Na zapleczu - Kabaret Moralnego Niepokoju

Gdy dowiedziałam się, że Kabaret Moralnego Niepokoju przyjeżdża do Kielc, natychmiast postanowiłam z nimi porozmawiać. Po pierwsze: to moi koledzy z roku, razem studiowaliśmy filologię polską na Uniwersytecie Warszawskim, po drugie: byłam ciekawa, jak się zmienili, po trzecie: są tak wielką gwiazdą z własnym programem telewizyjnym, że chyba warto.



Nie przewidziałam tylko jednego: że zimowa pogoda przeszkodzi spokojnej, luźnej rozmowie. Kabaret wpadł do sali w WDK strasznie późno, a że są otwarci i sympatyczni, zgodzili się na rozmowę podczas trwania ich występu. Nie wszyscy występują na scenie, więc Ci wolni, przygotowujący się do następnych gagów, wkładając sweterki, szukając w dwóch wielkich walizkach rekwizytów odpowiadali na moje pytania. Najpierw wolne mieli Mikołaj i Kasia.

-Dlaczego przyjechaliście tak późno. Czy to sprawił piątek trzynastego?
- Nie zawsze tak jest, nie zrobiliśmy tego specjalnie. Czasami się tak zdarza. Chcemy zjeść obiad, zatrzymujemy się w knajpie i nie wiemy, jak to wygląda, bo jesteśmy tam pierwszy raz. Pytamy: Ile będziemy czekać? Kelner mówi: Pół godziny, a my potem czekamy godzinę, albo godzinę piętnaście - opowiada Mikołaj.
-My nie rezygujemy z obiadów - dodała Kasia. - Taki wniosek można z tego wysnuć.
- Raczej się nie spóźniamy. To dzisiaj, to był wyjątek - dodał Mikołaj - poza tym był ślisko, zima jest taką osobna sprawą, trudno przewidzieć, jakie będą warunki na drodze, bo jak jest ślisko, to wtedy możemy się spóźnić.
- To widać, że Mikołaj jako jedyny się nie obronił. To a propos jest składni ponakładanej 40 razy - skomentowała Kasia.
- Co w tej składni było złego? Wymień dwa błędy - zapytał Mikołaj.
- Była bardzo rozbudowana przede wszystkim i zakręciłeś tak, że sens się zgubił - odparła Kasia, malujac się przed lustrem.
- Rozbudowana to nie znaczy błędna. Nie skończyłem studiów, ale wiem - odrzekł Mikołaj.
- I tak trwają między nami dysputy od 10 lat w busie - wzruszyła ramionami Kasia i przestała się wtrącać.

- A utrzymujecie się z kabaretu?
- Tak, od roku. Wcześniej pracowaliśmy na dwóch etatach. Ja pracowałem w agencji reklamowej, byłem copy writerem i musiałem się zrywać z pracy na występy. Praktycznie nie miałem żadnych wolnych weekendów, bo wychodziłem w piątek z agencji i wracałem do niej w poniedziałek rano, po jakimś występie. A ponieważ wywalili mnie z pracy, bo mnie ciągle nie było, to się skończyło się tak, że trzeba było się z kabaretu utrzymać.

- A wiersze piszesz nadal?
- Teraz to już nie. A w ogóle to przepraszam, muszę przygotować Góralowi rzeczy do następnego numeru...

- Ale odpowiesz mi na nie?
-Tak, ale to poważne pytanie, nie chcę odbębnić odpowiedzi, więc później. Mam je w pamięci.
Mikołaj zniknął w drzwiach prowadzących na scenę, skąd dochodził głos Przemka Borkowskiego, który po dłuższej chwili pojawił się w garderobie.

- No, jestem mężczyzną po pracy. Możesz zadawać pytania
- Podobno zajmujesz się w kabarecie głównie pisaniem piosenek?
- Piszę piosenki, występuję też na scenie. Zajmuję się tym, czym zajmują się wszyscy w naszym kabarecie, czyli jeżdzeniem i jedzeniem obiadów w restauracjach po drodze.

