Wielka Taneczna Pasja

O najbliższej premierze, tanecznych fascynacjach i marzeniach z Elżbietą Szlufik-Pańtak i Grzegorzem Pańtakiem, szefami Kieleckiego Teatru Tańca, rozmawiała Agnieszka Kozłowska-Piasta.



-Kwiecień należy do Państwa. Najpierw czeka nas premiera "Pasji". Jakie będzie to przedstawienie?
Grzegorz Pańtak: "Pasja" jest formą spektaklu taneczno-muzycznego, rzadko spotykaną formą. Artyści śpiewający biorą udział w akcji scenicznej równolegle do artystów tańczących. Główne postacie, Marii Magdaleny i Judasza są podwojone: zagrają je równolegle tancerze i śpiewający soliści.
Elżbieta Szlufik-Pańtak: 12 kwietnia zagramy dwa przedstawienia o godz. 18 i o 20. Okazało się, że zainteresowanie publiczności jest duże, na dodatek chcemy zaprosić wielu gości, m.in. osoby duchowne, ludzi kultury z innych miast a także wspierających nas sponsorów.

-"Pasja" to bardzo duże przedsięwzięcie...
GP: Artystów występujących jest 130: duży skład Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Świętokrzyskiej - 70 muzyków, 30-osobowy chór, soliści: Justyna Steczkowska i Andrzej Piaseczny i 30 tancerzy.

-Czy w takim razie są szanse, aby to widowisko powtarzać? Na razie zaplanowali Państwo tylko dwa spektakle. Zgrać terminy tylu artystów, to chyba niezbyt prosta sprawa...
GP: Jest to rzeczywiście przedstawienie duże i co do finansowania kolejnych przedstawień nie ma jeszcze jasno sprecyzowanych planów. Na razie trudno jest określić koszty, zainteresowanie widzów. Po premierze usiądziemy w gronie organizatorów, czyli Filharmonia, KCK i KTT, i zastanowimy się, jak to przedstawienie może być grane w przyszłości. Oczywiście jest wiele możliwości. Najprościej byłoby nagrać materiał muzyczny i zrobić z "Pasji" balet do muzyki mechanicznej, ale wiadomo, że to nie jest już to samo.
ES-P: Zrobimy wszystko co w naszej mocy aby ten spektakl mógł być potem grany, choć już wiemy, że bez sponsorów się nie obejdzie. Robimy ten spektakl siłą wszystkich kielczan: Filharmonicy i chórzyści i tancerze, Paweł Łukowiec kompozytor, pan Henryk Jachimowski, autor tekstów. Andrzej Piaseczny ma duże związki z Kielcami, jedynie Justyna Steczkowska wystąpi "gościnnie". Nie jest możliwe, żebyśmy zrobili przedstawienie jednorazowe. Nie rozpoczęlibyśmy pracy z takim założeniem.

-Długo Państwo czekali na realizację "Pasji". Pomysł narodził się pięć lat temu.
ESP: Każdy artysta ma jakieś pomysły, które chowa w szufladzie, licząc, że kiedyś uda się je zrealizować. I tak było też z "Pasją". Zawsze interesowała nas tematyka pasyjna. Z biegiem czasu doszliśmy do wniosku, że spektakl musi opowiadać o tym zdarzeniu w nieco inny sposób niż w tradycjach liturgicznych, dlatego głównymi bohaterami są Maria Magdalena i Judasz.
GP: Postanowiliśmy spojrzeć na miłość Jezusa poprzez pryzmat Marii Magdaleny i Judasza odsuwając fizyczność tej historii na plan dalszy i skupiając się nad wymową duchową. Może przez to będziemy w stanie zrozumieć Judasza, w jego cierpieniu popełnionego grzechu i wybaczyć mu nie po to, by osłabiać kategorie etyczno - moralne, ale by uciszać zło. Dać świadectwo siły miłości, która jak w przypadku Marii Magdaleny spowodowała przeobrażenie duchowe, potrzebne wielu nam współczesnym.
W odpowiedzi na te oczekiwania Henryk Jachimowski napisał poemat złożony z refleksyjnych pieśni, które ostateczne wynikły z naszych wspólnych rozważań.
Muzyka do przedstawienia, skomponowane przez Pawła Łukowca sprzyja naszej interpretacji i utrzymuje dramatyczność przedstawienia teatralnego.

