Kielce v.0.8

Cywilizacja
Michał Pauli - Zmartwychwstanie

 drukuj stron�
Cywilizacja Rozmowy Michał Pauli, Tajlandia,Kielce Literatura Sztuki plastyczne
Wys�ano dnia 20-01-2011 o godz. 23:19:27 przez rafa 33255

Azjatyckie więzienia mają opinię najcięższych na świecie. Samo trafienie tam jest wystarczającym wyrokiem. A co jeśli dodatkowo ciąży na człowieku wyrok dożywocia? Albo dwunastokrotny wyrok kary śmierci?. Przekonał się o tym pochodzący z Kielc artysta i podróżnik, były student łódzkiej ASP Michał Pauli. Do 2004 roku zajmował się ceramiką artystyczną, jednak różne koleje losu sprawiły, że znalazł się w Tajlandii. Tam zaczął się koszmar. Spędził niemal sześć lat w trzech ciężkich aresztach, w tym w słynnym Bang Kwang. O tym, dlaczego się tam znalazł, jak wyglądało jego życie więzienne, w jaki sposób walczył o przetrwanie, opowiada w swojej książce "12 x śmierć. Opowieść z Krainy Uśmiechów". Nam zdradza nieco szczegółów zza tajskich krat oraz opowiada, jak zmieniła go sześcioletnia droga przez piekło. Z Michałem Pauli rozmawia Jakub Wątor.



- Pamiętasz pierwszy moment, w którym pojawiła się w Tobie jakakolwiek nadzieja?
Być może nadzieja matką głupich, ale zawsze wierzyłem, że coś da się z tym zrobić. Nigdy nie dopuściłem do siebie myśli, że to już koniec. Nadzieja często gaszona była rzeczywistością i informacjami, które uzyskiwałem od przyjaciół obcokrajowców, którzy dłużej już przebywali w tamtejszych więzieniach. Te rozmowy zwykle nie polepszały mojego samopoczucia. Z drugiej strony cały czas miałem w sobie upór, chęć i dążyłem do tego, by coś zmienić.

- Nie miałeś myśli, by po prostu ze sobą skończyć?
Takie myśli towarzyszyły mi właściwie codziennie w tej monotonii i męczarni. Ale im jest trudniej, im dana sytuacja jest cięższa, tym bardziej człowiek ma chęć przełamania jej, nie poddania się. To był chyba główny powód, dzięki któremu się tam utrzymałem.

- Inni współwięźniowie też mieli takie podejście?
Oczywiście widziałem wielu ludzi, którzy popełniali samobójstwa. Jeśli chodzi o samych Azjatów, w większości Tajów, to lepiej dawali sobie radę i akceptowali tę rzeczywistość. Z obcokrajowcami było gorzej. Warunki tam panujące, choćby tłok, są dla Azjatów czymś naturalnym. Często mieszkają w domach tak, jak ja w celi, gdzie na przestrzeni 5x15m było 20 osób.

- Ale w podziale na białych i resztę nie chodziło chyba tylko o łatwość przystosowania się do pogody i tłoku?
Jako białemu było mi łatwiej przeżyć w więziennych kastach. Tajowie mają duży respekt do białych, bo kojarzą ich z pieniędzmi. Natomiast podział związany był bardziej z pochodzeniem, a nie z kolorem skóry. Inaczej traktowano po prostu obcokrajowców. Nie byliśmy zmuszani do pracy dzięki naszej solidarności i temu, że nie poddawaliśmy się próbom indoktrynacji. Ponadto władze więzienia bały się ambasad. Jeżeli jedna osoba próbuje przeciwstawić się pewnym narzuconym formom, to kończy się karcerem i restrykcjami. Ale gdy sprzeciwia się kilkadziesiąt osób, to trudniej władzom to spacyfikować, bo po pierwsze nie ma tyle miejsca w karcerach, a po drugie zawsze któraś z ambasad może zaingerować. A tego ostatniego nikt z władz więzienia nie chciał.

- Mieliście jako obcokrajowcy jeszcze jakieś przywileje? Czy w takich warunkach można w ogóle mówić, że ktoś miał dużo lepiej, a ktoś dużo gorzej?
To zależało od wielu czynników, również od konkretnego więzienia. Nie mieliśmy żadnych specjalnych przywilejów. Przywileje wiązały się przede wszystkim z pieniędzmi. To była tam najwyższa wartość

- A Ty jakiego kodeksu się tam trzymałeś?
Istniały pewne zasady, które funkcjonują w każdym tego typu miejscu. Mój kodeks moralny odnosił się do wielu kwestii. Starałem się przede wszystkim jakoś przetrwać tę sytuację, ale przy okazji nie czynić zbyt wiele złego innym. Czasem to się nie udawało. Podstawą mojego kodeksu był też brak donoszenia na innych, co niestety inaczej wyglądało u Tajów. Jest to nacja bardzo ciekawa i sympatyczna, ale mają tę wadę – nasilającą się zwłaszcza w takim miejscu, jak więzienie – że system donosicielstwa jest rozwinięty w sposób szeroki i genialny. Właściwie ciężko jest nie ruszyć się z miejsca na miejsce, by nie obserwowały cię setki oczu. Połowa z tych oczu donosiła do strażników. W związku z tym trudno było o zrobienie czegokolwiek pod prąd.



