Cywilizacja Recenzje
Wys�ano dnia 16-06-2005 o godz. 08:00:00 przez pala1 324
Wys�ano dnia 16-06-2005 o godz. 08:00:00 przez pala1 324
![]() | Sobotni wieczór był upojny - upajałam się winem i świadomością, że duch w narodzie nie zginął - wygrali nasi. Nareszcie. Wróciła mi wiara w rodaków. |
Powodem mojej euforii jest osławiona Parada Równości, która odbyła się mimo zakazów Lecha Kaczyńskiego i nieukrywanej wściekłości bojówek Młodzieży Wszechpolskiej. W Paradzie wzięli udział ludzie, którzy normalnie by tego nie zrobili. Wicemarszałek Sejmu Tomasz Nałęcz (SdPl) powiedział, że choć jest hetero, to dla prezydenta Kaczyńskiego i dla wszystkich osób nietolerancyjnych w Warszawie będzie gejem. Dodał, że wszyscy powinni być gejami.
Więc zebrało się dwa i pół tysiąca gejów i lesbijek, prawdziwych lub nie, i przeszło się ulicami stolicy, śpiewając wesoło "Kaczuchy". Niektórzy nieśli też transparenty z napisem: "Jeden naród, dwa kaczory", "Kaczyzm", "Kaczki na wieś, lesbijki na Wiejską".
Co więcej, w Paradzie wzięli też udział politycy z pierwszych stron gazet: Izabela Jaruga-Nowacka i wicemarszałek Senatu Kazimierz Kutz, a Marek Borowski (SDPL) tak napisał w swoim oświadczeniu dla PAP: "Dziś na ulicach Warszawy mieliśmy przedsmak IV RP braci Kaczyńskich. Polski buntu i nienawiści do wszystkiego, co inne. Polskich ostrych konfliktów i konfrontacji społecznych. Pełną odpowiedzialność za dzisiejsze wydarzenia ponosi Lech Kaczyński, którego ideologiczna i konfrontacyjna postawa stała się pożywką dla agresji". Znaczy się, że i w polityce coś drgnęło - część polityków wreszcie jasno i wyraźnie wypowiedziała się w kwestii tak u nas drażliwej, jak homoseksualizm. Może to koniec udawania, że w naszym kraju wszystko jest w porządku?
A może to tylko kiełbasa wyborcza?
Nawet jeśli, to bardzo smaczna i potrzebna.
Kiedy oglądałam w telewizji wiadomości na temat Parady, uderzyła mnie olbrzymia fizyczna różnica między jej zwolennikami a przeciwnikami. Kolorowy, tęczowy tłum roześmianych ludzi szedł naprzeciw zwolenników ładu i tradycji: ci byli ubrani w ciemne, "urzędowe" kolory, mieli zaciśnięte usta, pięści, i jak pietruszka z wiersza Jana Brzechwy, byli bladzi (...lecz pietruszka, z tą jest gorzej - blada, chuda, spać nie może...).
Jakoś niezdrowo wyglądali. Jak w bajce, prawda? W bajkach jest przecież zawsze tak, że księżniczka, krasnoludki i wszystkie inne Koszałki-Opałki mają ładne, kolorowe ubranka, a źli czarownicy noszą czarne, szare bądź brązowe suknie - już na pierwszy rzut oka wiadomo, kto jest dobry, a kto zły.
Wygrali ci, co widać było od razu, że są dobrzy: zwolennicy tolerancji, demokracji, równości, godności, zdrowego rozsądku i jednocześnie przeciwnicy jednoosobowych rządów twardej ręki.
I twardej głowy.
Jeden zero dla nas.
Być może to wszystko nie wzbudzałoby we mnie takich emocji, gdybym nie była właśnie w trakcie pewnej zdumiewającej lektury. Bo od kilku dni mam w domu prawdziwy skarb. Skarb ma prawie pięćdziesiąt lat, pożółkłe, zetlałe kartki i nosi tytuł: "W polu i zagrodzie". Książka jest pracą zbiorową, powstałą pod redakcją magistra Tadeusza Ilczaka. To jej trzecie wydanie. Nie wiem niestety, kiedy do rąk czytelników trafiło pierwsze. A szkoda.