- A jak technicznie wygląda przygotowanie przedstawienia?
GP: Najtrudniejszą pracą była budowa roli Jezusa. Bo to jest postać tak symboliczna, że długo zastanawialiśmy się jak ten ruch zbudować, żeby nie był zbyt frywolny, bo taniec często ma taki kontekst. Chcieliśmy, żeby był to ruch wzniosły i przy okazji przemawiający do widza. Staraliśmy się jednak okroić taneczność Jezusa, bo czym mniej się rusza, to ten ruch więcej znaczy. Jesteśmy zadowoleni z tego, co udało nam się zrobić. To duża zasługa solisty Michała Ośki, który się bardzo emocjonalnie zaangażował w tę rolę.

-Czy wszyscy artyści próbują razem?
ESP: Na razie wszyscy przygotowują się osobno. Trochę boimy się, jak to będzie, gdy wszyscy współtwórcy przestawienia spotkają się na scenie. Prób wspólnych będzie mało, bo trudno jest dopasować terminy wszystkich instytucji biorących udział w spektaklu. Z drugiej strony myślę, że jeśli każdy się dobrze przygotuje do swojego zadania, to później przy złączeniu nie będzie to takie trudne. Mam taką nadzieję. Mieliśmy już pierwsze wspólne próby i poszło całkiem nieźle.



-Po premierze "Pasji" jeszcze w kwietniu planujecie Festiwal Tańca. Kto wystąpi w Kielcach?
ESP: Teatr z Giessen. Byli u nas już w roku ubiegłym, ale chcemy ich pokazać jeszcze raz. To taki teatr, który cały czas poszukuje, mają, powiedziałabym, laboratorium warsztatowe, szukają nowych rozwiązań choreograficznych, kolejne spektakle mogą się bardzo różnić od siebie. Widzieliśmy na wideo ich najnowszy spektakl i chcemy to pokazać w Kielcach. Będzie też wieczór małych form, na którym wystąpią tancerze z Polski i Francji. Czekamy też na odpowiedź tancerki czeskiej, która zdobyła pierwsze miejsce na listopadowym konkursie w Pradze, być może wystąpi także Andrzej Morawiec. Ten wieczór małych form jest jeszcze nie zamknięty, cały czas zgłaszają się tancerze. W ramach festiwalu zagramy też "Pasję". Głównym punktem festiwalu będzie "Grek Zorba" Teatru Wielkiego Opery Narodowej w Warszawie. Artyści wystąpią w Kielcach 14 czerwca. To ogromne i bardzo kosztowne przedsięwzięcie.
GP: Będzie również wieczór dla młodzieży, kolejny konkurs, zespołów dopingujących cheerleaders z województwa świętokrzyskiego. Zaplanowaliśmy to na 1 maja.
ESP: Będą też warsztaty taneczne, organizowane w tym roku już po raz 10. Śledzimy, kto jest w tym momencie na topie, zapraszamy najlepszych choreografów i tancerzy. Po raz kolejny przyleci do nas Kelechi Onyele, specjalista od hip-hopu i breakdance, który wspólpracował m.in. z Kylie Minogue. Zaprosiliśmy znakomitego pedagoga stylu brodway jazz Joachima Sauttera, tancerza Moulin Rouge i wielu znanych i popularnych musicali amerykańskich. Będzie stepowanie, będzie również hip hop new style prowadzony przez Jean'a Claude Marignale'a z Paryża, Thierry Verger poprowadzi modern jazz underground. Planujemy także warsztaty bardzo modnej obecnie salsy.

-Kto przyjeżdża na te warsztaty?
ESP:Przede wszystkim tancerze, instruktorzy, choreografowie, ale i początkujący.
GP: Grupa zawodowo zajmująca się tańcem stanowi około 70 % uczestników, natomiast 30 % uczestników to są ludzie rekreacyjnie zajmujący się tańcem. W Polsce jest środowisko osób, którzy interesują się tańcem i jeżdżą na warsztaty, a na co dzień pracuja w jakimś "normalnym" nieartystycznym zawodzie.
ESP: Mamy dwie panie prokurator, stomatologa, sędziego. Nasze warsztaty są kierowane do wszystkich. Każdy z pedagogów prowadzi grupę początkującą, średnio zaawansowaną i zaawansowaną, więc i zawodowy tancerz i amator może się czegoś na tych warsztatach nauczyć.