- Czy zrobiliście jakieś dyplomiki uprawniajace go występowania na scenie?
- Nie, jesteśmy magistrami filologii polskiej. Kasia ma jakieś doświadczenie sceniczne, występowała w teatrach, ale szkoły teatralnej też nie skończyła.

b>- Czy łatwo w dzisiejszych czasach być śmiesznym?
- Ha, ha, ha... Nam się to jakoś udaje, ale nie sądzę, aby chodziło o to, czy teraz, czy kiedyś. Jest to chyba styl życia i bycia. W każdym czasie, z wyjątkiem nazistowskich Niemiec i stalinowskiej Rosji było to możliwe.

- Ale czy łatwo?
- Tak, to przyjemna rzecz. Praca, która nie wymaga żadnych ograniczeń czy poświęceń.

- Jesteś wysoki, wyglądasz na faceta poważnego. Za takiego miałam cię w czasie studiów...
- Ja do tej pory jestem poważny prywatnie. Nie mieszam życia zawodowego i prywatego. Dlatego jestem mrukiem w życiu prywatnym, a na scenie chyba też. W każdym zespole kabaretowym musi być ktoś, kto jest mrukiem, żeby była równowaga. Każdy ma swoją rolę (w tym momencie na wysokich szpilkach wbiegła Kasia). Kasia się ciągle chichra, a ja jestem mrukiem

- Jak trafiliście do telewizji?
- W sposób bardzo prosty: tak długo próbowaliśmy, aż nam się w końcu udało. Kiedy wygraliśmy w 1996 roku, jeszcze jako studenci filologii polskiej Uniwersytetu Warszawskiego "Pakę" w Krakowie to jedną z nagród było nakręcenie programu dla telewizji. Byliśmy wtedy na...niezbyt wysokim poziomie warsztatowym. Ten program był sympatyczny, ale jakoś specjalnie nie śmieszny. Przemknął niezauważony i nie ma się co dziwić, że tak było. Dopiero potem, gdy zjeździliśmy Polskę wzdłuż i wszerz, zagraliśmy na wielu scenach, zaczęto nas zapraszać do kabaretonów, programów telewizyjnych. Jakieś trzy lata temu dostaliśmy propozycję nakręcenia dwóch swoich pełnych odcinków godzinnych. To nam dosyć dobrze wyszło, teraz wydaliśmy to na płycie DVD. Potem wpadliśmy na pomysł tygodnika. Telewizji się na początku to bardzo nie podobało. A po trzech latach takiego pukania w drzwi powiedzieli: a, to już trudno, niech robią. Dostaliśmy taką możliwość i do tej pory to jakoś funkcjonuje.

-To trochę trudno wymyślić świeży i śmieszny program co tydzień...
- To jest nagrywane raz w miesiącu. Jest to męczące, trudne, wymaga wiele wysiłku i dużo pracy i dlatego w czerwcu chcemy to skończyć. Będziemy nadal nagrywać programy, ale tylko od czasu do czasu.

-Czy często występujecie na zamkniętych pokazach, dla firm, dla instytucji. Ostatnio uświetniliście rozdanie nagród sportowych. Czy przy takich okazjach firma, do której jedziecie zamawia u was gagi. Mówią na przykład: ma być śmiesznie i o tym, co my robimy w pracy...
-Jest tego sporo. Zazwyczaj na takich występach gramy swoje rzeczy. Teraz każda firma chce sobie raz w roku zrobić spotkanie integracyjne, z jedzeniem, z występem artystycznym z rozdaniem nagród. W większości przypadków są to bardzo przyjemne występy. Rzadko się zdarza, żeby to była jakaś straszna wtopa. Kiedyś graliśmy dla Zarządu pewnej spółki paliwowej i przez cały występ godzinny (-dla Orlenu - uzupełnia z offu Mikołaj, który na chwilę pojawił się w garderobie) nikt się ani nie uśmiechnął ani nie zaklaskał. Niestety, jak się występuje w tego typu przedsięwzięciach to jest niebezpieczeństwo, że coś takiego się zdarzy. Ale generalnie są to bardzo fajne występy. Chociaż oczywiście wolimy takie warunki jakie tutaj są - ładna scena, dużo ludzi.

-Jak wymyślacie nowe gagi? Robert coś napisze, a wy siadacie jak komisja i ustalacie, czy to jest śmieszne?
-Na całe szczęście zazwyczaj Góral nie pisze takich tekstów, które byłyby nieśmieszne, ale zdarzają się teksty lepsze i gorsze. Jedyną możliwą weryfikacją jest scena: jeśli zagramy coś i nie idzie, to po jakimś czasie przestajemy to grać. Poza tym skecze puchną: dochodzi improwizacja, coraz więcej tekstów w nie wpada, zmieniają się puenty, to dzieje się w sposób bardzo naturalny. W tym momencie coś się właśnie wydarzyło.