Już wyjaśniam, dlaczego lektura sprawia, że oczy wychodzą mi z orbit. W roku 1956, czyli wcale nie tak dawno, nasze kochane społeczeństwo polskie przypominało raczej prymitywne plemię z Papui-Nowej Gwinei, niż lud europejski z tradycjami. Autorzy wyjaśniają, jak często należy się myć, że trzeba dbać o zęby, że bicie kobiety nie może być podstawą dobrego małżeństwa... Nie mogę się oprzeć i zacytuję kilka co lepszych kawałków. Posłuchajcie.
Fragment rozdziału "Kobieta w rodzinie":
"Kiedy czytasz te słowa, być może jest już wieczór. Dzieci śpią, mąż ma w domu jeszcze jakąś robotę. Ot, jak co dzień, zwyczajnie. Nawet się nad tym nie zastanawiasz. Ale popatrz przez chwilę na śpiące dzieci, na mieszkanie, w którym siedzisz i z którym się zżyłaś. To jest Twój dom, Twoja rodzina. (...) Twoje życie rodzinne jest dla naszego kraju sprawą bardzo ważną. Jesteś ważna Ty sama, jako żona i jako matka, i jako gospodyni. Sama wiesz najlepiej, jak wiele zależy od pracy gospodyni w domu. Wiadomo przecież, że przy dobrej gospodyni i cały inwentarz chowa się lepiej i gospodarka w polu lepiej idzie. Dobrą gospodynię łatwo poznać - po porządku w obejściu, po czystości w mieszkaniu, po tym, że dzieci są czyste, nakarmione, dobrze się uczą. Cały dom ma gospodyni na głowie".
W latach pięćdziesiątych stosunek ludzi mieszkających na wsi wieś do tych ludności miejskiej miasta był całkiem inny niż dziś - znakomita większość rodaków żyła na wsi. Zatem te słowa były skierowane do większości kobiet polskich. Doceniono je, ale tylko jako żony, matki i gospodynie. Wartość kobiety wynosiła tyle, ile ona sama włożyła w budowanie przyszłości kraju.
Książka ma ponad sześćset stron, z czego pięćset pięćdziesiąt poświęcono właściwej gospodarce paszowej, pielęgnacji i żywieniu bydła, chowowi trzody chlewnej, drobiu, owiec, kóz i królików, zakładaniu pasieki, hodowli jedwabników, uprawie roślin w przydomowym ogródku, doraźnej pomocy w nagłych przypadkach, żywieniu rodziny, zdrowiu matki i dziecka, przechowywaniu produktów spożywczych, szyciu, robotom na drutach, porządku w domu, dbaniu o wygląd i poradom, jak zachowywać się kulturalnie w każdej sytuacji.
Uff, minęło pięćdziesiąt lat. Państwo nie wypuszcza na rynek podręczników, w których poucza mnie, jak mam żyć i myśleć, w co wierzyć i jak zachowywać się w stosunku do sąsiadów... zaraz zaraz, czy aby na pewno? Analogie z tym, co wyprawia pan Kaczyński nasuwają się same. Przekaz, jaki niosą społeczeństwu jego decyzje niczym nie różni się od przytoczonej powyżej soczystej, socjalistycznej demagogii. Dobrego obywatela można dziś poznać po lśniącym samochodzie, po czystości myśli, po tym, że dzieci ma czyste, nakarmione. Ty, obywatelu, jesteś ważny dla Prezydenta Warszawy jako podmiot płacący podatki, jako wykonawca różnych przepisów prawnych i jako trybik w machinie zwanej państwem. Poza tym Twoje życie, obywatelu, jest dla naszego kraju sprawą nieważną. Jeśli masz jakieś kłopoty, to ukryj je pod kołdrą. I milcz.
Mniejszości seksualne są traktowane dziś w Polsce jak kobiety pięćdziesiąt lat temu. Ale, jak widać, brzask zwycięstwa różowieje na horyzoncie. Powtórzę raz jeszcze: jeden zero dla zdrowego rozsądku. Mam nadzieję, że wygramy ten pojedynek miażdżącą przewagą. Nasi górą!