-Niedawno byliście Państwo w Berlinie na targach turystycznych. Jak oceniacie ten wyjazd?
GP: Wyjazd bardzo udany pod względem artystycznym i promocyjnym. Najważniejszy był występ dla vipów, dla około 1000 zaproszonych gości. Był to wieczór połączony. Występowali filharmonicy łódzcy, Teatr Buffo, Justyna Steczkowska i Kielecki Teatr Tańca. Pokazywaliśmy 20-minutowy fragment przedstawienia "Drab Zeen", tańczyliśmy tango z Justyną Steczkowską. Niemcy bardzo lubią taniec współczesny. To w Niemczech 100 lat temu powstał pierwszy teatr tańca. W tej chwili działa tam aż 80 zespołów instytucjonalnych. Dla porównania w Polsce są tylko trzy i kilkanaście zespołów niezależnych. Uważamy, że Berlin jest ważnym ośrodkiem tanecznym, może nawet silniejszym niż Paryż. Spodobaliśmy się, więc to dla nas tym bardziej cenne. Dwa razy występowaliśmy także w halach targowych. Pokazywaliśmy fragmenty koncertu z piosenkami Czesława Niemena. Mieliśmy scenę w dobrym miejscu - tuż przy wejściu, dobrze oświetloną i nagłośnioną. To też z pewnością nam pomogło. Mogliśmy się przyjrzeć także innym tancerzom: byli Brazylijczycy z capoeirą.

-To pewnie teraz przyjdzie pora na zagraniczne kontrakty?
GP: Poznaliśmy tam menedżera Gerda Przybylę, który zna Kielce, bo kiedyś współpracował z Kolporterem. W nadmorskim kurorcie robi duży festiwal sztuki. Chce nas zaprosić z przedstawieniem "Prophetie" na 17 czerwca. Pojawimy się także na niemieckim festiwalu teatrów tańca w Giessen.

- Czy mogliby Państwo podsumować 10 lat działalności Kieleckiego Teatru Tańca? Jak to możliwe, że w mieście, w którym nie ma szkoły baletowej, nie ma zawodowego środowiska tanecznego powstał taki teatr?
ESP: Teatr powstał z naszej wielkiej pasji. Taniec był naszą miłością, naszym życiem. Nasze pasje i nasza prywatność się przeplatają, łączą. Jesteśmy niejako zrośnięci z naszym zawodem. Wracamy do domu i często jeszcze nad czymś pracujemy. Moja starsza córka też jest tancerką i instruktorem tańca. Moim zdaniem, szkoła baletowa jest konieczna do utrzymania, a nie powstania teatru tańca. Tańczyliśmy przez wiele lat, szkoliliśmy się w kraju i za granicą, uczyliśmy się różnych technik a przede wszystkim tańca modern jazz, wiele "parkietogodzin" spędziliśmy na sali. Ukończyliśmy studium choreograficzne, ja także teatrologię, teraz jestem na podyplomowych studiach teorii tańca. Mąż skończył eksternistycznie szkołę baletową w Bytomiu oraz Akademię Wychowania Fizycznego. Szkoła baletowa jest niezbędna dla teatrów z repertuarem klasycznym. Oczywiście my i nasi tancerze też mamy na stałe lekcje tańca klasycznego, ale w okrojonym zakresie potrzebnym dla teatru tańca. Nikt z naszych tancerzy nie będzie tancerzem klasycznym, nie stawiamy na puentach, bo nie ma takiej potrzeby. Ale dla nas też klasyka jest podstawą edukacji tanecznej, choć głównie narzędziem ćwiczenia ciała.
-Państwo stworzyli to środowisko taneczne w Kielcach właściwie od zera...
ESP: Tak, ale jedynie środowisko tańca scenicznego. Bo w Kielcach było i jest wielu prężnie działających instruktorów tańca towarzyskiego, sportowego, ludowego. Nasza historia rozpoczęła się od zespołu tańca nowoczesnego Impuls. Startowaliśmy w kategorii show - dance. To był bardzo dobry zespół, był drugim wicemistrzem Polski przez 3 lata, reprezentowaliśmy Polskę na mistrzostwach świata, na mistrzostwach Europy. Później przekształciliśmy zespół w teatr, bo chcieliśmy czegoś innego, chcieliśmy iść do przodu. W Impulsie przygotowywaliśmy choreografie czterominutowe. Marzyliśmy o większych formach scenicznych, w których moglibyśmy przekazać coś ważniejszego. Tak to się zaczęło. Mieliśmy i mamy dobrze przygotowanych tancerzy, wielu z poprzednich nadal pracuje, tańczy w polskich i zagranicznych teatrach. Ale największym szacunkiem darzę tych, którzy zostali w KTT i chcąc budować teatr od podstaw. Mieliśmy szczęście, bo władze miasta były przychylne naszej idei.
GP: I jeszcze możliwości sceniczne - budynek KCK, przychylność dyrekcji. Oczywiście szkoła baletowa jest bardzo ważnym narzędziem do tworzenia dobrego zespołu, ale na świecie to się trochę już zmienia. Najlepszą metodą stworzenia czegoś dobrego na polu tańca są dobrzy nauczyciele. Szkoła baletowa jest tylko pewnym dobrym rytmem dziewięcioletnim, pewnym stworzeniem warunków, które pozwalają zdolnym ludziom pod okiem pedagogów stworzyć jakości najlepsze. Ale jeżeli jej nie ma jak w przypadku Kielc to potrzebni są organizatorzy, którzy potrafią dobrać ludzi, stworzyć warunki i zachęcić młodzież do osiągnięcia celu o jakości porównywalnej do szkoły baletowej. Przecież w polskich teatrach zawodowych tylko część to tancerze po szkole baletowej i nie zawsze najlepsi.
ESP: Sądzę, że bardzo dużym sukcesem nas wszystkich (władz, nas i wielu osób, które nam pomagały) jest to, że utworzyło się w Kielcach nowe środowisko zawodowe. Ci ludzie, którzy tylko mogli marzyć, aby tańczyć codziennie, żeby się realizować na scenie, są teraz zawodowymi tancerzami. Wbrew pozorom, to bardzo ważne. W latach 70-tych w ZASP-ie odbywały się egzaminy eksternistyczne na piosenkarza, aktora, tancerza. Potem je zawieszono. Zabiegałam o to, aby przywrócono tę szansę. I w tej chwili 16 moich tancerzy już te egzaminy zdało. Poza tym mamy coś do zaoferowania widzom. Spektakli nie robimy przecież dla siebie. Na każdej próbie zastanawiamy się, jak widzowie zareagują, czy będzie się podobać. Nie ma teatru bez widza. Zależy nam, aby widzowie nas doceniali, żeby byli zadowoleni. Jeżeli nie moglibyśmy się poddać tej konfrontacji to trudno o satysfakcję z tworzenia.

