Podobno większość z nich najpierw upatruje sobie ofiarę, chodzi za nią, obserwuje, a dopiero później zabija jakimś ciężkim przedmiotem (najczęściej uderzając w głowę). Oczywiście informacje te nie poprawiały mi samopoczucia.

Opowiedziałam nawet o wszystkim mojej sąsiadce, ale nie chciała za bardzo mi uwierzyć, bo jak wskazałam miejsce, w którym stał mój prześladowca, to nic nie widziała i powiedziała, że mam jakieś omamy wzrokowe wymagające leczenia. Zresztą nikt go nie widział oprócz mnie, co jeszcze bardziej mnie przerażało, byłam jednak pewna, że gość nie był wytworem mojej wyobraźni i istniał naprawdę. O tym, że mój prześladowca nie był wytworem mojej wyobraźni, przekonała mnie notatka w jakiejś kolorowej gazecie, w której opisano najnowsze odkrycie pewnego młodego naukowca z USA. Wynalazł on podobno jakąś miksturę, po której człowiek stawał się niewidzialny. Od razu skojarzyłam sobie to z moim prześladowcą, niewidocznym dla wszystkich (oprócz mnie). Dzięki informacji zawartej w gazecie mogłam wreszcie trochę odetchnąć z ulgą - nie byłam nienormalna. Nie do końca mogłam jednak być spokojną, gdyż dalej nie znałam zamiarów faceta, który cały czas mnie śledził. Mogłam się jedynie domyślać, o co tak naprawdę mu chodzi. Teorii wyjaśniających jego przedziwne zachowanie powstało w mojej głowie bardzo wiele, ale najbardziej prawdopodobna była ta najstraszniejsza; gość jest wariatem, wypija jakiś dziwny wywar, który czyni go niewidzialnym dla wszystkich (oprócz mnie), a jego celem jest najpierw mnie nastraszyć, a później zamordować.

Postanowiłam więc, że nie poddam się tak łatwo i nie pozwolę mu się zastraszyć. Zaczęłam udawać, że go całkowicie ignoruję i w ogóle się go nie boję. Przestałam także mówić komukolwiek o nim, wiedziałam bowiem, że psychopatów do działania najbardziej popycha przerażenie ofiary oraz ekstremalne sytuacje. Starałam się zachować spokój, chociaż to nie było łatwe, bo wewnątrz cały czas bałam się niesamowicie. Starałam się go ignorować i udawałam, że go w ogóle nie widzę; rozbierałam się przy nim, jak gdyby nigdy nic, śpiewałam - szalenie przy tym fałszując (poniekąd skutkowało: zasłaniał uszy z wyraźną dezaprobatą), puszczałam głośne bąki i starałam zachowywać się tak bardzo nieprzyzwoicie, jak tylko umiałam. W czasie tej całej mojej maskarady tylko kilka razy dostrzegłam niechęć albo zażenowanie na jego twarzy. Zazwyczaj jednak siedział spokojnie w fotelu i obserwował mnie z cierpliwością godną pozazdroszczenia. Muszę niestety przyznać, że po pewnym czasie nawet się przyzwyczaiłam do niego - rzadko bowiem zdarza się ktoś tak tolerancyjny i wytrwały, a dodatkowo jeszcze niekłopotliwy. Poza tym nie musiałam już siedzieć sama w domu. To, że się do niego przyzwyczaiłam nie oznaczało wcale, iż przestałam się go bać, wręcz przeciwnie jego spokój i opanowanie były bardzo niepokojące.

Brak mojej reakcji na jego ciągłe towarzystwo nie poskutkował jednak i musiałam przedsięwziąć inne kroki w celu wyjaśnienia tej niezbyt zrozumiałej, a dość denerwującej sytuacji. Postanowiłam więc dzielnie stawić mu czoła i bezpośrednio spytać go wreszcie o co tak naprawdę mu chodzi. Siedział - jak zawsze - w fotelu, machając nogą założoną na nogę i spokojnie na mnie patrzył. Spokojnym ruchem odłożyłam gazetę, której tak naprawdę wcale nie czytałam i bezpośrednio zadałam mu następujące pytanie:
- Powiedz mi dobry człowieku, czego chcesz ode mnie i czemu tak ciągle za mną łazisz?
On jednak nie odpowiedział, ani nawet nie poruszył się.
- Wolałabym, żebyś nie robił mi krzywdy - kontynuowałam widząc absolutny brak reakcji z jego strony - jestem młoda i niewiele tak naprawdę doświadczyłam dobrych rzeczy w moim nudnym życiu, dlatego zlituj się nade mną i idź sobie, a obiecuję, że dobrze będę cię wspominać.
Tym razem uczyniłam postęp: po moich słowach facet zrobił szalenie zdziwioną minę, przez chwilę jednak nadal nic nie mówił, aż wreszcie odparł:
- Kobieto! Ja nie mogę sobie pójść, bo jestem twoim Aniołem Stróżem i pilnowanie ciebie to moje zadanie. Nie wiem, dlaczego ty mnie widzisz może dlatego, że jesteś nieźle stuknięta, albo nadwrażliwa...? Tego nie wiem. Tyle ci powiem, że wolałbym pilnować kogoś mniej narwanego niż ty, ale nie mam wyboru, taką mam robotę. Do końca twoich dni muszę się tobą opiekować, chronić cię i strzec, co nie jest niestety najłatwiejszym zadaniem, oj nie...!

Po tych słowach gość westchnął głęboko i naraz zniknął. Zupełnie nagle i niespodziewanie rozpłynął się w powietrzu. Nigdy później już go nie zobaczyłam.

Dziś czasami, gdy siedzę sama w domu i jest mi jakoś smutno, opowiadam mu o moich problemach i chociaż go nie widzę to wiem, że on ciągle jest przy mnie, cierpliwie się mną opiekując.

J.A Radowicz


Data publikacji: 28-05-2005 o godz. 18:12:44, Temat: Literatura

Artyku� pochodzi z serwisu Wici.Info Array
Link do artyku�u: Array/News,dziwny_znajomy,4879,html