Kielce v.0.8

Muzyka
Baza Muzyki: Brzmienie o kwiecistej wymowie

 drukuj stron�
Muzyka Baza ZbożowaKielce
Wys�ano dnia 04-04-2012 o godz. 14:20:58 przez rafa 3576

Uwaga: nazwy gatunków muzycznych zostaną w niniejszym tekście poprzedzone ujętym w nawias pytaniem „co ten Szczodrak wypisuje?!”. Zdanie to będzie się pojawiało w reakcji na duże różnice zdań wokół nurtów takich jak darkwave, atmospheric rock, rock gotycki, metal gotycki, obrzeża power metalu czy metal symfoniczny.



W efekcie tych sporów dość popularną strategią jest wypisywanie „na wszelki wypadek” dużej liczby kierunków muzycznych przy prezentowaniu jednego zespołu. A nuż się trafi. Postanowiłem iść inna drogą. Zamiast twierdzić, że opisywane przeze mnie grupy grają goth-metal-dark-ambient-disco-rock-dream-pop umieszczę w artykule wspomniany już element samokrytyki. Czynię to, aby oszczędzić Czytelnikom wysiłku wpisywania podobnych zdań w komentarzach na naszej stronie internetowej.

Lily of the Valley

Nazwa „Lily of the Valley” nie oznacza „lilii z doliny” a konwalię – silnie działającą na organizm bylinę, która kiedyś klasyfikowana była w rzędzie liliowców. Z jednej strony nawet woda, w której stały konwalie ma właściwości trujące, z drugiej – od starożytności znane jest lecznicze działanie tej rośliny.

Zespół Lily of the Valley zaczynał swą działalność w 2007 roku jako solowy projekt Emmanueli „Arachny” Robak. Artystka, która sama siebie określa jako „zakochaną w muzyce kobietę renesansu”. Gra na instrumentach klawiszowych, śpiewa oraz pisze teksty. W wywiadzie dla Adalberta z portalu Altergothic.pl „Arachna” stwierdziła, że jedną z głównych inspiracji jest dla niej założona przez niemieckiego multiinstrumentalistę Tilo Wolfa grupa Lacrimosa. Zespół ten bywa nazywany „gotyckim” (co ten Szczodrak wypisuje?!), choć osoby uważające za wyznacznik „gotyckości” projekt Fields of Nephilim powiedziałyby raczej, że Lacrimosa reprezentuje darkwave (ctSw?!).

Pierwszym nagranym przez Lily of the Valley utworem była pochodząca z repertuaru zespołu Tilo Wolfa „Liebesspiel”. Jako solistka „Arachna” opierała swą muzykę na mocnym elektronicznym brzmieniu połączonym z subtelnym głosem. Dowodem tego, że może ona śmiało prezentować nawet twórczość z początkowego okresu działalności jest umieszczenie coveru „Liebesspiel” na dostępnej legalnie w internecie płycie „Shadow Places” wydanej w 2011 roku przez ekipę portalu Altergothic.pl.

W 2008 roku do Lily of the Valley dołączył znany m.in. z punkowego WKG gitarzysta Ireneusz „Kiras” Kalwat. Na stronie zespołu w portalu Myspace znaleźć można deklarację, iż twórczość duetu to „muzyka środka, sukcesywnie łącząca w sobie style «goth», «electro» oraz gitarowe granie” (ponieważ to cytat, wyjątkowo pozwolę sobie nie umieścić zdania, którego występowanie w tekście zapowiedziałem na początku).

W 2010 roku wytwórnia Halotan Records wydała płytę duetu zatytułowaną „Sounds of the moments”. Znaleźć można na niej utwory gitarowe z elementami brzmienia elektronicznego – m.in. „Oblivion” i „This moment forever” oraz takie jak finałowy „A gdyby”, w których dominują klawisze i syntezatory. Uwagę zwraca barwa głosu będącej wokalnym samoukiem „Arachny”.
Po ukazaniu się albumu zespół zagrał przed legendą polskiej sceny rocka gotyckiego (ctSw?!) – Closterkellerem.

FireFlower

Innym mającym „w CV” występ u boku grupy dowodzonej przez Anję Orthodox oraz obecność na płycie „Shadow Places” zespołem jest FireFlower. Ten działający od 2008 roku kwintet (wcześniej sekstet z keyboardzistą Mateuszem Łukowcem) łączy gitarowe brzmienia i kobiecy wokal. Moim zdaniem do twórczości FireFlower pasuje przywołane niegdyś przez wokalistkę zespołu Moonlight określenie „atmospheric rock” (co ten Szczodrak wypisuje?!), choć usłyszeć w niej można także mocniejsze, metalowe brzmienie (ctSw?!). Jak twierdzą członkowie FireFlower, ich twórczość „łączy w sobie żywiołowość ognia i delikatność kwiatu”.