-Teatr tańca to dosyć trudna dziedzina. Z jednej strony hektolitry potu, aby opanować technikę, z drugiej ogromna ilość pracy, aby nadać temu jeszcze jakiś wyraz artystyczny. W typowym teatrze mamy słowo, więc ludzie od razu wiedzą, z czym mają do czynienia. Czy tańcem też da się wszystko wyrazić?
ESP: Wiadomo, że słowo szybciej dociera, jest bardziej zrozumiałym środkiem wyrazu. Taniec, ruch jest w odbiorze nieco trudniejszy. Z drugiej strony proszę zwrócić uwagę: polscy tancerze mogą tańczyć np. w Niemczech i będą tam zrozumiani, a gdyby chcieli wystawić sztukę musieliby zrobić to w języku niemieckim. Taniec jest uniwersalnym środkiem wyrazu, możemy dzięki niemu wyrażać uczucia, doznania emocje, czytelne i jasne dla wszystkich na całym świecie
GP: Są rzeczy, o których łatwiej mówić tańcem, a są rzeczy, które taniec słabiej przekazuje. Staramy się poruszać w obszarach, gdzie korzystanie z tańca jest wdzięczniejsze niż słowo, czyli właśnie w emocjach. Nie opowiadamy na przykład książek fabularnych, tylko raczej jakieś ogólne idee, gdzie historia nie jest tak ważna, jak to, co przeżywają bohaterowie tej historii.
ESP: Mamy też spektakle, które są tak jakby czystą formą, chociażby "Sarny". Mieliśmy spektakl żartobliwy, lekki "Mężczyzna i kobiety".