-Co się wydarzyło?
-Zmieniamy kolejność.

-Za każdym razem gracie coś innego?
-Właśnie spisuję co już było - powiedział Robert.
-Dziś gramy wersję ósmą :) Robert spełnia też rolę kronikarza. - dodał Rafał.
- Mamy ustalony początek i koniec. Mamy pierwsze trzy numery i zazwyczaj dwa ostatnie a w środku się dużo zmienia - dodał Przemek.

-A czy zdarza się, że ktoś ma np. wenę, żeby któryś numer zagrać? Mówi, że po prostu dzisiaj musi zagrać ten numer.
- Przemek odpowiada: Zbieć (Rafał) tak ma.
Ale wtrącił się Robert - Raczej jest odwrotnie - jest tak, że: kurcze, głowa mnie boli, nie grajmy tego, nie chce mi się tyle gadać.
W obronie własnej Rafał dodał.- Czasami mówię: Robert koniecznie nie chciałbym, żebyś to grał.
Robert nie pozostał dłużny - Albo przychodzi jakaś dziewczyna, na której zależy Rafałowi i wtedy mówi nie grajmy tych skeczy, w których wychodzę jako robotnik, grajmy te, w których wychodzę jako hrabia.

Po chwili zamieszania w garderobie znowu zrobiło się cicho, ze sceny dochodziły glosy z kolejnego skeczu. Powróciłam więc do rozmowy z Przemkiem:
- Czy macie plan awaryjny jak Kabaret Moralnego Niepokoju przestanie się podobać?
- Ja wtedy przejmę gospodarstwo swojego teścia i będę hodował pomidory, paprykę a raz kapustę pekińską. Już przyglądam się jak to tam wygląda, dopytuję, co po czym sadzić, jak się plantuje, pikuje, walczy z chwastami.

- Jesteście w czołówce kabaretów. Czy macie swoich naśladowców? Czy zgłaszają się do was jakieś grupy początkujące, żebyście jakoś doradzili, pomogli albo, żebyście w ogóle zobaczyli i powiedzieli czy to w ogóle jest śmieszne, zabawne...
-Raczej nie, ale często nam wysyłają przez internet tekstu, abyśmy je wykorzystali w naszych programach. Niestety, zwykle się nie nadają.

-A co sądzicie o karierze reklamowej pewnego zespołu kabaretowego?
- Mumio? To co zrobili jest bardzo dobrej jakości, czapki z głów. Oni się wcześniej zajmowali reklamą, a kabaret był formą poboczną. To nie było tak, że ktoś tam ich wyhaczył za wielkie pieniądze. Sami napisali teksty, sami wyreżyserowali te reklamy Gdyby ktoś nam zaproponował udział w reklamie i dał wolną rękę, tak jak miało Mumio, to być może też byśmy przyjęli taką ofertę.

-Działacie w Warszawie, czyli blisko świata polityki, ale te wasze żarty nie są polityczne, najwyżej delikatnie zahaczacie o politykę.
- Im człowiek się coraz bardziej starzeje, tym go polityka coraz bardziej interesuje. Ten trend widać też u nas. Kiedyś w ogóle nic, a teraz się zdarza. Tylko robimy tak, żeby nie używać ani nazwisk ani nazw parti tylko wyśmiewać zjawiska, a nie konkretnych ludzi czy konkretne partie. Te generalne mechanizmy, które, powiem z przykrością, są ponadpartyjne i często ponadczasowe, bez względu, kto akurat ma władzę, ci z prawej, czy ci z lewej. O mój skecz.... muszę iść się przygotować
-No to koniec gadania....

Przemek zniknął na scenie, chwilowo w szatni nie było nikogo, pojawił się Rafał Zbieć, który zaczął przeglądać dzisiejszą gazetę. Widać miał chwilę czasu, więc trzeba by teraz z nim porozmawiać.

-Ty podobno jesteś jedyny, który się nie utrzymuje tylko z kabaretu.
- No nie, ja się utrzymuję z kabaretu. No jeszcze do zwózki siana się dwa razy do roku najmę., a wykopki czasami mnie biorą.

