Kultura Polska Kino Kultura
Wys�ano dnia 16-07-2004 o godz. 08:00:00 przez pala2 446
Wys�ano dnia 16-07-2004 o godz. 08:00:00 przez pala2 446
![]() |
Przyciszony, skupiony, zatopiony w literackiej tradycji, ale przecież jednocześnie z przenikliwością obserwujący wszystko, co dzieje się wokół.
Jego życiorys i filmografię można znaleźć w każdej encyklopedii kina. Ale w tych suchych notkach nikt nie wyczyta, jak ważny jest dla wielu ludzi ten starszy, siwy pan o niepozornej posturze. W czasach, gdy po różnych wartościach zostały tylko ruiny, Stanisław Różewicz jest prawdziwym moralnym autorytetem dla filmowego środowiska. Skromny, uczciwy, niegarnący się do zaszczytów i pieniędzy. Artysta potrafiący oddać na ekranie subtelne klimaty i nastroje.
Dzisiaj Stanisław Różewicz żyje trochę na uboczu. Ale jakaż wielka radość wybuchła przed trzema laty, gdy organizatorzy Polskiej Nagrody Filmowej ogłosili, że to właśnie on dostał nagrodę za całokształt twórczości.
W historii naszej kinematografii zapisał się jako założyciel zespołu "Tor". Pod jego skrzydłami wyrośli i dojrzeli reżyserzy tacy, jak Krzysztof Zanussi, Edward Żebrowski, Wojciech Marczewski, Antoni Krauze. To tutaj narodził się jako fabularzysta Krzysztof Kieślowski, zaczynał Filip Bajon.
Jeden z dawnych współpracowników Stanisława Różewicza, Antoni Krauze, twierdzi: - Jest pewien klucz do osobowości Różewicza. Jego kino jest powściągliwe, "nie rzuca się w oczy". On sam jest podobny. Nie interesują go ludzie krzykliwi i silni. W czym innym szuka wartości. Ale jednocześnie jest człowiekiem o mocnym charakterze. I mocnego charakteru wymagał od swoich pracowników. Przecież większość filmów, które powstały w tym pierwszym okresie "Toru", miało swoje skomplikowane losy. Więc do "Toru" trzeba było wnieść pewien hart.
W czasach ogromnej władzy, jaką mieli szefowie zespołów, Różewicz radził, ale nie narzucał nikomu własnego zdania. I odważnie bronił produkowanych w "Torze" filmów. Należał do partii, ale nie wykorzystywał tego, by antyszambrować pod drzwiami notabli, prosząc o przydział mieszkania czy kupon na samochód. Do dzisiaj mieszka w skromnym bloku za Żelazną Bramą i jeździ tramwajami. Chodził do KC po to, by walczyć o filmy kolegów. I zazwyczaj się udawało. W 1982 roku oddał legitymację partyjną. W swoim stylu. Cicho, bez rozgłosu.
Starsi twórcy wspominają kanapę w "Torze", na której siadało się i gadało godzinami. O nowych książkach, o sztuce, polityce, życiu. O projektach swoich i kolegów. Dzisiaj młodzi mogą tylko o takiej atmosferze pomarzyć...
Stanisław Różewicz to także ciekawy artysta. Jego filmy, nawet te najwcześniejsze, niemal się nie zestarzały. Może dlatego, że nigdy nie ulegał modom i trendom.
Miał własny charakter pisma. Nie wpisał się w szkołę polską ani w kino moralnego niepokoju, choć rozliczał się z wojenną przeszłością i opowiadał o rozterkach ludzi, którym przyszło dokonywać ważnych życiowych wyborów. Jego obrazy - zazwyczaj wyciszone, złożone z niuansów i detali, do dzisiaj przejmują prawdą i wnikliwością obserwacji.