Więc zebrało się dwa i pół tysiąca gejów i lesbijek, prawdziwych lub nie, i przeszło się ulicami stolicy, śpiewając wesoło "Kaczuchy". Niektórzy nieśli też transparenty z napisem: "Jeden naród, dwa kaczory", "Kaczyzm", "Kaczki na wieś, lesbijki na Wiejską".
Co więcej, w Paradzie wzięli też udział politycy z pierwszych stron gazet: Izabela Jaruga-Nowacka i wicemarszałek Senatu Kazimierz Kutz, a Marek Borowski (SDPL) tak napisał w swoim oświadczeniu dla PAP: "Dziś na ulicach Warszawy mieliśmy przedsmak IV RP braci Kaczyńskich. Polski buntu i nienawiści do wszystkiego, co inne. Polskich ostrych konfliktów i konfrontacji społecznych. Pełną odpowiedzialność za dzisiejsze wydarzenia ponosi Lech Kaczyński, którego ideologiczna i konfrontacyjna postawa stała się pożywką dla agresji". Znaczy się, że i w polityce coś drgnęło - część polityków wreszcie jasno i wyraźnie wypowiedziała się w kwestii tak u nas drażliwej, jak homoseksualizm. Może to koniec udawania, że w naszym kraju wszystko jest w porządku?
A może to tylko kiełbasa wyborcza?
Nawet jeśli, to bardzo smaczna i potrzebna.
Kiedy oglądałam w telewizji wiadomości na temat Parady, uderzyła mnie olbrzymia fizyczna różnica między jej zwolennikami a przeciwnikami. Kolorowy, tęczowy tłum roześmianych ludzi szedł naprzeciw zwolenników ładu i tradycji: ci byli ubrani w ciemne, "urzędowe" kolory, mieli zaciśnięte usta, pięści, i jak pietruszka z wiersza Jana Brzechwy, byli bladzi (...lecz pietruszka, z tą jest gorzej - blada, chuda, spać nie może...).
Jakoś niezdrowo wyglądali. Jak w bajce, prawda? W bajkach jest przecież zawsze tak, że księżniczka, krasnoludki i wszystkie inne Koszałki-Opałki mają ładne, kolorowe ubranka, a źli czarownicy noszą czarne, szare bądź brązowe suknie - już na pierwszy rzut oka wiadomo, kto jest dobry, a kto zły.
Wygrali ci, co widać było od razu, że są dobrzy: zwolennicy tolerancji, demokracji, równości, godności, zdrowego rozsądku i jednocześnie przeciwnicy jednoosobowych rządów twardej ręki.
I twardej głowy.
Jeden zero dla nas.
Być może to wszystko nie wzbudzałoby we mnie takich emocji, gdybym nie była właśnie w trakcie pewnej zdumiewającej lektury. Bo od kilku dni mam w domu prawdziwy skarb. Skarb ma prawie pięćdziesiąt lat, pożółkłe, zetlałe kartki i nosi tytuł: "W polu i zagrodzie". Książka jest pracą zbiorową, powstałą pod redakcją magistra Tadeusza Ilczaka. To jej trzecie wydanie. Nie wiem niestety, kiedy do rąk czytelników trafiło pierwsze. A szkoda.
Już wyjaśniam, dlaczego lektura sprawia, że oczy wychodzą mi z orbit. W roku 1956, czyli wcale nie tak dawno, nasze kochane społeczeństwo polskie przypominało raczej prymitywne plemię z Papui-Nowej Gwinei, niż lud europejski z tradycjami. Autorzy wyjaśniają, jak często należy się myć, że trzeba dbać o zęby, że bicie kobiety nie może być podstawą dobrego małżeństwa... Nie mogę się oprzeć i zacytuję kilka co lepszych kawałków. Posłuchajcie.