- Nie pomyślałeś zatem, że cel uświęca środki i można zatracić sumienie?
Zdarzyło mi się tak kilka razy. Musiałem zrobić pewne rzeczy, mimo że nie byłem z nich dumny ani zachwycony. Musiałem się stosować do praw, które tam panują. A były to zasady rodem z dżungli. Albo przetrwasz, albo cię zjedzą.

- Modliłeś się?
Modliłem się w specyficzny sposób. Od pewnego momentu pobytu w więzieniu podjąłem próbę wizualizacji sytuacji, w której udaje mi się stamtąd wydostać. Wyobrażałem sobie, że wsiadam do powrotnego samolotu do Polski. Miałem sporo lęków potęgowanych kolejnymi wyrokami. Bałem się, że to już koniec; że ten świat jest moim światem i nic więcej mnie nie czeka. Jedyną formą przeciwstawiania się tej rzeczywistości były marzenia o powrocie i próby pisania listów do przyjaciół, ambasady, do polityków. Dzięki tym listom i pracy nad swoją podświadomością udało się wreszcie uzyskać pozytywny efekt.

- Możesz porównać tajskie więzienia z tym, co opisują autorzy literatury obozowej?
Dużo trudniej jest przeżyć w temperaturach minusowych. Natomiast w Tajlandii słupek rtęci zaczynał się od 35 stopni w górę, więc trzeba było walczyć z upałem, dusznością, ciągłym poceniem się i lepkością ciała, z syfem, bakteriami. Głównym problemem był brud. Gdy przychodziła pora deszczowa znajdujące się dokoła muru kanały ściekowe przybierały na poziomie i wszystko z nich wypływało. Brodziło się w dziesięciocentymetrowej kałuży, która była fekaliami. Widziałem mnóstwo ludzi, zwłaszcza białych, którzy dostali zakażeń, które często kończyły się amputacją. Ja na szczęście nie mam żadnych problemów ze skórą. Natomiast zdarzyło mi się wiele robactw, choćby muchy składające jaja pod moją skórą. Ale jest to nieunikniony element życia w tropikach. Wszystkie rodzaje ubezwłasnowolnienia mają ze sobą wspólny mianownik. Oczywiście Syberia a Bangkok to dwa różne klimaty, kultury i narodowości ludzi tam przebywających. W obozach kwestie żywieniowe były podstawowym problemem. W Tajlandii było bardzo źle pod tym względem, ale ludzie nie umierali z głodu. Umierali z powodu różnych chorób.

- Herling-Grudziński w „Innym świecie” oddziela zasady świata cywilizowanego od obozowego. Ty potrafisz usprawiedliwić współwięźniów i siebie za zło tam panujące, czy jednak okoliczności nie powinny wpływać na ocenę zachowania?
Krytycznie postrzegam sytuacje oparte na prawie silniejszego. Ale działało ono w obie strony. Osoba silniejsza zabierała coś słabszej, ale ta słabsza też nie miała innej możliwości, jak zabrać coś jeszcze słabszej osobie. W pewnym momencie chyba na tyle się przyzwyczaiłem do metody siły i korupcji, że uważałem to za normalne. Również kradzieże były rzeczą normalną. Istniały gangi. Była taka specyficzna grupa ludzi, których Tajowie nazywali Samurajami. Byli to głównie młodzi chłopcy, zwykle totalnie wytatuowani, włącznie z twarzą. Dzieciaki, które na dzień dobry, mając 18 lat, dostały karę dożywocia. Na niczym im już nie zależało. Nie znali nic poza tym światem i zwykle zajmowali się wykonywaniem różnego rodzaju wyroków, począwszy od pchnięcia kogoś nożem po zabójstwa. Często wiązało się to też z narkotykami, hazardem, długami.

