Kielce v.0.8

Muzyka
LUC & Rahim - Otwieramy ludziom umysły...

 drukuj stron�
Muzyka Rozmowy
Wys�ano dnia 03-03-2009 o godz. 09:43:29 przez rafa 41102

Z duetem LUC i Rahim po koncercie na festiwalu Firmament rozmawiała Olga Adamus, zdjęcia: Łukasz Król.



Na scenie jesteście kosmitami. Czy w życiu zdarza wam się być bakterią homo sapiens?

Rahim: Myślę, że zaliczamy się do tej bandy. Tworząc „Homoxymoronomaturę” staraliśmy się spojrzeć na ludzi obiektywnie, jednak zawsze był tam pryzmat subiektywizmu, bo przecież jesteśmy ludźmi, żyjemy tutaj, przeżywamy wszystko to, co inni. Jest to jakby zbiór naszych obserwacji, więc dziwnie byłoby powiedzieć, że w ogóle się z tym nie identyfikujemy.

L.U.C: Misja była taka, żeby się odciąć, ale nie jesteśmy na tyle doskonali, ażeby potrafić tak, jak roboty odciąć się od człowieczeństwa i opisywać to tylko z punktu widzenia kosmosu. Absolutnie jesteśmy tymi bakteriami. To było dla nas wyzwanie - napisać trochę o samym sobie, ale w świetle całej cywilizacji. Nie chodzi o nasze indywidualne cechy. Chodziło o ogólne cechy ludzkości - to, co nas wszystkich łączy jako gatunek. Jednak staramy się nie być tą bakterią aż tak bardzo. Myślimy w sposób, nie chciałbym powiedzieć - ekologiczny, ale jednak staramy się postrzegać Ziemię przez pryzmat kilku pokoleń, a nie tylko przez czubek swego nosa…



Rahim, można powiedzieć, że tworzyłeś kulturę hip-hopu w Polsce…

R: Współtworzyłem!

Współtworzyłeś… Był wtedy ogromny boom na tę muzykę. Teraz to ucichło. I nagle wy wychodzicie z orkiestrą, z żywą muzyką, ale grając wciąż poniekąd zahaczacie o hip-hop. Rahim, chcesz przez to powrócić do czasów świetności hip-hopu? Chcesz to ożywić, trochę zmienić?

R: Myślę, że cała moja droga polega od początku na tym, że nie idę za trendami. Wszystkie albumy łączy to, że są odmienne od nurtów i trendów panujących w momencie ich nagrywania. „Homoxymoronomatura” jest w rytmach trip-hop – to album wolniejszy, cięższy, mocno klimatyczny. To zasługa Luca. Mnie jednak zależało na tym, by w życiu nagrać taki album i w końcu się udało. Jestem za tym, żeby ludziom otwierać umysły. Widzę, że często u młodych ludzi istnieje takie ukierunkowanie – jak ktoś słucha rocka, to już nie może słuchać rapu. Ja też tak kiedyś na to patrzyłem. A przecież chodzi o to, żeby ludzie potrafili zaczerpnąć trochę z różnych tendencji, umieć coś powiedzieć na każdy temat, a nie iść za głosem tłumów. Bywało, że płyta, którą w danym momencie wydawałem była średnio odbierana, a po 2-3 latach nagle ludzie byli zafascynowani, nagle pojawiała się taka fala uderzeniowa. Z tym albumem było podobnie.

A skąd wziął się pomysł całej płyty?

L: Ja pewne rzeczy ubrałem konceptualnie, ale jednak założenia zbiliśmy wcześniej razem. Może byłem tą osobą, która bardziej to nakręcała, bo mam fazę albumów konceptualnych. Kolejne moje solowe odsłony następują w pewnym cyklu przebudzeń. To był kolejny krok – fragment cyklu. To po części kontynuacja myśli zawartej w „2 pokojach” – utworze, który nagraliśmy wspólnie – o człowieku, jego psychice i umyśle. To był pewien manifest, na którym można zbudować całą filozofię – że człowiek jest w pewien sposób niewolnikiem swojego umysłu, swoich pomysłów, nie do końca się z nim zgadza. To potężny temat. Do dzisiaj mamy dreszcze, kiedy o tym rozmawiamy. To było coś bardzo metafizycznego i nie do końca jeszcze wyeksplorowanego. Poza tym, utwór wywołał bardzo dobrą reakcję, nawet w środowisku hip-hopowym. To był dla nas znak, że nie tylko nas to kręci – dla ludzi to miało wartość. Wtedy stwierdziliśmy, że trzeba jeszcze coś zrobić wspólnie. Album „Homoxymoronomatura” był właśnie kolejnym krokiem – postanowiliśmy, że napiszemy o człowieku coś więcej, że może obejrzymy go z punktu widzenia kosmosu. To była nasza wspólna praca.

Rahim - długo zastanawiałeś się, czy na pewno realizować pomysł tej płyty?

