Jerzy Maksymiuk

Znają Go wszyscy, bo tak naprawdę, jako jedna z nielicznych postaci polskiej kultury - tej wymagającej i elitarnej, stał się równocześnie gwiazdą – istnieje bowiem w świadomości publicznej.



Jest ważny i bliski także tym ludziom, którzy NIE odwiedzają sal filharmonicznych. Jego legendarna muzykalność, ekspresja gestu, wizjonerstwo muzyczne, nacechowane wyczuciem kompozytora, powodują, że dziś pragnieniem każdej orkiestry jest współpraca z Nim – Wielkim Mistrzem. W czasie tegorocznych świętokrzyskich Dni Muzyki zaszczyt ten stał się udziałem Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Świętokrzyskiej, którą Jerzy Maksymiuk poprowadził w czasie pierwszego, inauguracyjnego koncertu. Z Mistrzem rozmawiała Natalia Wickowska.



Natalia Wickowska: Jest Pan osobą bardzo znaną i szanowaną, nie tylko w środowisku muzycznym ale i w wielu innych. Czy czuje Pan na swoich barkach odpowiedzialność za tzw. „nadawanie tonu” ?

Jerzy Maksymiuk: Nie staram się nadawać żadnego tonu. Po prostu to, co robię, staram się robić jak najlepiej umiem. Wynika to z mojego ukochania muzyki, szacunku dla tych, którzy ją napisali.

Natalia Wickowska: Jednak ilekroć pojawia się Pan na scenie, wzbudza Pan niesamowite emocje. Pana nazwisko mobilizuje. Nawet dziś, ilość osób zgromadzona w Filharmonii mimo trudnego repertuaru świadczy o tym, że samo Pana nazwisko przyciąga ludzi.

Jerzy Maksymiuk: Miło mi, jeśli tak jest. Może nadaję ton przyciągając ludzi do kultury? Do wartościowej muzyki. Moim zdaniem nie powinno być przepaści między muzyką dawną i współczesną. Wszystkie arcydzieła, jak na przykład ta Symfonia (IV Symfonia B-dur - przyp.), zostały kiedyś napisane i zagrane, i wtedy były przecież współczesne. Dlaczego teraz samo określenie „muzyka współczesna” budzi przerażenie? Chyba dlatego, że nasze czasy nie lubią niczego, co trudne w odbiorze. Kochają to, co łatwe. Chcemy wszystko rozumieć od razu, natychmiast. Gdzie dojdziemy w ten sposób, gdzie się zatrzymamy? Muszą pomóc ci, których nazwisko przyciąga ludzi. Zgodnie z porzekadłem „ nie taki diabeł straszny jak go malują”, trzeba się oswoić z tym, co nowe, niełatwe od razu. Cieszę się, że moje nazwisko przyciąga kogoś na koncertową salę, zwłaszcza gdy w programie jest muzyka współczesna.

Natalia Wickowska: Skąd czerpie Pan energię, tak ważną w sztuce dyrygenckiej?

Jerzy Maksymiuk: Bóg mi ją dał. Nie mam w tym żadnego udziału. Taki się już urodziłem. Pewnie kiedyś się to skończy. Bardzo często pisano w recenzjach: „legendarna energia Maksymiuka”. Zwykle moja osoba kojarzyła się z temperamentem, ale nie chciałbym żeby pamiętano tylko o tym. Sądzę, że moją zaletą jest tzw. frazowanie – przebieg muzyki niczym fale, bez dziur, pięknie łączącej się. Także i to, że wydobywam z orkiestry piano. Zbliżam się do wspaniałej ciszy, Energia jest gdzieś dalej, na kolejnym miejscu. Dostałem ja w podarunku i używam najlepiej jak potrafię.

Natalia Wickowska: Gdyby urodził się Pan po raz drugi, jak potoczyłoby się pana życie? Poszedłby Pan tą samą drogą czy wybrałby Pan inne życie?

Jerzy Maksymiuk: Zostałbym w sferze muzyki, ale zająłbym się komponowaniem. To sprawia mi największą przyjemność. W ogóle bym nie dyrygował, bo bardzo trudno połączyć pisarstwo z dyrygowaniem, a ja jeszcze przecież grałem na fortepianie. W pewnym czasie zarzuciłem komponowanie na rzecz dyrygentury. Dzięki temu miałem wspaniały kontakt z publicznością. Tyle przejawów niezwykłej sympatii. To wspaniałe, ale jednak wybrałbym kompozycję.