- Czy numery się kończą? Czy wam się nudzą np. do tego stopnia, że nie chcecie już czegoś grać?
- Ciągle pojawiają się nowe skecze. Wrzucamy je do programu, w miejsce starszych. Ale zawsze możemy do nich wrócić. Chyba, że spaliliśmy komisyjnie wszystkie ubrania, w których graliśmy dany skecz, popioły rozsypaliśmy na Kasprowym Wierchu. Wtedy nie da rady, nie wrócimy. Nie wrócimy do skeczów, w których byliśmy młodzi i przystojni...

-A czy są jakieś miasta w Polsce, w którym jeszcze nie byliście?
-Leszno - dodał Przemek, który nagle znowu pojawił się w garderobie.

-A dlaczego?
Dalej odpowiadał Rafał:
- Nie wiemy. Kiedyś był taki pomysł, żeby zagrać "koronę Polski" czyli wszystkie 49 byłych miast wojewódzkich. Tylko się Leszno w tym nie załapało. Nie wprosimy się, nie rozłożymy sobie majdanu na dworcu i nie zaczniemy grać. Jakoś tak nie padła propozycja z tamtej strony. Ale bardzo chętnie przyjechalibyśmy do Leszna. Bo tam jest taki fajny basen. Z technorurą.

- U nas też jest basen z technorurą niedaleko. W Nowinach, przy drodze na Kraków.
- No widzisz. W tych miastach gdzie jest technorura - nie graliśmy. Tam gdzie jest technorura nie ma nas. To na pewno ma jakiś związek i przyczynę. Być może projektant basenu wymógł, żeby nie zapraszać Kabaretu Moralnego Niepokoju.

- A powiedz mi, czy wasze życie powiedzmy zawodowe to jest bardzo uporządkowane czy nie?
- Zawodowe to jest to, które widzisz właśnie.

- To chyba nie bardzo uporządkowane. Czy możecie na przykład z dnia na dzień zagrać w jakimś mieście?
- Generalnie raczej jest to zaplanowane wcześniej, bo to raczej organizatorzy dbają o to, żebyśmy przyjechali, więc rezerwują ten termin na odpowiednio wcześniej. Jest możliwe, żebyśmy z dnia na dzień gdzieś pojechali, ale nie mieliśmy okazji, żeby wykorzystać takiej możliwości. No bo nikt takiej możliwości nie zaproponował. Ale zdarza nam się grać kilka występów jednego dnia, nawet w różnych miastach, tak jak dziś. Nasz rekord to 4 występy jednego dnia w jednym mieście

- A pamiętasz jakiś koszmarny występ, gdzie nikt się nie śmiał, coś nie poszło?
Pytanie do Rafała usłyszał Przemek i to on udzielił odpowiedzi:
- Była taka sytuacja w Jeleniej Górze spóźniliśmy się godzinę na występ. Były trudne warunki, jakiś lód na drodze, jakieś korki. Jadąc tam i wiedząc, że się spóźnimy godzinę zaczęliśmy wydzwaniać do wszystkich znanych nam kabaretów w okolicy Jeleniej Góry czy ktoś przypadkiem nie może zagrać.
- Musieliśmy w ciągu pół godziny załatwić kogoś kto by wyszedł na scenę i zaczął grać- wtrąciła Kasia.
- To karkołomna sprawa bo ten ktoś musiał po prostu wyjść z domu dojechać na miejsce i zacząć grać. I oczywiście wszystkie kabarety nie mogły. Ale jest na miejscu kolega, który nazywa się Jacek Ziobro. Znad rosołu wstał, włożył garnitur i poszedł zabawiać publiczność przez godzinę. Myśmy przyjechali i zagrali drugą godzinę - mówił Przemek.

- A czy wy się lubicie między sobą, czy często się kłócicie?
Rafał postanowił zdradzić tajemnicę: - Nie, lubimy się. Jak ja jestem tutaj, to oni demonstracyjnie wychodzą na scenę.
Przemek postanowił wyjaśnić - Trzeba się kłócić to nie ma wyjścia. Jakieś animozje powstają, ale próbujemy je natychmiast wyjaśniać. Nadal się dobrze ze sobą bawimy. Ale też nie ma jakiś strasznych, poważnych problemów, żebyśmy się mieli z tym zmagać. Nikt nikomu żony nie odbił. (Nie wiadomo dlaczego Rafał zaczął się śmiać. Przemek dołączył do niego za chwilę.). Staramy się to wszystko ratować poczuciem humoru i to chyba dobry sposób. Mamy dużo sympatii do siebie. I nie biliśmy się ze sobą jeszcze.