Zespół zaczął odnosić sukcesy już w 2009 roku. Pierwszym z nich było wyróżnienie na organizowanym przez Wojewódzki Dom Kultury przeglądzie „Czysty Akord”, kolejnym – pierwsze miejsce w „Muzycznych Scyzorykach” w kategorii rock/metal. Pod koniec udanego roku wydano minialbum – tzw. EP-kę. Znalazły się na niej utwory „Odd One Out”, „Pro-Eco”, „By Your Side”, „Illusion”, „Me-To-Be”, „Oneirocritic” i „On The Waterfront”. W 2010 roku pierwszy z nich pojawił się na playliście brytyjskiej internetowej stacji radiowej Music Not For the Masses. Trzeci rok działalności zespołu był też pełen wrażeń konkursowych. FireFlower zagrał na finałowych koncertach festiwali takich jak Rockowe Ogródki (impreza, która wypromowała m.in. Negatyw i Kombajn do Zbierania Kur Po Wioskach), Widzewska Jesień Muzyczna (na której FireFlower wystąpił jako jedyny zespół z wokalistką), Around The Rock czy Piecowisko. Festiwal Rock na Murawie przyniósł FireFlower podwójne zwycięstwo: nagrodzony został cały zespół oraz wokalistka Justyna Jaszczyk.

Kolejna wygrana edycja Muzycznych Scyzoryków wiązała się z umieszczeniem utworu „Me-To-Be” na płycie Scyzorykomania.

W 2011 roku kompozycja „Odd One Out” znalazła się na wspomnianym już albumie „Shadow Places”, a sam zespół wziął udział w ogólnoświatowym konkursie dla wykonawców bez kontraktu – The Peoples Music Awards, docierając do drugiej, półfinałowej rundy. Eksperci zestawiali FireFlower z uchodzącego za emo-rockowy (ctSw?!) Paramore, choć moim zdaniem kierowali się w tym tylko kwestiami wizerunkowymi.

W muzyce kieleckiego zespołu wyraźnie słychać gitary. Pojawiają się też solówki – choćby w utworze „By your side” czy w promującym płytę „Unsatisfied”. Tymczasem twórczość Paramore straciłaby według mnie niewiele gdyby Hayley Williams śpiewała a capella (zresztą podobny jest mój pogląd na Evanescence). Wyraziste gitary i wokalistka umiejąca zarówno łagodzić brzmienie, jak i „zaatakować” budzą we mnie skojarzenie z, niestety słabo znanym w Polsce, niemieckim Die Happy, choć w muzyce FireFlower nie znajdzie się tylu „mrugnięć okiem do słuchacza” charakterystycznych dla zespołu zza naszej zachodniej granicy. Choć dominują utwory „na serio”, poczucie humoru jest w twórczości FireFlower obecne, o czym świadczy choćby przeróbka piosenki Katy Perry „I kissed the girl”.

18 lutego 2012 roku w klubie Woor miała miejsce premiera płyty „Welcome” nagranej w składzie: Justyna Jaszczyk – wokal, Jakub Badel – gitara, Tomasz Jasiewicz – gitara, Jacek Aniołek – bas, Piotr Mondzik – perkusja.

Warto trzymać kciuki za oba projekty, choć fakt, że należnej mu popularności nie zdobył świetny warszawski Dive3D oznacza, że grupom łączącym „ogień” z delikatnością nie jest łatwo.
„Bazowe” zespoły z kwiatami w nazwie wykazują się w swej twórczości szacunkiem dla wrażliwości słuchaczy, co warto podkreślić na przekór dość często spotykanej tendencji do szokowania. Aby kwieciście zakończyć powinienem więc przeprosić za epatowanie swym nazwiskiem, które jak można sprawdzić w zielniku jest też nazwą niezłego ziółka.


Andrzej Szczodrak


Komentarze

Komentowanie niedozwolone dla anonimowego u�ytkownika, prosze sie zarejestrowa�

Anonim 04-04-2012 o godz. 14:25:59
powalajaca fachowość i dociekliwość
a_szczodrak 05-04-2012 o godz. 00:25:41
Panem Andrzejem Rafałem Błaszkiewiczem nie jestem, Panem Piotrem Kaczkowskim również nie. I zdaję sobie z tego sprawę. Stąd autoironiczny wtręt. Tyle w kwestii muzycznego znawstwa. Ale proszę wskazać mi braki w dociekliwości.
Anonim 06-04-2012 o godz. 21:21:20
Niestety byłem na tym koncercie Fire Flower... to było moje najbardziej traumatyczne przeżycie z wielu ostatnich miesięcy, drewniana muzyka i ciepłe kluski [albo rozgotowany ryż] na scenie...
Anonim 07-04-2012 o godz. 12:50:18
Nie oceniając muzyki poszczególnych zespołów tylko tekst i dziennikarski szacunek dla faktów jestem pod wrażeniem i czekam na kolejne teksty o kieleckich zespołach
Anonim 18-05-2012 o godz. 09:29:47
Ja byłam na koncercie Fire Flower i było świetnie! Fajna muza i dużo pozytywnej energii.
Error connecting to mysql