Różewicz nosi w sobie doświadczenia XX wieku. Przede wszystkim to najważniejsze dla jego pokolenia - wojenne. W filmach bardzo często wracał motyw wojny - raz tej bohaterskiej, epickiej, niemal dokumentalnie opowiedzianej jak w "Wolnym mieście" czy "Westerplatte", innym znów razem bardzo kameralnej i osobistej, widzianej przez pryzmat dzieci ze "Świadectwa urodzenia" czy bohaterów "Rysia". Różewicz pokazywał piętno, jakie wojna zostawiła w psychice ludzi: samotnych "Trzech kobiet", które wyszły z obozu i usiłują odbudować swoje życie, czy chłopaka, który w "Opadły liście z drzew" dwa lata po wojnie jedzie pociągiem nad morze, by spełnić marzenie z czasów partyzantki. Marzenie swoje i tych, co nie przeżyli.
Potrafił też Różewicz kreślić subtelne portrety ludzi, jak w "Samotności we dwoje", w przejmującej opowieści o dramacie matki i córki "Drzwi w murze" czy współczesnej "Kobiecie w kapeluszu", osadzonej w środowisku teatralnym.
Kino Różewicza rodziło się z rozmów, z wchłaniania życia wokół. Ale także, a może przede wszystkim, z lektur. Stanisław Różewicz, brat poety Tadeusza Różewicza, zawsze miał bliskie kontakty ze środowiskiem literackim. Pracował z bratem, ekranizował też powieści i nowele Kornela Filipowicza, Jana Józefa Szczepańskiego, Karola Ludwika Konińskiego, Witolda Zalewskiego, Jarosława Iwaszkiewicza. Dzisiaj filmowcy o tych pisarzach niemal zapomnieli, inspiracji szukają u Sienkiewicza, Pilcha czy Masłowskiej. Swój ostatni film, "Nocnego gościa", Różewicz nakręcił w 1989 roku.
Są ludzie, którzy nie bardzo odnajdują się w dzisiejszych czasach. Tadeusz Konwicki przestał pisać, mówi, że nie pasuje do świata, który nastał, że nie potrafi go zrozumieć. Stanisław Różewicz chce pracować. Wraca do teatru, reżyseruje spektakle w telewizji, czasem jeszcze marzy o tym, żeby stanąć za kamerą. Ale jak w drapieżnej rzeczywistości ma się przebić człowiek innej epoki? Przed kilkoma laty złożył w TVP scenariusz filmu "Dziewczyna z wystawy". Miał zacząć pracę - w ostatniej chwili telewizja publiczna wycofała się. Nie starczyło funduszy na skromny film, którego autor przyglądał się ludziom żyjącym w nowej polskiej obyczajowości. Udało mu się zrobić "Kinemę" - dokument o starym kinie w Radomsku, do którego chodził jako dziecko. Niedawno skończył 13-minutowy dokument "Wycieczka do Paryża" - o trzygodzinnym pobycie Hitlera w stolicy Francji i jego wizycie w Operze Paryskiej. - To monstrum zawsze będzie prześladowało moje pokolenie - mówi. Dotarł do niezwykłych materiałów archiwalnych, zrobił film niejednoznaczny, refleksyjny. A pieniądze na ten film ledwo udało się zdobyć.
Smutne, że nie potrafimy słuchać takich ludzi - mądrych i niezwykłych. Są dziś potrzebni jak nigdy. Bo co nam zostanie, jak odejdą? Gwiazdki telewizyjne opowiadające o tym, że rozwodzą się z mężem? Współcześni herosi z agencji reklamowych z rękami w kieszeniach i gumą do żucia w ustach? Didżeje z nocnych klubów? A może - "kurde" - bohaterowie "Big Brothera"?
95-letni Portugalczyk Manoel De Oliveira robi film za filmem, zachwyca świat filozoficzną opowieścią o kulturze, która przegrywa z nienawiścią i terroryzmem. My promujemy tylko silnych. Tych, którzy potrafią grać swoim nazwiskiem, zjednać sobie bank, narobić szumu w mediach. Zapominamy o tych, którzy wolą tworzyć w ciszy. A przecież na ogół to właśnie oni głębiej przeżywają świat.