Czy Państwu nie szkoda, że widownia nie zdaje sobie sprawy z ogromu pracy, jaki włożyliście w przygotowanie przedstawienia?
ESP: Widz nie wie albo nie pamięta o tym, że na dany spektakl nie składają się jedynie próby, ćwiczenie układów, przymierzanie kostiumów. Na każde przedstawienie składa się także cała edukacja taneczna tancerza, wiele lat nauki i ciężkiej pracy. Część naszych tancerzy tańczy społecznie. A przecież oni wkładają w to tyle pracy, co ci na etatach, nie mogą np. przyjść po południu na godzinkę, poćwiczyć, nauczyć się choreografii. Są tacy, którzy uważają, że można pogodzić zawód tancerza z normalną pracą w hurtowni, szkole czy sklepie, a to przecież nieprawda.
GP: To tak, jakby Adam Małysz rano pracował w sklepie, a wieczorem skakał.
ESP: Tancerz musi trenować 8 godzin dziennie. Musi zrobić lekcje klasyki, poćwiczyć akrobatykę, musi się rozciągnąć, a dopiero potem może zapamiętywać sekwencje ruchowe.

-Jak oceniają Państwo środowisko ludzi piszących o teatrach tańca? Trudno jest znaleźć recenzję, w której poruszano by nie tylko sprawy wyrazu artystycznego przedstawienia, ale i techniki, nad którą Państwo przecież mocno pracują. Czy nie szkoda wam, że krytycy nie zajmują się tą sferą Państwa pracy?
GP: Myślę, że w Polsce jest takie środowisko, są ludzie, którzy się tym zajmują. wyróżniłbym krytyków z warszawskiej "Gazety Wyborczej" czy z "Rzeczpospolitej". Są też ludzie związani z Polskim Teatrem Tańca, wytwarza się środowisko ludzi piszących o tańcu przy Śląskim Teatrze Tańca, bo tam organizowane są specjalne warsztaty temu poświęcone. Nie jest to jeszcze okrzepnięte na tyle, aby powiedzieć, że zawsze powstają rzetelne, fachowe recenzje, które są dla nas drogowskazem i wspierają nas w naszej pracy. Jest w tych tekstach sporo emocji. Nic w tym dziwnego, skoro w Polsce nie ma wyższej uczelni specjalizującej się w tańcu, w której ludzie przez 5 lat mogliby się nauczyć i praktyki i teorii. Najczęściej o teatrach tańca piszą albo pasjonaci tańca, albo ci, którym nakazano pisać o tym, bo są na przykład teatrologami
ESP: Skończyłam teatrologię i nie było tam zajęć ze sztuk baletowych i tanecznych. Istnieje Podyplomowe Studium Teorii Tańca na Akademii Muzycznej w Warszawie, na którym właśnie się szkolę, ale jest nas tam tylko ośmioro z całej Polski. To też o czymś świadczy. Najpewniej byłoby, gdyby tym krytykiem był ktoś, kto wcześniej tańczył, dobrze tańczył i w dobrym zespole. Taniec jest różnorodny: mamy balet klasyczny, taniec współczesny, jazzowy, towarzyski. Trudno być profesjonalistą i znać się na każdej z tych dziedzin, dlatego to jest takie trudne. Ale głównym powodem pozostaje to, że nie ma w Polsce wyższych studiów choreograficznych, teoretycznych dotyczących tańca, a są one w państwach ościennych, w Rosji, Czechach i Niemczech.
GP: W Wyższej Szkole Umiejętności w Kielcach mają powstać takie studia.

-Dlaczego wybrali Państwo modern jazz?
GP: Moja żona zainteresowała się tańcem jazzowym. Mnie stopniowo ten taniec zaczął się coraz bardziej podobać. Taniec klasyczny trzeba zacząć ćwiczyć nieco wcześniej. Taniec współczesny w Polsce był mało interesujący dla nas w czasach, gdy szukaliśmy swojej tanecznej drogi. Modern jazz jest nam bliższy niż inne style i techniki.
ESP: Taniec jazzowy ma bardzo głebokie korzenie. Wywodzi się z tańców ludów afrykańskich. Przez lata przechodził wielkie przeobrażenia, wielką ewolucję.
GP: W modern jazzie ważny jest pewien duch rytmiczny, swing, polirytmia. Wybraliśmy tę drogę, bo rytm jest dla nas ważny, a taniec współczesny ma inne priorytety. I dlatego jesteśmy cały czas wierni spojrzeniu rytmicznemu.