R: W ogóle się nie zastanawiałem – wszedłem w to bez dwóch zdań. To wręcz było coś, na co w życiu czekałem. Są takie rzeczy, które wiesz, że chcesz zrobić i jeśli przychodzi taka szansa, to masz dwa wyjścia: albo ją zmarnować, albo wykorzystać. Ja wziąłem tę drugą opcję. Moim zdaniem słuszną.

Nie bałeś się, że włożysz w to dużo więcej, niż możesz zyskać?

R: Od początku byłem w pełni świadom, że ten album będzie trudny, że nie będzie hitem komercyjnym, że nie sprzeda się w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy. Ale też wierzyłem w jego moc.

A jak wyznaczyliście sobie zadania przy nagraniu?

R: Ja w zasadzie zrobiłem najmniej – napisałem teksty i je zarapowałem.

L: To i tak dużo, jak na czas, w którym to pisaliśmy!

R: W sumie oprócz koncepcji, które razem stworzyliśmy, zajmowałem się swoją warstwą liryczną. Resztę oprawy zrobił Luc – muzykę, aranżację, nagranie.

Właśnie, a co z warstwą liryczną – teksty są dość skomplikowane. Chcieliście tym zachęcić? Nie obawialiście się, że może bardziej zniechęcicie?

R: Generalnie tak piszemy, taki mamy styl – nie zamierzaliśmy się naginać, dlatego żeby zrobić coś łatwiej. Te teksty nie są jakieś wyjątkowo trudne w odbiorze.

L: W moich wersjach mogą być trochę bardziej skomplikowane, ale ja jestem takim człowiekiem, że jak coś sobie wkręcam, to oddaję się temu w pełni. Wchodzę w to totalnie. Kiedy jestem w jakimś projekcie, to czasem mam problem z powrotem do rzeczywistości. Jeżeli chcę nagrać utwór prosty, ordynarny, wręcz dziecięcy - to robię kawałek o ślepym śledziu, gdzie jest, poza paroma zakrętami, nawijka spokojna, prosta. To zrobiłem na swojej nowej płycie. Ta płyta miała brzmieć kosmicznie, dlatego język też miał być odjechany, awangardowy, trochę futurystyczny. Swoją drogą jestem już zmęczony ciągłym słuchaniem piosenek o tym samym – co gorsza zaśpiewanych w prawie identyczny sposób – jakieś zapętlone kseroleserstwo się dziś uprawia..

(W tym momencie niestety Rahim wyszedł, by odpocząć przed kolejnym koncertem.)



Długo myślisz nad słowami, które składasz w teksty, czy konstrukcje same tworzą się w głowie?

L: Bardzo długo siedzę nad tym, bardzo długo. Jestem pracoholikiem i praca to całe moje życie. Zrobienie tego albumu to była naprawdę bardzo duża harówa – zgranie muzyków, nagrania, aranżacje, teksty, rymowanie ich… Bardzo dużo czasu spędziłem przed mikrofonem, żeby to powyginać w ten konkretny sposób. Są ludzie, którzy to docenili, dla których to jest po prostu świetne i absolutnie przełomowe, a są tacy, którzy mówią: „Jakie to popieprzone i skomplikowane!” – i ja to rozumiem, mam świadomość, że tak może być. Taki był cel tej płyty – miała brzmieć kosmicznie i miała być pogmatwana. Dopiero wsłuchując się kilkakrotnie, zaczynasz wyłapywać pewne wartości. Włożyłem bardzo dużo pracy, żeby tak to skomplikować. To pewien szyfr – jego wartość polega na tym, że jest inny niż wszystko i że jest w nim zawartych wiele przesłań, które odkodowujesz po ósmym czy piętnastym odsłuchu.

Jakby spojrzeć skrajnie, to czym ta płyta jest bardziej – sztuką dla sztuki czy dydaktyzmem?

L: Sztuką dla sztuki był w jakimś sensie Kanał Audytywny, ale tak naprawdę i on nie był zwykłym bawieniem się i nie skupiał się jedynie na warstwie artystycznej. Ten projekt też miał bardzo duże przesłanie, był jednak bardziej zaawansowany w warstwie dźwiękowej niż tekstowej.
W sumie każda moja solowa płyta, z wyjątkiem „Haelucenogenoklektyzmu” jest mega dydaktyczna. Chociaż nawet i tam zdarzały się teksty o hiperkonsumpcji, ale zrobiłem to w bardzo abstrakcyjny sposób, chyba zbyt abstrakcyjny jak na nasze dość ksenofobiczne społeczeństwo.
Teraz moja twórczość jest ewidentnie dydaktyczna. Nie to, że chciałbym nauczać i podawać jakieś dewizy, ale czuję, że słowo jest wartością, którą można trochę naprawić świat. Okazuje się, chociaż nigdy tak tego nie postrzegałem, że przychodzą ludzie i cytują moje teksty, są one dla nich ważne i je przeżywają. Myślę, że mam jakiś wpływ na ich życie, więc chciałbym po prostu wpłynąć pozytywnie. Tak też jest z moją nową płytą. Chyba nawet jeszcze bardziej. Jest tyle spraw, o których trzeba mówić i pamiętać, aż wstyd mi czasem za to o czym się śpiewa…

Co w skrócie powiesz o Twojej nowej płycie „Planet L.U.C”?