Jego życiorys i filmografię można znaleźć w każdej encyklopedii kina. Ale w tych suchych notkach nikt nie wyczyta, jak ważny jest dla wielu ludzi ten starszy, siwy pan o niepozornej posturze. W czasach, gdy po różnych wartościach zostały tylko ruiny, Stanisław Różewicz jest prawdziwym moralnym autorytetem dla filmowego środowiska. Skromny, uczciwy, niegarnący się do zaszczytów i pieniędzy. Artysta potrafiący oddać na ekranie subtelne klimaty i nastroje.
Dzisiaj Stanisław Różewicz żyje trochę na uboczu. Ale jakaż wielka radość wybuchła przed trzema laty, gdy organizatorzy Polskiej Nagrody Filmowej ogłosili, że to właśnie on dostał nagrodę za całokształt twórczości.
W historii naszej kinematografii zapisał się jako założyciel zespołu "Tor". Pod jego skrzydłami wyrośli i dojrzeli reżyserzy tacy, jak Krzysztof Zanussi, Edward Żebrowski, Wojciech Marczewski, Antoni Krauze. To tutaj narodził się jako fabularzysta Krzysztof Kieślowski, zaczynał Filip Bajon.
Jeden z dawnych współpracowników Stanisława Różewicza, Antoni Krauze, twierdzi: - Jest pewien klucz do osobowości Różewicza. Jego kino jest powściągliwe, "nie rzuca się w oczy". On sam jest podobny. Nie interesują go ludzie krzykliwi i silni. W czym innym szuka wartości. Ale jednocześnie jest człowiekiem o mocnym charakterze. I mocnego charakteru wymagał od swoich pracowników. Przecież większość filmów, które powstały w tym pierwszym okresie "Toru", miało swoje skomplikowane losy. Więc do "Toru" trzeba było wnieść pewien hart.
W czasach ogromnej władzy, jaką mieli szefowie zespołów, Różewicz radził, ale nie narzucał nikomu własnego zdania. I odważnie bronił produkowanych w "Torze" filmów. Należał do partii, ale nie wykorzystywał tego, by antyszambrować pod drzwiami notabli, prosząc o przydział mieszkania czy kupon na samochód. Do dzisiaj mieszka w skromnym bloku za Żelazną Bramą i jeździ tramwajami. Chodził do KC po to, by walczyć o filmy kolegów. I zazwyczaj się udawało. W 1982 roku oddał legitymację partyjną. W swoim stylu. Cicho, bez rozgłosu.
Starsi twórcy wspominają kanapę w "Torze", na której siadało się i gadało godzinami. O nowych książkach, o sztuce, polityce, życiu. O projektach swoich i kolegów. Dzisiaj młodzi mogą tylko o takiej atmosferze pomarzyć...
Stanisław Różewicz to także ciekawy artysta. Jego filmy, nawet te najwcześniejsze, niemal się nie zestarzały. Może dlatego, że nigdy nie ulegał modom i trendom.
Miał własny charakter pisma. Nie wpisał się w szkołę polską ani w kino moralnego niepokoju, choć rozliczał się z wojenną przeszłością i opowiadał o rozterkach ludzi, którym przyszło dokonywać ważnych życiowych wyborów. Jego obrazy - zazwyczaj wyciszone, złożone z niuansów i detali, do dzisiaj przejmują prawdą i wnikliwością obserwacji.
Różewicz nosi w sobie doświadczenia XX wieku. Przede wszystkim to najważniejsze dla jego pokolenia - wojenne. W filmach bardzo często wracał motyw wojny - raz tej bohaterskiej, epickiej, niemal dokumentalnie opowiedzianej jak w "Wolnym mieście" czy "Westerplatte", innym znów razem bardzo kameralnej i osobistej, widzianej przez pryzmat dzieci ze "Świadectwa urodzenia" czy bohaterów "Rysia". Różewicz pokazywał piętno, jakie wojna zostawiła w psychice ludzi: samotnych "Trzech kobiet", które wyszły z obozu i usiłują odbudować swoje życie, czy chłopaka, który w "Opadły liście z drzew" dwa lata po wojnie jedzie pociągiem nad morze, by spełnić marzenie z czasów partyzantki. Marzenie swoje i tych, co nie przeżyli.