- Nie dało tam się przeżyć samemu? Trzeba było należeć do jakiejś grupy, kasty, gangu?
Trzeba było należeć do jakiegoś obozu. Wśród Tajów było wiele rodzajów gangów, mniejszych bądź większych. Jeśli chodzi o obcokrajowców, wyglądało to trochę inaczej. Część z nas trzymała się razem. Gdy ktoś był odsunięty, trzymał się na boku, to było mu ciężko – zwłaszcza, gdy nie miał pieniędzy. Trzeba było na siebie bardzo uważać. Mnie udawało się prześlizgnąć przez różne sytuacje właśnie dzięki przynależności do grupy obcokrajowców. Ale bez tej ochrony różnie mogło się to dla mnie skończyć.

- Jak zmienił się twój system wartości po wyjściu z więzienia? Co jest na pierwszym miejscu?
Powiem jedno: wolność wyboru. Do takiego wniosku dochodzi się, kiedy na lata zamykają cię w klatce, w której jesteś z kimś, z kim nie chcesz być; w miejscu, którego sam nie wybrałeś. Wtedy męczy cię wszystko. Brak kontaktu z rodziną, przyjaciółmi. Czynniki fizyczne: upał, męczące, ostre światło ze świetlówek w celach. Powoduje to paranoje, klaustrofobię, obłędy. Nagle system wartości zmienia się diametralnie. W pierwszych dniach po powrocie największą radość sprawiała mi możliwość pójścia w kierunku, który sam sobie wybrałem.

Po ponad roku od wyjścia trochę wszystko mi się przewartościowało. Wracam do podstawowych spraw: trzeba się jakoś ubrać, zarobić na utrzymanie. O to nie musiałem się w więzieniu martwić. Miałem zapewniony pewnego rodzaju dach nad głową. Wróciłem do rzeczywistości, w której trzeba walczyć. Bo w więzieniu człowiek jest w jakimś sensie warzywem. Jest to innego rodzaju szkoła przetrwania, ale w dużej mierze jest się jednak warzywem. Socjolodzy uważają, że po 10 latach przebywania w ośrodkach zamkniętych ludzie nie są w stanie wrócić do rzeczywistości. Kojarzy mi się to z „Powrotem z gwiazd” Lema, gdzie opisywał on sytuacje powrotu do rzeczywistości.



- Przychodzi do ciebie kumpel i marudzi, że rzuciła go dziewczyna lub stracił pracę. Myślisz sobie: człowieku, co to jest, wiesz, co ja przeżyłem?
Boję się tak ludziom mówić, bo zaraz bym słyszał w odpowiedzi: a, no tak, ja to nie przeżyłem 6 lat w tajskim więzieniu. Coś jednak w tym jest. Często sobie tak myślę. Jest mi żal wielu z moich kolegów, którzy popadli silnie w narkotyki lub alkohol. Zwłaszcza to drugie jest przekleństwem naszych czasów. Ja przez tyle lat próbowałem coś zrobić, ale nie mogłem, bo powstrzymywały mnie mury, kraty, zasieki. A na wolności widzę ludzi, którzy mimo potencjału, niszczą go na własne życzenie. Stają się maruderami. Patrzę na to z perspektywy człowieka, któremu zabrano cały świat. Mimo wszystko dążyłem do tego, by się przebić. A tu jakiś drobny problem czy alkohol rozwala ludzi na łopatki. I mimo że nie mają barier takich, jak ja w więzieniu, to sami sobie je tworzą w psychice.

- A czego boi się człowiek, który wychodzi z więzienia po sześciu latach ze świadomością, że miał tam umrzeć? A może obrosłeś już w żelazny pancerz?
Mam lęki, jest ich sporo i dotyczą egzystencji w społeczeństwie. Przez te sześć lat straciłem wszystko, włącznie z mieszkaniem i dużą częścią zdrowia. Zawsze zostaje lęk o jutro. Publikuję książkę o historii, która jest dość kontrowersyjna ze względu na moją rolę. Jestem traktowany jak dealer narkotyków. Te emocje wywołują sporo lęków.

- W kontekście tego, co się dzieje obecnie z tobą – wywiady, książka, dużo zajęć, możesz nazwać ten pobyt w więzieniu jako pewnego rodzaju dar?
Ciężko być wdzięcznym za tego typu tragedię życiową. Wiele straciłem przez ten czas, choćby lata dojrzewania mojej córki. Z drugiej strony rzeczywiście skończyło się to happy endem i są to przeżycia dające mi doświadczenie i mądrość funkcjonowania w tym świecie. W takim sensie jest to dar.