L: Trudno o tym mówić w skrócie – to tak, jakby powiedzieć w skrócie o planecie Ziemia (śmiech). To jest mikroświat. Pracowałem nad tym jeszcze dłużej niż nad Homoxem, chociaż może w trochę bardziej luźnym klimacie – nie było to tak intensywne. Na cały projekt zeszło mi 2,5 roku. Mogę powiedzieć, że pracowałem nawet dużo dłużej, dlatego, że to, co przekazuję jest efektem 26 lat mojego życia. „Planet L.U.C” jest moją dewizą na dorosłe życie, to jest mój podręcznik filozofii. Chciałem tę filozofię przekazać ludziom, dlatego tutaj również dydaktyzmusnuję. Mówię o sowietmental, czyli o tym, że pozostaje smrodek mentalności sowieckiej, którą nam zaszczepiono podczas PRL-u i wielu innych zniewoleń. Po prostu naród polski jest zniszczony i tego nie ma co się wstydzić i ukrywać – jesteśmy wyniszczeni, a nasza inteligencja w dużej mierze śpi w Katyniu. I głównie to powoduje zakompleksienie, brak szacunku wobec innych, myślenie tylko o sobie, wrogie spojrzenie na społeczeństwo. To jest powszechne u nas na każdym kroku – prowizorka i fuszerka. I to jest jedna z rzeczy, którą ta płyta chce zmieniać i naprawiać – ten mental. Polacy jako wartościowy naród, obudźmy się, myślmy o sobie, uśmiechajmy się do siebie i szanujmy się! A z drugiej strony, jeśli się nie uda, to trzeba wykształcić na to jakąś filozofię, bo mogę nie pokonać tego wszystkiego, co jest wokół. „Planet L.U.C” mówi właśnie o tej filozofii. O filozofii dystansu do pewnych spraw. No i energocyrkulacja - nawet jeżeli ty do mnie wysyłasz jakąś złą energię, to ja, chociaż nie jestem idealny i popełniam wiele błędów, spróbuję to przetworzyć i wysłać dobro. Energia cyrkuluje, to, co się wysyła innym, w jakiś sposób wraca.

No i te wyczekiwane cztery dziedziny sztuki…

L: Tak. Płyta ta jako pierwsza łączy muzykę, film, słowo i grafikę, o które tak walczyłem od 4 lat. Dlatego też to jest mój swoisty całokształt. Po bardzo wielu wysiłkach udało się wydać płytę, czego żaden wydawca by się nie podjął, bo to się po prostu nie opłaca. Dlatego zrobiłem to sam i mam nadzieję, że będzie dobrze. Zrobiłem to też dlatego, żeby pokazywać, że w życiu nie jest najważniejszy największy, maksymalny zysk, tylko jakieś idee. I to jest właśnie płyta-idea. Tutaj ze względu na koszty produkcyjne zarobek będzie dużo mniejszy, ale za to powstało coś, o czym marzyłem i co zrobiłem na przekór wytwórniom i rynkowi. I okazuje się – co jest docenione.

Ale co nie znaczy, że po wyrażeniu wszystkiego, co wyrazić chciałeś skończysz karierę?

L: Nie wiadomo, nie chcę rzucać pustych haseł. Myślę, że jestem ambitny na maksa, mam swoje rozdmuchane marzenia i mam często takie myśli, że nie chce mi się już robić muzyki. Muzyka jest moją wielką pasją i marzeniem, ale to, czym cały świat się odwdzięcza nie jest sprawiedliwe. Chociaż kiedy widzę uśmiechnięte twarze – jest super. Poza tym w pewnym momencie człowiek też chce sobie pewne rzeczy poukładać, tak jak jest na tej płycie powiedziane: „Sztuka dla sztuki dopóki jak jad 26 lat cię nie dopadnie. Alternatywa to nie tort fajnie poniekąd póki na kolana nie siada kredytu fetor”. I dlatego nie wiem, czy to nie jest ostatnia płyta. Szczerze mówiąc, miałem takie myśli, dlatego zrobiłem ją tak potężną, tak dużą. Życie jest niespodzianką, może jutro stwierdzę – koniec, i zacznę po prostu składać piloty do telewizorów na jakiejś farmie pracy w Anglii. Na dziś jest świetnie – w końcu trochę ludzi doceniło ten album, więc może uda się przy tym pozostać. Bardzo bym chciał grać muzykę, dawać koncerty i dobrze, godnie się z tego utrzymywać, bo to jest największe szczęście dla artysty. Jestem jednak świadomy, że może tego szczęścia nie uzyskam. Ta płyta byłaby też o tym.

Oby tak się nie stało. Dziękujemy za rozmowę.

L: My dziękujemy za świetny festiwal!


Rozmawiała Olga Adamus, zdjęcia: Łukasz Król.


Komentarze

Komentowanie niedozwolone dla anonimowego u�ytkownika, prosze sie zarejestrowa�

Anonim 26-03-2011 o godz. 20:06:51
RAHIM TO NIEZŁY BUNTOWNIK
Error connecting to mysql