Kino Recenzje
Wys�ano dnia 27-07-2005 o godz. 08:00:00 przez pala2 267
Wys�ano dnia 27-07-2005 o godz. 08:00:00 przez pala2 267
![]() | W Los Angeles źle się dzieje - między ludźmi rozchodzą się negatywne wibracje: gniew, irytacja, egoizm i strach. W scenie otwierającej film czarny gliniarz Graham (Don Cheadle) mówi do swojej latynoskiej kochanki (Jennifer Esposito), że wszyscy tak naprawdę czekamy na kraksę, która nas obudzi i wyrwie z objęć znieczulicy. |
Trochę to patetyczne, dlatego cynikom radzę trzymać się z dala od kina (im i tak już nic nie pomoże), bowiem w takim tonie utrzymane jest całe Miasto gniewu. Jego mieszkańcy to postaci jakby wyjęte z dramatów Tennessee Williamsa, staczający się po równi pochyłej wprost na dno ożywczej traumy.
Burżuazyjna pani domu (Sandra Bullock), która choć ma zmywarkę i meksykańską służącą do wyjmowania naczyń, i tak codziennie budzi się wkurzona. Prokurator okręgowy (Brendan Fraser) martwi się jedynie o swój medialny wizerunek. Wzorowy gliniarz-rasista (Matt Dillon) ma poprawnego politycznie partnera, który chętnie zabierze czarnoskórego autostopowicza w środku nocy, po to by mu strzelić w brzuch. Dwóch czarnych rabusiów skarży się na zły image afroamerkańskiej społeczności, żeby zaraz potem przystawić komuś lufę do skroni i odjechać jego jeepem w siną dal. Latynoski ślusarz i perski właściciel rodzinnego biznesu, cała zgraja chińskiej "drobnicy" i kolorowych raperów ze spluwami - wszyscy oni zdrowo się nienawidzą.
Egzystują tuż obok siebie, wzięci w nawias systemu socjalnej pomocy mniejszościom. Skazani na bytowanie we wspólnej przestrzeni miasta, które jest tyglem obcości, nawet dla samych Amerykanów. Od rana do wieczora wszystkie rasy kipią irytacją i zwalają na siebie wzajemnie winę za wszelką niepomyślność. Ba, cała ta chryja idzie znacznie dalej. Murzyni nienawidzą Murzynów, a Portorykańczycy Meksykanów, choć jedni drugich nie są w stanie odróżnić. Wspólnoty narodowe to mit z barbarzyńskiej przeszłości, małe ojczyzny to wymysł akademickich teoretyków, współczesne społeczeństwo jest bowiem zatomizowane i zantagonizowane jak ludność wojennego Sarajewa.
Najmniejsza i zarazem najtrwalsza komórka społeczna to rodzina, która zresztą też bywa dysfunkcjonalna. Co robić? Strzelać, płakać, powiesić się? Wszystkie te opcje w różnych momentach fabuły wydają się mieć swoją rację bytu. Bo dopóki Miasto gniewu buzuje od złych emocji, dopóty wydaje się majstersztykiem kina społecznego. Swoją konstrukcją przypomina genialną Magnolię z jej mozaikową narracją i zbiorowym bohaterem.
Ponieważ jednak ostatecznie Miasto jest filmem z tezą, fabuła od połowy nieuchronnie zmierza do uogólnień i niebezpiecznie wyrazistych konkluzji. Są tu sekwencje, podczas których zmanipulowany widz zacznie się modlić o hollywoodzki finał jakiejś tragicznej przepychanki, a umiarkowany choćby humanista będzie obgryzał paznokcie, albo obcierał łzy wzruszenia. Ale mimo że to kino nachalne i operujące demagogicznymi wnioskami, wciąż bardzo mocne i ogromnie charyzmatyczne. Należy docenić odwagę twórców, których filmowi nie po drodze z popcornową rozrywką. No i z takim zagęszczeniem dobrego aktorstwa na metr taśmy filmowej bywalec multipleksów nie często się spotyka. Zdecydowanie warto się zatem wraz z Paulem Haggisem pomartwić o przyszłość ludzkich zbiorowisk. Zwłaszcza, że większości z nas wciąż daleko do oświecenia.
