Takiej liczby straconych bramek w rozgrywkach krajowych nie pamiętają najstarsi świętokrzyscy górale. - Ja nie. Nawet nie potrafię sięgnąć pamięcią tak, żeby sobie coś przypomnieć - mówił Andrzej Jung, kierownik kieleckiej drużyny, który związany z nią jest od co najmniej kilkunastu lat.

Kielczan nie tłumaczy nawet gigantyczna zaliczka z pierwszego, wygranego 41:19 spotkania, bo drużynie walczącej o mistrzostwo i Puchar Polski nie przystoi przegrywać w takich rozmiarach. Tym bardziej, że trener Zbigniew Tłuczyński wziął do Kwidzyna najsilniejszy skład i zapowiadał poważne traktowanie tego spotkania.

Nie udało się. Tylko początek był wyrównany. Potem MMTS wykorzystując nonszalancką grę Vive wypracował kilkubramkową przewagę. - Zespół mając w pamięci taką olbrzymią zaliczkę, podszedł do rewanżu niepoważnie. Grali na stojąco. I mieli pecha, bo trafili na zespół, który chciał grać i zrehabilitować się za klęskę u nas - dodał Andrzej Jung. Kielczanie popełniali błąd za błędem. Mnożyli niecelne rzuty, gubili piłkę. W pierwszej połowie zrobili aż 9 błędów technicznych i oddali 12 niecelnych rzutów. W całym meczu bilans takich zagrań był "imponujący": 18 i 20! Najwyżej MMTS prowadził siedmioma bramkami.

Finałowego rywala kielczanie poznają dopiero 8 marca. Wtedy w Płocku Wisła będzie odrabiać czterobramkową stratę z pierwszego, przegranego 26:30 meczu z Zagłębiem Lubin.

MMTS KWIDZYN 40 (20)
VIVE KIELCE 34 (15)

Vive: Bernacki, Stęczniewski - Zydroń 6, Salami 6, Kuchczyński 5, Rosiński 4, Wasiak 4, Nikiforow 3, Podsiadło 3, Hiliuk 1, Jeżewski 1, Nikulenko 1, Grabarczyk, Sieczka.

MMTS: Wolański, Gawlik - Cielątkowski 2, Kawczyński 1, Mroczkowski 8, Frelek 2, Boneczko 5, Urbanowicz 4, Markuszewski 4, Cieślak 1, Janusiewicz 1, Wardzyński 5, Janiszewski 4, Czertowicz 3.