-A czy rozdajecie autografy na ulicy?
- Jak ktoś poprosi. Zdarzają się takie sytuacje - odrzekł Rafał
- Ale w Warszawie nie -powiedział Mikołaj, który pojawił się na zapleczu po stoczeniu walki bokserskiej w jednym ze skeczów.
- Mikołaj nigdy nikomu nie daje autografów. Tak sobie postanowił - stwierdził Rafał i odpłynął w kierunku sceny.

-To co Mikołaj, wracamy do naszego pytania? Czy piszesz wiersze?
- Niewiele. To kwestia po pierwsze warsztatu, po drugie wrażliwości, którą się ma przy wierszach. Jak się przestało na chwilę to się wszystko przestawia i ciężko do tego wrócić. Ciągle jesteśmy w jakimś takim napięciu i ruchu, wię ciężko jest złapać fazę na pisanie. Ale myślę, że każdy z nas do tego wróci. I ja i Robert i Przemek.

-A nie boicie się, że przez to, że jesteście kabaretem nikt tego później nie potraktuje poważnie?
-Z jednej strony to dobrze, bo można się podeprzeć, że jest się z kabaretu. Z drugiej źle, bo ludzie mogą sobie pomyśleć, że nie stać nas na nic poważnego. Ale tym większe będzie zaskoczenie, jeśli nam się uda. Jeżeli nie będziemy w stanie, to żadne podpieranie kabaretem nie zapewni nam czytelników. Tutaj nie ma taryfy ulgowej. Kabaret łatwiej sprawdzić ocenić: ważne jest to, aby ludzie się śmiali. Choc w sumie nie do końca: nie wszystkie dobre grupy kabaretowe, cały czas wzbudzają straszliwy śmiech. I odwrotnie, są niezbyt dobre grupy, na występach których ludzie pokładają się ze śmiechu. Mnie nie rozbawi na przykład facet przebrany za kobietę, z doklejonymi piersiami, peruką, mówiący cienkim głosem. To mnie nie rusza. Szukam w kabarecie czegoś więcej.

- A jak daleko kabaretowi do teatru? Długi dystans czy króciutki?
-Grupie Rafała Kmity jest blisko do teatru. Bo to są aktorzy. Nam trochę dalej, ale to dobrze, bo nie widziałem kabaretu współczesnego (nie mówię o Dudku, Kabarecie Starszych Panów)., który by się opierał na aktorach. Mówię o kabarecie, nie o spektaklach teatralnych, które są śmieszne. Wydaje mi się, że przyczyna leży własnie w szkole teatralnej: szkoła daje dużo, ale jeśli chodzi o kabaret też dużo zabiera. Ludzie po szkole potrafią zabić świeżość swoim warsztatem. Np. hehehehe (zaśmiał się w sposób sztuczny Mikołaj) - wiesz, że nie jest to śmiech naturalny, ale rzemiosło.

-Ale to nie jest też tak, że Ci młodzi aktorzy mają wyższe aspiracje i traktują kabaret jako takie pajacowanie?
-Być może. Choć z drugiej strony żeby między występowaniem w kabarecie, czy w jakimś serialu była jakaś straszliwa różnica. Bo czy występowanie w serialu to wybitne aktorstwo? Ja oczywiście tego nie ganię. To mój argument, jeśli ktoś uznaje kabaret za wygłupy.

Mikołaj przeprosił, bo musi iść na wstęp, zobaczyłam Rafała, ale i ten stwierdził, że pora na scenę. Pojawiła się Kasia:
-No, to teraz ciebie trochę pomęczę
- Przykro mi, ale to jeden z nielicznych numerów, kiedy wszyscy jesteśmy na scenie.

- No to ja pójdę posłuchać.
Chwilę dłuższą spędziłam za kulisami, nie widząc, ale słysząc popisy Kabaretu Moralnego Niepokoju. Potem część zespołu pojawiła się na zapleczu. Wśród nich Robert Górski, z którym teraz postanowiłam porozmawiać.
-Masz już wolne?
-Tak. Teraz musze się tylko ukłonić.