Miasto gniewu
reż. Paul Haggis
wyk. Sandra Bullock, Thandie Newton, Don Cheadle, Brendan Fraser, Matt Dillon
prod. USA 2004
Burżuazyjna pani domu (Sandra Bullock), która choć ma zmywarkę i meksykańską służącą do wyjmowania naczyń, i tak codziennie budzi się wkurzona. Prokurator okręgowy (Brendan Fraser) martwi się jedynie o swój medialny wizerunek. Wzorowy gliniarz-rasista (Matt Dillon) ma poprawnego politycznie partnera, który chętnie zabierze czarnoskórego autostopowicza w środku nocy, po to by mu strzelić w brzuch. Dwóch czarnych rabusiów skarży się na zły image afroamerkańskiej społeczności, żeby zaraz potem przystawić komuś lufę do skroni i odjechać jego jeepem w siną dal. Latynoski ślusarz i perski właściciel rodzinnego biznesu, cała zgraja chińskiej "drobnicy" i kolorowych raperów ze spluwami - wszyscy oni zdrowo się nienawidzą.
Egzystują tuż obok siebie, wzięci w nawias systemu socjalnej pomocy mniejszościom. Skazani na bytowanie we wspólnej przestrzeni miasta, które jest tyglem obcości, nawet dla samych Amerykanów. Od rana do wieczora wszystkie rasy kipią irytacją i zwalają na siebie wzajemnie winę za wszelką niepomyślność. Ba, cała ta chryja idzie znacznie dalej. Murzyni nienawidzą Murzynów, a Portorykańczycy Meksykanów, choć jedni drugich nie są w stanie odróżnić. Wspólnoty narodowe to mit z barbarzyńskiej przeszłości, małe ojczyzny to wymysł akademickich teoretyków, współczesne społeczeństwo jest bowiem zatomizowane i zantagonizowane jak ludność wojennego Sarajewa.
Najmniejsza i zarazem najtrwalsza komórka społeczna to rodzina, która zresztą też bywa dysfunkcjonalna. Co robić? Strzelać, płakać, powiesić się? Wszystkie te opcje w różnych momentach fabuły wydają się mieć swoją rację bytu. Bo dopóki Miasto gniewu buzuje od złych emocji, dopóty wydaje się majstersztykiem kina społecznego. Swoją konstrukcją przypomina genialną Magnolię z jej mozaikową narracją i zbiorowym bohaterem.
Ponieważ jednak ostatecznie Miasto jest filmem z tezą, fabuła od połowy nieuchronnie zmierza do uogólnień i niebezpiecznie wyrazistych konkluzji. Są tu sekwencje, podczas których zmanipulowany widz zacznie się modlić o hollywoodzki finał jakiejś tragicznej przepychanki, a umiarkowany choćby humanista będzie obgryzał paznokcie, albo obcierał łzy wzruszenia. Ale mimo że to kino nachalne i operujące demagogicznymi wnioskami, wciąż bardzo mocne i ogromnie charyzmatyczne. Należy docenić odwagę twórców, których filmowi nie po drodze z popcornową rozrywką. No i z takim zagęszczeniem dobrego aktorstwa na metr taśmy filmowej bywalec multipleksów nie często się spotyka. Zdecydowanie warto się zatem wraz z Paulem Haggisem pomartwić o przyszłość ludzkich zbiorowisk. Zwłaszcza, że większości z nas wciąż daleko do oświecenia.
Miasto gniewu
reż. Paul Haggis
wyk. Sandra Bullock, Thandie Newton, Don Cheadle, Brendan Fraser, Matt Dillon
prod. USA 2004
Wojciech Zembaty / o2.pl
Warning: Missing argument 1 for OpenTable(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/article.php on line 228 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/themes/Wici/theme.php on line 267
Warning: Missing argument 2 for OpenTable(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/article.php on line 228 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/themes/Wici/theme.php on line 267
Warning: Missing argument 1 for OpenTable(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/article.php on line 246 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/themes/Wici/theme.php on line 267
Warning: Missing argument 2 for OpenTable(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/article.php on line 246 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/themes/Wici/theme.php on line 267
Warning: Missing argument 7 for DisplayTopic(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/comments.php on line 91 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/comments.php on line 477
Warning: Missing argument 8 for DisplayTopic(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/comments.php on line 91 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/comments.php on line 477
Warning: Missing argument 2 for OpenTable(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/comments.php on line 503 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/themes/Wici/theme.php on line 267
Komentarze |