Potrafił też Różewicz kreślić subtelne portrety ludzi, jak w "Samotności we dwoje", w przejmującej opowieści o dramacie matki i córki "Drzwi w murze" czy współczesnej "Kobiecie w kapeluszu", osadzonej w środowisku teatralnym.
Kino Różewicza rodziło się z rozmów, z wchłaniania życia wokół. Ale także, a może przede wszystkim, z lektur. Stanisław Różewicz, brat poety Tadeusza Różewicza, zawsze miał bliskie kontakty ze środowiskiem literackim. Pracował z bratem, ekranizował też powieści i nowele Kornela Filipowicza, Jana Józefa Szczepańskiego, Karola Ludwika Konińskiego, Witolda Zalewskiego, Jarosława Iwaszkiewicza. Dzisiaj filmowcy o tych pisarzach niemal zapomnieli, inspiracji szukają u Sienkiewicza, Pilcha czy Masłowskiej. Swój ostatni film, "Nocnego gościa", Różewicz nakręcił w 1989 roku.
Są ludzie, którzy nie bardzo odnajdują się w dzisiejszych czasach. Tadeusz Konwicki przestał pisać, mówi, że nie pasuje do świata, który nastał, że nie potrafi go zrozumieć. Stanisław Różewicz chce pracować. Wraca do teatru, reżyseruje spektakle w telewizji, czasem jeszcze marzy o tym, żeby stanąć za kamerą. Ale jak w drapieżnej rzeczywistości ma się przebić człowiek innej epoki? Przed kilkoma laty złożył w TVP scenariusz filmu "Dziewczyna z wystawy". Miał zacząć pracę - w ostatniej chwili telewizja publiczna wycofała się. Nie starczyło funduszy na skromny film, którego autor przyglądał się ludziom żyjącym w nowej polskiej obyczajowości. Udało mu się zrobić "Kinemę" - dokument o starym kinie w Radomsku, do którego chodził jako dziecko. Niedawno skończył 13-minutowy dokument "Wycieczka do Paryża" - o trzygodzinnym pobycie Hitlera w stolicy Francji i jego wizycie w Operze Paryskiej. - To monstrum zawsze będzie prześladowało moje pokolenie - mówi. Dotarł do niezwykłych materiałów archiwalnych, zrobił film niejednoznaczny, refleksyjny. A pieniądze na ten film ledwo udało się zdobyć.
Smutne, że nie potrafimy słuchać takich ludzi - mądrych i niezwykłych. Są dziś potrzebni jak nigdy. Bo co nam zostanie, jak odejdą? Gwiazdki telewizyjne opowiadające o tym, że rozwodzą się z mężem? Współcześni herosi z agencji reklamowych z rękami w kieszeniach i gumą do żucia w ustach? Didżeje z nocnych klubów? A może - "kurde" - bohaterowie "Big Brothera"?
95-letni Portugalczyk Manoel De Oliveira robi film za filmem, zachwyca świat filozoficzną opowieścią o kulturze, która przegrywa z nienawiścią i terroryzmem. My promujemy tylko silnych. Tych, którzy potrafią grać swoim nazwiskiem, zjednać sobie bank, narobić szumu w mediach. Zapominamy o tych, którzy wolą tworzyć w ciszy. A przecież na ogół to właśnie oni głębiej przeżywają świat.
BARBARA HOLLENDER Rzeczpospolita.pl FOT. (C) JACEK DOMIŃSKI
Warning: Missing argument 1 for OpenTable(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/article.php on line 228 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/themes/Wici/theme.php on line 267
Warning: Missing argument 2 for OpenTable(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/article.php on line 228 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/themes/Wici/theme.php on line 267
Warning: Missing argument 1 for OpenTable(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/article.php on line 246 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/themes/Wici/theme.php on line 267
Warning: Missing argument 2 for OpenTable(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/article.php on line 246 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/themes/Wici/theme.php on line 267
Warning: Missing argument 7 for DisplayTopic(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/comments.php on line 91 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/comments.php on line 477
Warning: Missing argument 8 for DisplayTopic(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/comments.php on line 91 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/comments.php on line 477
Warning: Missing argument 2 for OpenTable(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/comments.php on line 503 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/themes/Wici/theme.php on line 267
Komentarze |