Natalia Wickowska: Co sądzi Pan o poziomie edukacji polskiej w sferze muzyki poważnej? Czy nie powinniśmy bardziej przykładać się do kształcenia młodych ludzi pod tym względem?
Jerzy Maksymiuk: Edukacji muzycznej po prostu nie ma i ktoś powinien generalnie zająć się tym problemem. W Białymstoku filharmonicy edukują młodzież odwiedzając szkoły. Takich działań powinno być więcej. Przede wszystkim powinno być to rozwiązane na poziomie ministerialnej koncepcji. W Polsce nie ma żadnej edukacji w tym zakresie, jest zerowa. Nie jesteśmy więc takim krajem jak Niemcy, gdzie profesor siada z gosposią, doktor z tenisistą i grają kwartety w niedzielę. Szkoda.



Natalia Wickowska: Co sądzi Pan o muzyce komercyjnej? Interesuje ona Pana w jakikolwiek sposób?

Jerzy Maksymiuk: Sam kiedyś grałem taką muzykę. W czasach studiów zarabiałem grą na fortepianie w kawiarni. Bardzo lubię słuchać jazzu – szczególnie jednego człowieka – Erolla Gardnera. Jak on gra na fortepianie, przechodzą mnie ciarki. Bardzo też cenię Kilara za jego umiejętność pisania i muzyki symfonicznej, i filmowej. To chyba jedyny taki przypadek na świecie. Muzyka komercyjna mało mnie interesuje, ponieważ dla mnie jest za uboga, a co za tym idzie wyjątkowo mało jej słucham. Jednak przyznaję, że jest ona potrzebna. Nie mam nikomu za złe, że słucha takiej muzyki. Jadąc samochodem trudno przecież wsłuchiwać się w IV Symfonię Beethovena, bo może się to skończyć kraksą. Takiej muzyki trzeba słuchać w skupieniu. Na pewno inna muzyka musi brzęczeć, gdy na przykład zmywamy naczynia. Mnie ona nie interesuje. Podczas gali rozdania Wiktorów miałem sposobność spotkania się z Piotrem Rubikiem, to bardzo przyjazny i sympatyczny człowiek, Życzę mu jak najlepiej. Wiem, że musi włożyć wiele wysiłku w swoją pracę i zdaję sobie sprawę z tego, jak jest to – wbrew pozorom - ciężka praca. Skoro jego muzyka wypełnia sale koncertowe, to jest potrzebna, ale byłoby źle, gdyby taka muzyka przeważała Beethovena.

Raster:
Inauguracja XVI Świętokrzyskich Dni Muzyki była wspaniałym wydarzeniem muzycznym. Możemy życzyć Filharmonii Świętokrzyskiej dalszych sukcesów we współpracy z Mistrzami klasy Jerzego Maksymiuka. Muzycy Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Świętokrzyskiej pod batutą słynnego dyrygenta zagrali w sposób ujmujący. Mimo bardzo trudnego repertuaru, co podkreślał sam dyrygent, koncert odbierało się doskonale. Muzyka klasyczna, popularna dziś niestety tylko w niektórych kręgach, powinna jednak wplatać się w życie statystycznego Kowalskiego. Tak jak powiedział Jerzy Maksymiuk „Takiej muzyki trzeba słuchać w skupieniu” i może właśnie owo „skupienie” jest potrzebne każdemu z nas w czasach komercyjnego konsumpcjonizmu przed którym bardzo trudno jest się bronić.

NOTA BIOGRAFICZNA:

Jerzy Maksymiuk urodził się w Grodnie 9 kwietnia 1936 roku. Studiował kompozycję pod kierunkiem Piotra Perkowskiego, fortepian u Jerzego Lefelda oraz dyrygenturę w klasie Bogusława Madeya w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Warszawie. Jego działalność muzyczna jest znana i doceniana na całym świecie. Świetna kariera dyrygencka związana jest przede wszystkim z Polską Orkiestrą Kameralną, którą prowadził od początku jej powstania w roku 1972. Zespół dwudziestu czterech instrumentalistów smyczkowych doprowadził na szczyty perfekcji wykonawczej i nadał mu niepowtarzalną indywidualność artystyczną. Był szefem niezwykle wymagającym i zmuszał każdego muzyka do nieustannej pracy na najwyższych obrotach. Kiedy zespół zaczął występować publicznie wzbudził sensację. Maksymiuk zaproponował nową jakość stylistyczną i brzmieniową. Szczególną uwagę zwrócił na artykulację, przez co brzmienie orkiestry radykalnie odświeżył, nadał mu nadzwyczajną ruchliwość, przejrzystość i plastyczność. Jerzy Maksymiuk jest promotorem muzyki współczesnej. Przez wiele lat współtworzył "Warszawską Jesień" jako członek komisji repertuarowej Festiwalu. Od 2006 roku jest Członkiem Rady Programowej Fundacji Centrum Twórczości Narodowej a prócz tego stałym felietonistą miesięcznika Charaktery.

Autor: Natalia Wickowska


Data publikacji: 15-04-2008 o godz. 14:06:49, Temat: Muzyka

Artyku� pochodzi z serwisu Wici.Info Array
Link do artyku�u: Array/News,jerzy_maksymiuk,10413,html