-Gdyby Państwo nie mieli żadnych ograniczeń finansowych, to kogo zaprosilibyście na festiwal do Kielc?
ESP: Amerykański Teatr Tańca Alvina Aileya. Spektakle tego zespołu mają ducha jazzu, poza tym to doskonale wyszkoleni tancerze
GP: Myślę, że z przyjemnością gościlibyśmy Jiri Kyliana i jego Niderlandzki Teatr Tańca, którzy przygotowuje teraz premierę w warszawskim Teatrze Wielkim. Naszym zdaniem to najlepszy teatr tańca. Każdy z tancerzy z tego zespołu mógłby swobodnie być solistą w narodowych teatrach baletowych. Myślę, że na pewno zaprosilibyśmy wyjątkowe przedstawienia, np. "Jezioro Łabędzie", produkcję Matthew Bourne'a, w którym występują tylko mężczyźni. (fragmenty tego spektaklu znalazły się w filmie "Billy Eliot" - red.)
ESP: Matthew Bourne zrobił także interesującą wersję "Dziadka do orzechów". Przeniósł akcję baletu do sierocińca, rozbudował wątek miłosny. Spektakl jest zabawny: szczególnie podobała mi się scena walki dziewczynek o dziadka do orzechów. Cudowna scenografia, piękne kostiumy. Musimy być świadomi tego, że spektakl pokazany przez słaby zespół, przez słaby teatr może nas na całe życie zniechęcić do danej sztuki. Natomiast ten sam spektakl zobaczony we wspaniałej realizacji może być naszym najpiękniejszym doświadczeniem w życiu.
GP: Mamy odczucie, że największym problemem tańca jest to, że ludzie mają poczucie, że taniec to albo od wieków niezmienny balet, albo dyskoteka. Nie ma obszarów pośrednich. Młodzi ludzie, wychowani na wideoklipach i skompresowanych formach, nie zachwycą się tradycyjnym baletem, który trwa 3 godziny. Uwspółczesnienie spektaklu jest znakiem czasu i powoduje, że podoba się większej grupie ludzi.
ESP:Drugi stereotyp dotyczący tańca, to poczucie, że nie jest to zajęcie dla mężczyzn. Zaręczam, że gdyby młodzi obejrzeli "Jezioro Łabędzie" Bourne'a to przekonaliby się, że mazgaj i słabeusz się do tego nie nadaje. To zajęcie dla prawdziwych, silnych mężczyzn. Żeby być dobrym tancerzem potrzebna jest siła, mięśnie, wielki wysiłek i charyzma, poparta inteligencją, męskością i emocjami. To ciężka intelektualna i fizyczna praca. Ale skąd ludzie mają się tego dowiedzieć? Telewizja nie nadaje bardzo mało tańca i baletu, żadnych premier, żadnych nowości, więc publiczność nie ma do tego dostępu. Gdy pokazuję znajomym jakiś spektakl z mojej domowej wideoteki, są zachwyceni. Myślę, że gdyby można było oglądać dobre realizacje, wielu ludzi pokochało by balet.

-Czy interesują się Państwo jakimiś egzotycznymi tańcami?
ESP: Wczoraj w Warszawie oglądałam Bharata Natyam - klasyczny taniec hinduski, który składa się z 6 tańców o różnej tematyce. W tańcu hinduskim każdy ruch ręki, czyli mudra, ma znaczenie ale mimo, że się nie zna tego słownika, jest to naprawdę przepiękny imponujący taniec. Marzy mi się dzień różnych narodów na festiwalu i postaram się go zrobić już w przyszłym roku

-Jakie jeszcze mają Państwo marzenia? Własna niezależna siedziba?
ESP: Chcielibyśmy mieć więcej sal baletowych, na razie mamy tylko jedną, więc soliści i zespół trenują na zmianę. W KCK "mieszka" nam się dobrze, ale potrzebujemy więcej pomieszczeń. W impresariacie pracuje jedna osoba, mamy jednego pracownika technicznego. Przydałoby się jeszcze kilku pracowników do tych zajęć, wtedy łatwiej byłoby nam egzystować, łatwiej szukać nowych możliwości, nowych szans na prezentowanie swoich spektakli. Ale nie narzekamy, cieszymy się z tego, co już jest.

Dziękując za rozmowę, życzę Państwu spełnienia wszystkich marzeń i planów.




Data publikacji: 10-04-2006 o godz. 14:00:00, Temat: Teatr

Artyku� pochodzi z serwisu Wici.Info Array
Link do artyku�u: Array/News,wielka_taneczna_pasja,7152,html