-To możemy pogadać. Czy czujesz się gwiazdą kabaretu?
- No nie wiem. Po pierwsze jestem jeszcze za młody. (-Czy to są nasze rzeczy czy czyjeś inne? - wtrąca Mikołaj, panuje duży rozgardiasz, nagle dużo się dzieje). - No zobacz, nie dadzą mi po prostu powiedzieć, złośliwie. W kraju chyba dostaliśmy wszystkie możliwe nagrody. I nie robimy tego dla nagród, bo fajniejsze jest jak publiczność dobrze na nas reaguje. Jak do tej pory, to jest wystarczające wyróżnienie. No chyba, że są nagrody pieniężne. Kabaret jest taką sztuką, która nie mieści się ani w literaturze, ani w teatrze jest czymś pomiędzy i traktowany jest jako jednak coś niepoważnego. Trzeba umrzeć i dopiero wtedy ludzie powiedzą, że coś trzymało się kupy. Tak było z Osiecką. Jak umarła okazało się, że jest także poetką, a nie tylko tekściarzem. Nie porównuję się do Osieckiej oczywiście, bo Ona była kobietą. Przepraszam na chwilę, muszę pójść się ukłonić i za chwilę wrócę.

-Dobrze, to się ukłoń.
Poszedł i wrócił.
-Czy ty rządzisz ekipą KMN? Bo widać cię najwięcej, piszesz teksty...
- Trudno być liderem bo ci ludzie są takimi głąbami, że do nich nic nie dociera, więc... (-Ja przepraszam, liderem jest Rafał - dodał z offu Mikołaj- to taka szara eminencja). Lider czuje się jak kowal, który musi walić młotem w tych głąbów, żeby z nich coś było. Piszę teksty, więc z tego powodu oni realizują moje wizje. Gwiazdą nie jestem. Gwiazdą jest Britney Spears. Ale jej nie ma w kabarecie, chociaż chętnie bym ich wymienił na ją jedną.

-Z jakich powodów?
- Z OCZYWISTYCH!!! Ona na przykład ma coś czego nie ma chociażby Mikołaj i nigdy nie będzie miał.

-Mikołaj nie jest kobietą, tak?
-Nie. Chodzi o dykcję i umiejętność gry pauzą.
Powstaje coraz większe zamieszanie. Zespół zaczyna zbierać swoje rekwizyty i przygotowywać się do opuszczenia garderoby i naszego miasta. W międzyczasie jeszcze wychodzi się kłaniać publiczności. Najmniej rozmawiałam z Kasią więc postanowiłam to nadrobić i ją znaleźć. Kasi wraca własnie z drugiej szatni, ubrana już w "cywilne ubranie".

-Jak sobie radzisz z czterema chłopami w zespole?
- To widać po mnie. Chyba się czas dla mnie zatrzymał. Nie starzeję się. Chyba to jest jakiś eliksir na wieczną radość i młodość. Chłopaki są super, klasa od czasu studiów nie mogę złego słowa na nich powiedzieć. Nie wiem co oni mówili, żeby się nie powtarzać. Jesteśmy bardzo zgrani, większośc osób pyta mnie, jak sobie z nimi radzę. Niektórzy nawet mówią, że mężnieję. To czekam kiedy mi wąsy wyrosną. To przez ten testosteron. Ale mam nadzieję, że jednak nie wyrosną.
No i pobiegła. Spakowane rekwizyty i kostiumy, wszyscy zaczęli się żegnać, wychodzić. Błyskawicznie zapakowali się do busa i ruszyli na swój następny występ. Za godzinę mieli grać w Radomiu. Gdy bus zniknął mi z oczu, z WDK zaczęli powoli wychodzić uśmiechnięci widzowie.

Żywiołowy zespół Kabaretu Moralnego Niepokoju próbowała ogarnąć Agnieszka Kozłowska-Piasta.


Data publikacji: 01-02-2006 o godz. 14:00:00, Temat: Kabaret

Artyku� pochodzi z serwisu Wici.Info Array
Link do artyku�u: Array/News,na_zapleczu_kabaret_moralnego_niepokoju,6604,html