- Jak możesz podsumować ostatnie siedem lat swojego życia?
Droga przez piekło, która skończyła się cudem. Teraz już wiem, że cuda się zdarzają. Jeżeli naprawdę się chce, to z nawet najgorszą sytuacją można sobie poradzić. ------ Premiera książki "12 x śmierć. Opowieść z Krainy Uśmiechów" odbędzie się 26. stycznia. Twórczość artysty można podziwiać na jego oficjalnej stronie internetowej:


Rozmawiał: Jakub Wątor
Zdjęcia: Łukasz Król
www.michalpauli.pl


Komentarze

Komentowanie niedozwolone dla anonimowego u�ytkownika, prosze sie zarejestrowa�

Anonim 30-01-2011 o godz. 09:21:46
Ciekawe liczenie 6 lat więzienia i listy o ułaskawienie podpisane przez 3 prezydentow- kurcze jak oni to machnęli skoro prezydentura samego Kwaśniewskiego trwała 10 lat!?!?!?Jakieś dziwne to poczucie czasu
Anonim 30-01-2011 o godz. 13:01:50
A moze przypomnijmy za co Pauli spedzil te lata w wiezieniu? Niekoniecznie za przekonania, poglady, narodowosc jak w "Innym swiecie" ale za handel narkotykami. Troche cynicznie to brzmi: "Jest mi żal wielu z moich kolegów, którzy popadli silnie w narkotyki..."
Anonim 30-01-2011 o godz. 13:51:52
Nie wiem jakie są toje intencje "Przypominaczu", niemniej w wywiadzie mowa jest o faktach, które miały miejsce
Anonim 07-02-2011 o godz. 12:13:04
Ciekawy wywiad. Lepszy niż ten z Onet.pl :-)
Anonim 07-02-2011 o godz. 14:50:52
Bardzo współczuję temu człowiekowi straconych lat! To była droga zapłata za "przysługę przyjaciółce". Niestety wielu ludzi popełnia głupie błędy nie myśląc o konsekwencjach. Całe szczęście nie wszyscy dostają taką lekcję, choć wielu z innych pewnie dopiero takie przeżycie mogłoby otworzyć oczy;-(
Anonim 07-02-2011 o godz. 15:17:14
Podobna historia. Jednak nie za narkotyki tylko za wypadek... http://www.dziennikwschodni.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100403/MAGAZYN/942144363
Anonim 08-02-2011 o godz. 16:08:36
Witam Ja , przeczytalam Twoja ksiazke w ciagu jedmego dnia ( tak mnie wciagnela ) powiem szczerze , ze to co przeszedles , jest wielkim koszmarem ,wrecz gotowym scenariuszema na film ....
Anonim 19-02-2011 o godz. 14:49:59
żtgac sie chce juz tym habdlarzem
Anonim 22-02-2011 o godz. 10:19:11
bardzo prosto byly prezydent Wałęsa pod koniec kadencji kwasniewskiego i potem lech kaczyński :)
Anonim 22-02-2011 o godz. 10:23:52
I do cholery przestańcie Go gnoić i wyzywać. Popełnił błąd zapłacił za niego wystarczającą cenę. każdy zasługuje na drugą szansę. Michał 3maj się ciepło i nie daj się tym gnidom, nie zasługują oni na miano ludzi.
Anonim 15-03-2011 o godz. 11:23:57
od zera do bohatera
Anonim 16-03-2011 o godz. 05:21:53
Beznadzieja i dno
Anonim 17-03-2011 o godz. 20:34:51
błąd - duży błąd, zbyt duży na takie piekło. Szczęscie, że jakos sie to skończyło, ale tej części życia juz nikt i nic nie wróci. Szkoda lat, szkoda młodości. Teraz tylko żyć i pamiętać o tym co było, aby nigdy nikt nie popełnił takiego błędu.
Anonim 17-03-2011 o godz. 20:38:34
swołocz
Anonim 17-03-2011 o godz. 20:39:24
Ciekawe komentarze, zarowno ze strony przeciwnikow jak i ze strony zwolennikow. Staram byc postronny, nie znam faceta na tyle zeby cos zlego pisac. Ale, czy calej tej sytuacji nie spowodowala zadza pieniadza ? Wydaje mi sie ze tak !! Dlatego tez, za bledy trzeba placic no i powiniwn ten gsciu wiedziec, ze tak sie postepuje z ludzmi ktozy rozprowadzaje narkotyki. Tak jestes "dielerem". Dlatego takie osoby powinna spotykac bordo surowa kara. Musisz mowic o szczesiu, ze tylko spedziles 6 lat w tajskim wiezieniu i ze nie musist byc tam 30 lat !! A zreszta jak to sie mowi, kazdy jest kowalem swjego losu.
Anonim 17-03-2011 o godz. 21:01:33
Takich jak wy powinno się powystrzelać !!!!!
Anonim 17-03-2011 o godz. 21:16:11
takie więzienia powinny byc w polsce a nie gazetka, przepisowe metry i "pokoik widzen" i to za piniądze tych co mają 900zł pesji
Anonim 24-10-2011 o godz. 10:13:22
Rozmawialem z tym Panem - bardzo mily czlowiek !!!
Error connecting to mysql