Fragment rozdziału "Kobieta w rodzinie":
"Kiedy czytasz te słowa, być może jest już wieczór. Dzieci śpią, mąż ma w domu jeszcze jakąś robotę. Ot, jak co dzień, zwyczajnie. Nawet się nad tym nie zastanawiasz. Ale popatrz przez chwilę na śpiące dzieci, na mieszkanie, w którym siedzisz i z którym się zżyłaś. To jest Twój dom, Twoja rodzina. (...) Twoje życie rodzinne jest dla naszego kraju sprawą bardzo ważną. Jesteś ważna Ty sama, jako żona i jako matka, i jako gospodyni. Sama wiesz najlepiej, jak wiele zależy od pracy gospodyni w domu. Wiadomo przecież, że przy dobrej gospodyni i cały inwentarz chowa się lepiej i gospodarka w polu lepiej idzie. Dobrą gospodynię łatwo poznać - po porządku w obejściu, po czystości w mieszkaniu, po tym, że dzieci są czyste, nakarmione, dobrze się uczą. Cały dom ma gospodyni na głowie".
W latach pięćdziesiątych stosunek ludzi mieszkających na wsi wieś do tych ludności miejskiej miasta był całkiem inny niż dziś - znakomita większość rodaków żyła na wsi. Zatem te słowa były skierowane do większości kobiet polskich. Doceniono je, ale tylko jako żony, matki i gospodynie. Wartość kobiety wynosiła tyle, ile ona sama włożyła w budowanie przyszłości kraju.
Książka ma ponad sześćset stron, z czego pięćset pięćdziesiąt poświęcono właściwej gospodarce paszowej, pielęgnacji i żywieniu bydła, chowowi trzody chlewnej, drobiu, owiec, kóz i królików, zakładaniu pasieki, hodowli jedwabników, uprawie roślin w przydomowym ogródku, doraźnej pomocy w nagłych przypadkach, żywieniu rodziny, zdrowiu matki i dziecka, przechowywaniu produktów spożywczych, szyciu, robotom na drutach, porządku w domu, dbaniu o wygląd i poradom, jak zachowywać się kulturalnie w każdej sytuacji.
Uff, minęło pięćdziesiąt lat. Państwo nie wypuszcza na rynek podręczników, w których poucza mnie, jak mam żyć i myśleć, w co wierzyć i jak zachowywać się w stosunku do sąsiadów... zaraz zaraz, czy aby na pewno? Analogie z tym, co wyprawia pan Kaczyński nasuwają się same. Przekaz, jaki niosą społeczeństwu jego decyzje niczym nie różni się od przytoczonej powyżej soczystej, socjalistycznej demagogii. Dobrego obywatela można dziś poznać po lśniącym samochodzie, po czystości myśli, po tym, że dzieci ma czyste, nakarmione. Ty, obywatelu, jesteś ważny dla Prezydenta Warszawy jako podmiot płacący podatki, jako wykonawca różnych przepisów prawnych i jako trybik w machinie zwanej państwem. Poza tym Twoje życie, obywatelu, jest dla naszego kraju sprawą nieważną. Jeśli masz jakieś kłopoty, to ukryj je pod kołdrą. I milcz.
Mniejszości seksualne są traktowane dziś w Polsce jak kobiety pięćdziesiąt lat temu. Ale, jak widać, brzask zwycięstwa różowieje na horyzoncie. Powtórzę raz jeszcze: jeden zero dla zdrowego rozsądku. Mam nadzieję, że wygramy ten pojedynek miażdżącą przewagą. Nasi górą!
Zuzanna Wittenburger/o2.pl
Warning: Missing argument 1 for OpenTable(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/article.php on line 228 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/themes/Wici/theme.php on line 267
Warning: Missing argument 2 for OpenTable(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/article.php on line 228 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/themes/Wici/theme.php on line 267
Warning: Missing argument 1 for OpenTable(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/article.php on line 246 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/themes/Wici/theme.php on line 267
Warning: Missing argument 2 for OpenTable(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/article.php on line 246 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/themes/Wici/theme.php on line 267
Warning: Missing argument 7 for DisplayTopic(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/comments.php on line 91 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/comments.php on line 477
Warning: Missing argument 8 for DisplayTopic(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/comments.php on line 91 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/comments.php on line 477
Warning: Missing argument 2 for OpenTable(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/comments.php on line 503 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/themes/Wici/theme.php on line 267
Komentarze |